Kiedy nasz bus wspinał się stromymi, malowniczymi serpentynami po zboczach Masywu Olimpu spodziewaliśmy się, że ujrzymy coś niesamowitego i jedynego w swoim rodzaju. Zresztą tak przedstawiła nam wioskę Paleos Panteleimonas nasza przewodniczka Marta.
Już sama droga do tej położonej na wysokości 500 metrów n.p.m. miejscowości była pełna urzekających widoków. Z jednej strony porośnięte gęstym lasem góry, a z drugiej widok na Riwierę Olimpijską z jej plażami oraz twierdzę Platamonas. W końcu po około półgodzinie od zjazdu z autostrady łączącej Saloniki z Atenami dotarliśmy na parking znajdujący się przed samą wioską, skąd miało się rozpocząć nasze zwiedzanie. Widać z niego panoramę całego Paleos Panteleimonas, która dzięki lekko mglistej i pochmurnej pogodzie przywodziła mi na myśl obrazy miasteczek na zboczach południowoamerykańskich Andów widywane w różnych filmach i czasopismach.
|
Panorama Paleos Panteleimonas |
Po cyknięciu sobie paru fotek z żółwiami żyjącymi tu na wolności w dość znacznej populacji, które zafascynowały i rozbawiły naszą Madzię, rozpoczęliśmy spacer w głąb wioski. Prowadzi do niej brukowana kamienna droga, będąca sporym wyzwaniem ze względu na częste strome zejścia i podejścia. Dla osób podróżującymi z niemowlakami proponuję korzystanie w tym miejscu z nosidełka, gdyż wózek w naszym przypadku kompletnie nie zdał egzaminu, a wręcz żałowaliśmy zostawienia tego pierwszego w hotelu.
|
Madzi spotkania z żółwiami |
Historia Paleos Panteleimonas sięga według historyków XIV wieku. Osada została założona przez pasterzy wypasających swoje stada owiec i kóz na stokach Masywu Olimpu. Miejscowość nigdy nie przekształciła się w miasto, a przez wieki wręcz pustoszała, będąc praktycznie zapomnianą wioską gdzieś daleko w górach. Paradoksalnie to właśnie stało się początkiem drugiej młodości tego miejsca, ponieważ zachowała się tu oryginalna, tradycyjna zabudowa, nie „zbezczeszczona” nowoczesnym budownictwem i turystyką. Dziś to największy skarb Paleos Panteleimonas, który doceniła nawet Unia Europejska wykładając co roku fundusze na zachowanie tego miejsca w takim stanie w jakim jest. Zatrudnia się specjalnych konserwatorów dbających o kształt wioski, a nowe domy muszą mieć tradycyjny wygląd, tak aby niczym się nie wyróżniać od reszty. Wszelkie odstępstwa od tej reguły skutkują nakazem rozbiórki na własny koszt co skutecznie odstrasza Greków od samowolki.
|
Paleos Panteleimonas – droga do „centrum” wioski |
Sposób budowania domów spotykany w Paleos Panteleimonas nie jest czymś dziwnym na terenie Bałkanów. Spotykaliśmy go zarówno w macedońskiej Ochrydzie, jak i w wielu innych miastach tego regionu, wszędzie tam gdzie występują trzęsienia ziemi. Budowle takie charakteryzują się tym, że w kamienną konstrukcję wplecione są drewniane belki stanowiące naturalny amortyzator przy wstrząsach sejsmicznych. Niektórzy twierdzą, że są one w stanie przetrwać kataklizm o mocy 10 stopni w skali Richtera. Oby nie trzeba było tego sprawdzać.
|
Paleos Panteleimonas |
Centrum miejscowości stanowi niewielki, aczkolwiek urokliwy placyk, na którym znajduje się kościół pod wezwaniem św. Panteleimona. Miejsce to pokochały pary zamierzające się pobrać, gdyż stanowi idealną scenerię do wymarzonego ślubu. Zgodnie z informacją Marty terminy w świątyni zaklepane są na wiele miesięcy naprzód. Na nas jednakże to nie kościółek, zrobił największe wrażenie, tylko stary platan wokół, którego rozłożyła się tawerna. Tych ostatnich oczywiście w tym miejscu nie brakuje, więc każdy turysta znajdzie dla siebie miejsce, w którym skosztuje doskonałej greckiej kuchni.
