Nie znoszę listopada. Po prostu. Jest szaro, buro i ponuro. W przetrwaniu listopada pomogły mi świece pozapalane w całym domu. Otulona ich migotliwym i ciepłym blaskiem dotrwałam do grudnia.
I choć aura zasadniczo nie zmieniła się i nowy miesiąc wygląda tak samo, cieszę się, że jest już grudzień. Po pierwsze rozpoczął się adwent i przygotowania do świąt. Bardzo lubię ten okres. Miasto zostało rozświetlone iluminacjami a w moim domu świeczki nadal mi towarzyszą. Moje córki rozpalają je tuż przed moim powrotem z pracy, by rozświetlić domostwo. Śmiejemy się, że zimą płacimy większe rachunki za świeczki niż za prąd! W te długie zimowe wieczory, gdy przy blasku świec gramy w karty, serwuję rodzince różne orzechy i suszone owoce jako przekąskę lub suszone daktyle, których nieco mdły i słodki smak przełamuję za pomocą prażonych, solonych migdałów.
A robi się to tak:
opakowanie suszonych daktyli bez pestek
dwie spore garści prażonych, solonych migdałów
Przygotowanie:
Daktyl lekko rozchylam i w zależności od wielkości moich produktów wkładam do środka jeden lub dwa migdały (na wzdłuż). Czynność powtarzam do wyczerpania zapasów. Staram się ponownie skleić daktyle, by nie było widać zawartości, jaką skrywają. Tak przygotowane daktyle można spiąć wykałaczką i ułożyć na tackach (wersja bankietowa), można też po prostu wsypać je do miseczki. Można też przesypać do jakiegoś dekoracyjnego słoiczka i podarować takie naturalne słodycze komuś w prezencie.
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch