Choć ostatnio możemy zobaczyć ją jedynie w serialach, ma za sobą wiele ról, które mimo upływu lat funkcjonują w świadomości polskiego widza. Na ekranie ujmuje ekspresją, głosem i kreacją aktorską, a prywatnie – ciepłem i otwartością. Małgorzata Kożuchowska odebrała w tym roku w Świdnicy Nagrodę za Twórczą Współpracę Aktora z Reżyserem – w rozmowie z Adrianną Woźniak opowiada o warunkach dobrej atmosfery na planie, wyborach aktora oraz o Festiwalu Reżyserii Filmowej.
Została pani uhonorowana Kryształowym Dzikiem za Twórczą Współpracę Aktora z Reżyserem, z czego wynika, że twórcza atmosfera na planie nie jest rzeczą tak zwyczajną. Czy pomiędzy aktorem i reżyserem właśnie musi pojawić się jakaś chemia, czy to jest po prostu praca?
Każdy szuka w swoim życiu i pracy momentów wyjątkowych i wyjątkowych spotkań. Zrobienie filmu to jest pewnego rodzaju luksus i święto, więc jeżeli już dochodzi do tego, że film może powstać – są na to pieniądze, wszystkie zgody i chęci – to chcemy zrobić ten film z ludźmi, których szanujemy, którzy najbardziej się do tego w naszej ocenie nadają. Chcemy mieć pewność, że zapewnimy to maksimum, które możemy w produkcję włożyć. Każdy czeka na ten wyjątkowy moment jakiegoś niesamowitego spotkania, więc gdyby to była taka powszedniość, to nikt tak o to by nie zabiegał. A ponieważ to jest jakaś magia i ekipa jest zebrana przez reżysera i producenta na te dwadzieścia czy trzydzieści dni, to jest to trochę przeniesienie się w inny świat i zawsze wspomina się to z sentymentem, dodatkowo – zostaje po tym ślad, który trwa na „wieki wieków Amen”, czyli film, do którego będzie można po latach wracać. Jeśli się on nie zestarzeje – tym lepiej. Są takie filmy, ever-greeny, które mimo upływu czasu i innych rozwiązań technicznych nadal są wspaniałe i oglądane. Kiedy jest się częścią takiego filmu, to człowiek czuje się wyjątkowy – warto o to walczyć.
Często w filmie można panią tylko usłyszeć. Czy dubbing to jest taka dziedzina, do której każdy aktor ma predyspozycje?
Nie ma takich rzeczy, które aktor powinien czy nie powinien robić – jest tyle dziedzin i konwencji, w których można się spełniać będąc w tym zawodzie, że każdy wybiera to, w czym czuje się najlepiej. Czasami to życie wybiera za nas – jest to przecież zawód usługowy, aktor jest człowiekiem do wynajęcia i albo ktoś po niego sięga, albo nie. Lepszy jest aktor zapracowany niż taki siedzący, sfrustrowany i czekający na telefon. Dla mnie w ideale jest tak, żeby móc kosztować i mieć „zawodowy płodozmian” – aby grać trochę na scenie, potem w filmie, w serialu, zrobić jakiś dubbing, wziąć udział w jakim koncercie. Wtedy człowiek się nie nudzi, nie popada w rutynę, nie nuży go to, co robi i cały czas są stawiane przed nim nowe zadania, którym musi sprostać. Dla mnie jest to sytuacja idealna, ale są aktorzy, którzy czują się świetnie na przykład tylko w teatrze, a inni mówią: „nigdy nie stanę na scenie! Nie wytrzymuję ilości tych prób, i że to trzeba na żywo i nie można powtórzyć” etc. Jest to indywidualna kwestia wyborów i predyspozycji, ale też tego, jak nas widzą ci, którzy decydują o tym, że ktoś ma pracę, a ktoś tej pracy nie ma.
Czy aktorstwo to tylko talent, czy można się wyuczyć tego zawodu?
Uważam, że trzeba mieć talent, bo bez niego jest ciężko, natomiast sam talent nie wystarcza – trzeba pracować, trzeba się rozwijać, nie można spocząć na laurach. Cały czas trzeba podejmować się nowych wyzwań – wtedy człowiek jest ciekawy dla widza jako aktor. Jeżeli gdzieś się zatrzyma, to przychodzą nowi, barwni, bardziej nowocześni, młodsi, ciekawsi, piękniejsi – wtedy ten aktor odchodzi w zapomnienie: miał swoje przysłowiowe pięć minut, ale ono się skończyło. A jeśli wybiera się ten zawód ze świadomością, ale też miłością, to chce się go uprawiać przez całe życie. Ale trzeba wtedy tak kombinować, żeby Ciebie to cały czas pasjonowało.
Jak ocenia pani sam festiwal?
Jestem w Świdnicy już po raz trzeci, więc wydaje mi się, że znam tę imprezę dość dobrze i każdy pobyt tutaj jest czystą przyjemnością, ale też okazją w tym bardzo zabieganym świecie – w Warszawie, gdzie przede wszystkim robimy filmy i gdzie jest to źródło, wszyscy są zapracowani i nie mają czasu żeby się spotkać, zatrzymać, pogadać, a tutaj jest takie miejsce i taki czas, że można to zrobić. Jest to bardzo miłe i trochę mi to przypomina dawne czasy, kiedy po zagranym przedstawieniu nie szło się do domu do swoich rodzin (ponieważ wtedy jeszcze się tych rodzin nie miało) i wszyscy siedzieli sobie i biesiadowali – był to taki moment odreagowania. Tu dzieje się tak samo.