Tkanie życia: Marek Baryłko

    7

    Wywiad z, niekoniecznie, tylko jednym pytaniem.

    Poznałem mężczyznę niebanalnego. Mógłbym napisać – „Szkoda, że nie jestem kobietą”.  Jest,  jak z przepisu  na wymarzonego faceta z „babskich czytadeł” – inteligentny, przystojny, gwarantujący bezpieczeństwo, spokojny, wrażliwy, pełen pasji, absolutnie niezależny finansowo i … ma pokorę. To niezwykle rzadka cecha, bo dzisiaj „pokora” to słowo zapomniane. Marek Baryłko jest realny, a nie wymyślony, choć pewnie ma też jakieś wady, ale któż z nas jest bez nich. Ten niebanalny pięćdziesięciolatek do wszystkiego doszedł sam. Od nikogo nic nie dostał, ani nie wygrał w totka. Pewnie  dlatego, że niemal od wczesnego dzieciństw lubił  wytyczać sobie bardzo trudne cele. I nie po to, by tylko były nieosiągalne. Ale by dawać z siebie wszystko w drodze do ich realizacji. Jest konkretny do bólu i pewnie dzięki temu nie boi się kolejnych wyzwań.

    Urodził się w Wołowie. Do 7 roku życia mieszkał  w Dłużycach, wsi koło Ścinawy, gdzie jego ojciec był kierownikiem gospodarstwa rolnego. Od 1963 roku zamieszkał w Świdnicy. Ze Świdnicą wiąże szczególne wspomnienia. Pamięta wieżę w Rynku, duże pastwisko wzdłuż ul. Ofiar Oświęcimskich i ogrodnictwo na polach, gdzie dziś stoi osiedle domków jednorodzinnych. Tutaj ojciec był zaangażowany w „siatkówkę” kobiet,  działając w Polonii Świdnica. Później był Wrocław. Tam jego ojciec budował przyszłe wielkie kombinaty ogrodnicze w Siechnicach i na Muchoborze. A Marek wpatrzony w ojca i w  to, co robił,  powoli „nasiąkał” miłością do ziemi i rolnictwa. Cenił w nim konsekwentne działania i organizację pracy, która musiała  być niemal perfekcyjna. Wiedział już wtedy, że także bez solidnej wiedzy nie osiągnie sukcesu. Najpierw uczył się w szkole średniej w Krzyżowicy, a później studiował zootechnikę na Akademii Rolniczej. Jednak studia przerwał  dość szybko za sprawą miłości do koni. One i ziemia stały się jego największą miłością, taką, która wypełnia całe dojrzałe życie. Oczywiście obok rodziny. Bo Marek Baryłko jest wyjątkowo rodzinny. Jak przyznaje żona Lilla, uczy wszystkich doceniania razem spędzanych chwil i rozmów, stąd czasami wspólne posiłki trwają po kilka godzin. Nasz bohater uwielbia gotowanie i poznawanie nowych smaków.

    Na długie lata konie zawładnęły jego życiem .  Wspomina, że były  to piękne chwile. Pracował z młodzieżą jako trener jeździectwa.  Udało mu się doprowadzić wielu zawodników na medalowe miejsca na Spartakiadach Młodzieży i zawodach ogólnopolskich. Później przyszedł czas na sprawdzanie się w nowych wyzwaniach. Prowadził przez pewien czas hotel, znów trenował młodych miłośników jeździectwa i ponownie wracał do turystyki. Budował markę ośrodka jeździecko-gastronomicznego „Dworzysko” w Szczawnie Zdroju. Był następnie dyrektorem biura podróży „Pegrotour – West”. Niestety, firma w roku 1993 splajtowała i znalazł się na bruku. Był bez pracy, a miał  na utrzymaniu całą rodzinę.  Przez ponad pół roku  pracował jako kierowca busa. Jednak wcześniej rozbudzona miłość do rolnictwa podpowiadała mu, że to jest jedyny kierunek, który powinien obrać. I takim sposobem znalazł zawodowy sens życia. Od 1994 roku został rolnikiem na swoim, w Imbramowicach. To jedno z tych wielkich gospodarstw rolnych, które wytwarzają niemal 80 procent krajowej produkcji rolnej. Prowadząc od 15 lat sześćsethektarową „farmę”, nasz bohater po raz kolejny udowadnia, że prawdziwą siłę dają mu właśnie takie, z pozoru nierealne do realizacji, wyzwania. Dostrzega wówczas sens zmagania się z nimi. Lubi kontakty i pracę z ludźmi. Praca na ziemi nauczyła Marka wielkiej pokory i szacunku do przyrody.

    Teraz  ma nową rodzinę, trójkę dzieci, które bardzo kocha i jest szczęśliwy. Dzięki temu ma wiele sił do tworzenia nowego. Uśmiecha się, że jego historia zatoczyła krąg i znów mieszka w miejscu, z którego wyruszył w świat, w Świdnicy. Od 1998 roku, jako człowiek niezależny  udziela się  w samorządzie lokalnym. Od ośmiu lat jest  prezesem Dolnośląskiego Związku Dzierżawców i Właścicieli Nieruchomości Rolnych  we Wrocławiu, a także wiceprzewodniczącym Rady Federacji Związku Pracodawców – Dzierżawców i Właścicieli Nieruchomości. Otwarty na ludzi i ich problemy. Mimo aktywności zawodowej, chętnie bierze na siebie obowiązki życia społecznego. Niezwykle ciekaw świata i ludzi. Pasjonuje się żeglarstwem, a ostatnio postanowił nauczyć się latania na wiatrolocie. Największą przyjemność sprawia mu chwila, w której zaczyna dostrzegać wymierny efekt swojej pracy. Ależ także poranny uśmiech  żony i talerz zupy kalafiorowej. Marek Baryłko jest pogodnym człowiekiem, który stara się nie pokazywać na zewnątrz swoich emocji. Czuje się młody duchem i kipi energią. Potrafi rozsmakowywać się w codzienności i każdej chwilą.

    Czy żyjąc tak intensywnie, znajduje pan czas na  marzenia, które nie zawsze są  związane z dniem codziennym?

    To trudnie pytanie, gdy tak wiele się już zrealizowało. Ale moim marzeniem jest zbudowanie domu w osobliwym miejscu. Wśród moich pól i lasów. Tam będę mógł nadal spokojnie się realizować. Czytając książki, hodując konie, przyjmując przyjaciół –  dzielić się radością życia w otoczeniu przyrody. Marzę, by mieć  wpływ na zmianę naszej rzeczywistości i aby była to zdecydowanie zmiana na lepsze. Bo uważam, że za dużo wokół nas bałaganu i niegodziwości.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułZ biurem podróży można wygrać
    Następny artykułMagazyn Swidnica24.pl kontra masakra