Prokuratura Rejonowa w Świdnicy po raz drugi umorzyła śledztwo w sprawie pożaru, w którym zginęła kilkumiesięczna dziewczynka. Wznowienia śledztwa domagała się matka dziecka, twierdząc, że wina została zrzucona na jej dzieci. Tym razem decyzja prokuratury jest prawomocna, a kobieta może domagać się dalszych ustaleń w procesie sądowym z prywatnego powództwa.
W najbliższą sobotę minie dokładnie rok od tragicznego pożaru w mieszkaniu wielodzietnej rodziny przy ulicy Sprzymierzeńców w Świdnicy. Z powodu rozległych obrażeń zmarła 8-miesięczna dziewczynka, a pozostałe 9 dzieci i ich rodzice zostali bez dachu nad głową. Powołany przez prokuraturę biegły z zakresu pożarnictwa w obszernej opinii nie wskazał jednoznacznej przyczyny pożaru. Za najbardziej prawdopodobną uznał zaprószenie ognia. Ponieważ nie było i na taką tezę jednoznacznych dowodów, śledztwo w sierpniu zostało umorzone. Decyzja oburzyła Małgorzatę Mróz, matkę zmarłego dziecka. Kobieta w zażaleniu na umorzenie wskazywała, że od lat były problemy z piecami w wynajmowanym od MZN-u mieszkaniu. Jej zdaniem pożar rozpoczął się od sadzy, która buchnęła z niesprawnych urządzeń. – Ten wątek nie był powodem wznowienia śledztwa, bo powód pożaru wskazany przez pokrzywdzoną został kategorycznie wykluczony przez biegłego – wyjaśnia prokurator rejonowy Marek Rusin. – Wznowiliśmy śledztwo ze względu na zupełnie inne okoliczności, opisane przez matkę dziecka, o których wcześniej w ogóle nie było mowy.
Małgorzata Mróz w zażaleniu wskazała na błędy, jakie podczas akcji ratunkowej mogły doprowadzić do śmierci jej najmłodszej córki. Dziewczynka, mimo pierwszych informacji, miała być przetransportowana śmigłowcem do specjalistycznego szpitala w Siemianowicach, gdzie leczone są oparzenia. Dziecko miało oparzenia II i III stopnia, obejmujące 39% ciała, a także poparzoną krtań i tchawicę. Dziewczynka nie trafiła jednak do Siemianowic, a na specjalistyczny oddział ratunkowy w Sosnowcu.
– Powołaliśmy biegłego i pozyskaliśmy całą dokumentację medyczną z akcji ratunkowej, by wyjaśnić, czy mogło dojść do błędu skutkującego śmiercią dziecka – mówi prokurator Rusin. – W wyniku ustaleń okazało się, że powodem zmiany decyzji o miejscu lądowania było nagłe pogorszenie stanu zdrowia dziewczynki. Ratownicy zadecydowali, że wylądują wcześniej, w Sosnowcu. Nie dopatrzyliśmy się błędu. Stan dziecka był krytyczny i decyzja została podjęta prawidłowo. Mimo wysiłków lekarzy dziewczynki nie udało się uratować.
Umorzenie śledztwa jest prawomocne i nie przysługuje od niego odwołanie. Matka dziecka może zwrócić się do sądu o wszczęcie procesu z powództwa prywatnego.