Tym razem zgodnie z Olą orzekliśmy, że nie chce nam się o dziwo jeszcze jeść, więc postanowiliśmy tylko napić się kawy – oczywiście jedyne i niepowtarzalne fredo cappuccino, i przy okazji przebrać malutką. Wybraliśmy więc jedną z przytulnych kawiarenek. Tu jak w wielu innych przypadkach spotkaliśmy się z typową grecką uprzejmością bo do kawy gratisowo było ciasto, ale jakie to było ciasto….pachniało i było ciepłe jakby dopiero z piekarnika wyjęte. Pycha!!!!
|
Paleos Panteleimonas – Tu było ciasto do kawy 🙂 |
Resztę czasu w Paleos Panteleimonas postanowiliśmy spędzić na szwendaniu się po wszechobecnych zakamarkach oraz tradycyjnym już w naszym przypadku shoppingu pamiątkowym. W wiosce nie brakuje ciekawych sklepików oferujących poza chińszczyzną również sporą liczbę tradycyjnych produktów spożywczych i alkoholowych wytwarzanych lub zbieranych na Masywie Olimpu. Z pewnością należą do nich zioła – przodują tu oregano i tymianek, które gęsto porastają łąki w górach. Ponoć te „olimpijskie” są bardziej intensywne od innych. Nie można pominąć również tak zwanej górskiej herbaty czyli rośliny o nazwie sideritis scardica znanej u nas jako Gojnik, o której mówi się że to panaceum na wszystkie choroby i dolegliwości. W smaku przypomina troszkę herbatki ziołowe. Kolejny cenny produkt wytwarzany w okolicy to miody, w tym szczególnie wielokwiatowy (zupełnie inaczej smakuje od polskiego) oraz kasztanowo-wielokwiatowy z lekkim orzechowo-kasztanowym posmakiem. Z miejscowych trunków polecam z kolei zakup tsipouro czyli bimbru wytwarzanego akurat w tej części Grecji z drzewa truskawkowego – kumara. Jego recepturę stworzyli w odległych czasach mnisi z wyspy Athos, a jak zapewniają Grecy przetrwała w nie zmienionym stanie do dnia dzisiejszego.
|
Paleos Panteleimonas – zioła w jednym ze sklepików |
W Paleos Panteleimonas spędziliśmy około 2 godzin i nawet nie wiemy kiedy ten czas nam zleciał, a niby nie ma tu żadnych konkretnych zabytków. Mimo to człowiek czuje się jakby chodził po żywym skansenie. W drodze powrotnej na parking towarzyszył nam bezpański pies (w całej Grecji jest ich pełno), który swoją łagodnością starał się przekonać całą wycieczkę, że to właśnie jemu należy dać jakieś jedzenie. Ponoć za każdym razem tak urabia ludzi 🙂
Jadąc w kierunku hotelu żałowałem tylko tego, że do Paleos Panteleimonas nie tak łatwo się dostać na własną rękę. Trzeba wynająć samochód lub liczyć na życzliwość Greków łapiąc stopa (na szczęście tej im nie brakuje). Kilkunastokilometrowy marsz pod górę po asfalcie raczej nie wchodziłby w grę, a już na pewno nie z Madzią. Po czym przeszło mi na myśl, że paradoksalnie jednak to plus tej miejscowości bo dzięki temu nie jest ona zadeptana przez typowych urlopowiczów-turystów co czyni ją niezwykłą jak to wcześniej opisała nam Marta.
Autor Michał Małko
***
Ola i Michał Małkowie są pasjonatami podróży, a ich miłości do zwiedzania świata nie przerwały narodziny Madzi. Córeczka znakomicie sobie radzi, a jak się okazuje – świat jest coraz bardziej przychylny małym podróżnikom. Ola i Michał prowadzą wyjątkowego bloga Małki w Europie: bardzo precyzyjnie podają informacje praktyczne, sprawdzone „na własnej skórze”. Swoimi doświadczeniami dzielą się także z czytelnikami Swidnica24.pl w cotygodniowym Magazynie. Wszystkie wpisy pochodzą z bloga podróżującego małżeństwa „Małki w Europie”.