Ten rodzaj pisarstwa ma to do siebie, że często odbarwia to wszystko, co ludzie i czasy, w których żyli ubrali w spiż, brąz lub inne atrybuty wielkości i wyjątkowości. Korczak funkcjonujący w przekazach to dobroduszny staruszek, który prowadzi swoje podopieczne dzieci w słoneczny dzień na Umschlagplatz. Historyczne miejsce wywózki warszawskich Żydów do Treblinki. I autorka książki przedstawia też ostatnie dni Korczaka i wielokrotnie opisywany i przedstawiany w filmach marsz na Umschlagplatz na czele pochodu pięknie ubranych, śpiewających dzieci. Naoczny świadek zapamiętał tę scenę inaczej – Korczak, bardzo już chory i wyczerpany, ledwie powłóczył nogami, dzieci, sparaliżowane przerażeniem, szły w całkowitej ciszy.
Autorka podkreśla też, że postawa Korczaka nie była czymś absolutnie wyjątkowym. Inni kierownicy, wychowawcy i pracownicy około trzydziestu sierocińców i internatów getta także dobrowolnie podzielili los wychowanków. A innych szczegółów budzących wątpliwości jest sporo. Choćby pamiętny dzień wywózki. Ta książka stara się rzetelnie to wszystko wyjaśniać. Autorka przyznaje, że historia śmierci Korczaka przysłoniła historię jego życia, mit heroicznego pochodu na Umschlagplatz z dziećmi z sierocińca zastąpił prawdziwą opowieść o człowieku pełnym zahamowań, bardzo skrytym, obawiającym się bliskości, niespokojnym, bezkompromisowym, często gwałtownym i niemiłym dla otoczenia.
Dziadek autorki, Jakub Mortkowicz i jego żona Janina z domu Horwitz nie tylko wydawali niemal wszystkie dzieła Korczaka, ale też zaliczali się do jego bliskich przyjaciół. Matka autorki, Hanna Mortkowicz – Olczakowa, opublikowała pierwszą po wojnie książkę o Korczaku a sama Joanna Olczak – Ronikier była jako dziecko leczona przez Starego Doktora. To barwny portret bohatera na tle jego epoki, bogate dziedzictwo, które go ukształtowało, i okrutne czasy, w jakich przyszło mu żyć. To znakomita biografia i zarazem porywająca opowieść.
W oparciu o plan autobiografii Korczaka pozostawiony w Pamiętniku Joanna Olczak-Ronikier odtwarza historię życia Doktora, wplatając ją w opowieść o losach i wyborach polskich Żydów. Poznajemy bohatera, jako chłopca szukającego swojej drogi, młodego lekarza o społecznych zainteresowaniach, pedagoga głoszącego nowatorskie teorie, pisarza, wieloletniego kierownika Domu Sierot dla dzieci żydowskich, współpracownika Naszego Domu – internatu dla dzieci polskich. Dowiadujemy się, że w młodości pisywał egzaltowane poematy, odrzucane przez wszystkie redakcje. Że założył pierwsze na świecie pismo dla dzieci, redagowane przez dzieci. Że choć zdeklarowany pacyfista, brał udział w wojnie rosyjsko-japońskiej i w I wojnie światowej. Że choć wydawał się racjonalistą i sceptykiem, był człowiekiem głęboko religijnym, a równocześnie interesował się teozofią i należał do loży masońskiej. Nie popierał żadnej partii politycznej. Nie opowiadał się po stronie żadnej ideologii. Przez całe życie towarzyszyła mu wiara, że można być równocześnie Żydem i Polakiem. Tuż przed śmiercią zanotował: „Nikomu nie życzę źle. Nie umiem. Nie wiem, jak się to robi”. A fragment ze wstępu niech uzupełni postać bohatera tej książki – „Autorką pierwszej powojennej książki o Doktorze była moja matka – Hanna Mortkowicz – Olczakowa. Książka do tej pory funkcjonuje, jako jedno z najważniejszych źródeł wiedzy o jego życiu. Napisana niedługo po kataklizmie ma ów podniosły ton epitafiów, w których brakuje uczłowieczających, przyziemnych konkretów. Nigdy nie zapytałam: Przecież tak dobrze go znałaś. Opowiedz, jaki był naprawdę. Musiał mieć jakieś słabości, przywary, śmiesznostki, cechy szczególne, dzięki którym mógłby dzisiaj stać się bardziej ludzki. Ale kto znał go naprawdę? Skryty, odludek, nieskłonny do bliższych przyjaźni, nigdy nikomu nie zawracał głowy własnymi sprawami. Los sprawił, że najwięcej osobistych zwierzeń i informacji o swojej rodzinie zostawił w dzienniku, który prowadził w ostatnich miesiącach życia, w getcie. Przeczuwał zbliżającą się śmierć i wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu”. Książka ukazała się w księgarniach kilka dni temu i jest godna polecenia.
Wacław Piechocki