Zostałam niedawno zaproszona na przyjęcie urodzinowe jednego z naszych przyjaciół. Życzeniem solenizanta było, by przygotować dla niego tort. Podjęłam rękawicę, choć znając jego wyrafinowane podniebienie, wiedziałam że muszę przygotować coś niebanalnego i pysznego. Postanowiłam zrealizować przepis z książki Magdy Gessler. Autorem tego deseru jest najprawdopodobniej francuski szef kuchni Marii Antoniny.
Tytułowe charlotte – jak sama mistrzyni podkreśla – nie ma nic wspólnego z szarlotką. Charlotte jest to deser na zimno z kremu bawarskiego w dekoracyjnym koszyku z biszkoptów. Wydawać by się mogło, że tort o takiej genezie będzie bardzo skomplikowany. W rzeczywistości jest dosyć prosty do wykonania, choć przyznaję, że czasochłonny. Tort prezentuje się bardzo efektownie, a doznania podczas jedzenia są niebiańskie. Jest delikatny, puszysty i naprawdę pyszny.
Potrzeba na trójwarstwowy tort:
2 paczki podłużnych biszkoptów
1 paczka okrągłych biszkoptów
100 ml wody
100 ml rumu
80 g cukru
2m wstążki
Krem malinowy:
1/2 kg świeżych malin
1/2 litra śmietany kremówki
2 gramy żelatyny
150g cukru pudru
krem czekoladowy:
300g gorzkiej czekolady pokruszonej na kawałki
12 łyżek masła w temperaturze pokojowej
5 jajek (żółtka i białka rozdzielone)
1g żelatyny (w oryginale nie było, ale ja dałam bojąc się, żeby tort rozpłynął się w upale)
dekoracja :
2 małe kubki śmietany
2 łyżki cukru pudru
maliny
Żelatynę namoczyłam w letniej wodzie. Maliny zmiksowałam i przetarłam przez sito, aby oddzielić nasiona od miąższu. Malinowy sos schłodziłam w lodówce. Zimną śmietanę ubiłam na sztywno, stopniowo dodając cukier puder. Delikatnie połączyłam z malinowym miąższem, tak by krem się nie zważył. Na koniec dodałam rozpuszczoną żelatynę i delikatnie wymieszałam.
W płytkim naczyniu rozpuściłam 100 ml wody z 80g cukru i rumem.
Biszkopty nasączałam w przygotowanym ponczu poprzez jednosekundowe zanurzenie. Trzeba uważać, by biszkopty nasączyły się rumem a jednocześnie nie zrobiły się zbyt miękkie. Następnie wyłożyłam nimi pionowo brzegi formy. Gdy płotek był już ułożony, na dno tortownicy wysypałam lekko rozkruszone, okrągłe biszkopty. Dokładnie je ubiłam i obficie skropiłam ponczem rumowym. Tak samo postąpiłam z mniejszymi formami (życzeniem było, by tort był piętrowy).
Przełożyłam masę malinową do przygotowanych form i starannie ją rozsmarowałam. Biszkoptowy płotek obcięłam nożem równo z rantem tortownicy. To, co odcięłam, ułożyłam na malinowym musie. Tortownicę z pierwszą warstwą zawinęłam w folię spożywczą i włożyłam do lodówki.
W tym momencie rozpoczęłam zabawę z musem czekoladowym. Rozpuściłam czekoladę w kąpieli wodnej. Dodałam do niej masło i rozmieszałam dokładnie. Zdjęłam z ognia i zmiksowałam z żółtkami. Ubiłam pianę z białek, stopniowo dodając cukier. Stopniowo dodawałam ubitą pianę do masy czekoladowej i delikatnie mieszając łączyłam obie masy. Na końcu dodałam rozpuszczoną żelatynę. Masę wylałam na pierwszą warstwę musu malinowego, wygładziłam i ponownie włożyłam do lodówki. Tuż przed wyjściem na przyjęcie, wyłożyłam ciasto z największej tortownicy na duży talerz, odwracając je do góry dnem. Zdjęłam obręcz tortownicy. Biszkoptową palisadę obwiązałam malinową wstążką (oczywiście chodzi o jej kolor) . Z kolejnymi warstwami postąpiłam podobnie. Gdy piramida była ułożona, ubiłam bitą śmietanę z 2 łyżkami cukru pudru (do niej również dodałam rozpuszczoną żelatynę). Przy pomocy cukierniczej szprycy udekorowałam swoje dzieło. W kępki bitej śmietany powkładałam jędrne maliny. Muszę przyznać, że tort zrobił duże wrażenie i bardzo wszystkim smakował.
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch
Pobierz przepis w PDF
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch – projektant wnętrz, architekt, właścicielka i szefowa studia architektury wnętrz ARCHIDEKOR, niewielkiej pracowni projektowej mieszczącej się na poddaszu jednej z kamienic świdnickiego starego miasta. Pracownię prowadzi wspólnie z mężem – również architektem. Mama dwóch cudownych córeczek. W kuchni – czarodziejka. O jej wyjątkowym talencie przekonali się znakomici goście bankietów, urządzanych przy okazji Festiwalu Bachowskiego.