Strona główna Temat dnia Dotacja bez gry wstępnej

Dotacja bez gry wstępnej

2

Zamiast powodem do dumy częściej są utrapieniem dla samorządów, parafii i prywatnych właścicieli. Choć w Polsce przeznacza się coraz więcej pieniędzy na ratowanie unikatowych zabytków, przy ich podziale panuje totalny chaos i ogromna dowolność. – Toniemy w papierach, procedurach, nigdy nie wiemy, w jakiej wysokości dotacje otrzymamy, a na wydanie pieniędzy jest tylko rok. Nie ma mowy o żadnej strategii! – alarmował Zbigniew Fiderewicz, zastępca prezydenta Torunia. I postawił postulat: Dotacja bez gry wstępnej, to jest system finansowania konserwacji zabytków w 100% przez państwo, bez dyskusji i negocjacji.

 Ogromne emocje towarzyszyły dyskusji o sytuacji zarządców i właścicieli obiektów wpisanych na listę UNESCO i pomników historii z listy prezydenta RP, która toczyła sie podczas jednego z paneli IV Kongresu Regionów. Wzięli w niej udział zarówno sami zarządcy, jak i przedstawiciel Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego oraz wojewódzki konserwator zabytków we Wrocławiu. Barbara Obelinda twardo wyliczyła listę błędów, jakie zawiera obecny system. – Tu nie tyle chodzi o pieniądze, ale sposób ich rozdzielania – stwierdziła. Wnioski o państwowe dotacje przyjmowane są pod koniec roku kalendarzowego, decyzje o przyznaniu lub nie środków na renowacje zapadają kilka miesięcy później. Na ogół nie przyznaje się całej wnioskowanej kwoty. – A są zadania, których nie sposób podzielić, jak na przykład remonty dachów – mówiła Obelinda. – Zarządcy i właściciele są zmuszani do poszukiwania wielu źródeł, nie zawsze udaje się je zgrać. Pieniądze wydawane są od przypadku do przypadku, nie ma mowy o stworzeniu wieloletniego, rozsądnego planu remontów. Dodatkowym problemem jest pewna dowolność w ocenie wniosków. Przykładem jest świdnicki Kościół Pokoju, w którym podczas remontu ze środków niemieckich zdemontowano okładziny ścian i od wielu lat nie można pozyskać dotacji na ich zamontowanie. Dlaczego? Bo to nieatrakcyjne! Renowacja pięknej ambony – tak, bo efekt jest spektakularny. Okładzina – nie, bo kto na nią zwróci uwagę?

Osobnym problemem są olbrzymie zespoły zabytków z listy UNESCO. – Takim przykładem jest Toruń – mówił wiceprezydent tego miasta. – Cala starówka jest na liście światowego dziedzictwa, a to aż 700 obiektów o zróżnicowanej strukturze własnościowej. Moim marzeniem jest, by Polska wreszcie zdecydowała się na model niemiecki, gdzie na ratowanie najcenniejszych zabytków z kasy państwowej przeznaczane jest 100% potrzebnych środków. Jaki efekt? Wystarczy choćby zobaczyć, jak wygląda Park Mużakowski z listy UNESCO po stronie niemieckiej, a jak po stronie polskiej. U nas wpis na tę listę oznacza wyłącznie prestiż i kłopot, bo nie ma zwartego programu, mądrego programu!

Kolejny problem to zabytki w rekach prywatnych. – U nas dosłownie karze się prywatne osoby, które ratują z ruiny np. pałace, tak jak to się dzieje w Dolinie Pałaców koło Jeleniej Góry – mówił przedstawiciel Doliny Pałaców. – Odrestaurowanie obiektu to jedno, a jego utrzymanie? O tym nikt nie myśli. Pałace muszą same na to zarabiać, więc najczęściej stają się hotelami. I są traktowane jak obiekty dochodowe, nikt ich właścicieli nie zwalnia z potężnych podatków od nieruchomości. Efekt jest taki, ze coraz mniej osób decyduje się na inwestowanie w zrujnowane pałace. Na Dolnym Śląsku mamy takich obiektów najwięcej w Polsce. Niestety, większość skazana jest na ruinę.

Prowadzący dyskusję przypomnieli, że próby stworzenia ogólnopolskiego programu dla szczególnie cennych zabytków, stanowiących dziedzictwo narodowe, były podejmowane wielokrotnie, ale kończyło się przeważnie na dyskusjach. Jedynym miastem w Polsce, dla którego stworzono specjalny fundusz i które przez lata może systematycznie podejmować kolejne prace, jest Kraków. Takiego rozwiązania potrzebuje cała Polska.

asz

Poprzedni artykułKoncertowali w areszcie
Następny artykułUwięziony w centrum miasta [FOTO]