Mieszkaniec jednej z miejscowości pod Wałbrzychem wykorzystał nieuwagę prezeski Sądu Rejonowego w Świdnicy, wyniósł z jej gabinetu akta sprawy i zabrał je do domu. Tłumaczył, że na dokumentach była kartka z napisem „zwrot”. O sprawie jako pierwsza napisała Gazeta Wyborcza.
19 grudnia 2024 roku mężczyzna przyjechał do sądu w Świdnicy w sprawie rodzinnej. – Tego dnia prezes przyjmowała strony. Mężczyzna złożył do sądu wniosek, który został odrzucony i w tej sprawie chciał porozmawiać. Podczas rozmowy akta sprawy wraz z wieloma innymi znajdowały się na biurku – mówi prokurator rejonowy Marek Rusin.
Po zakończeniu rozmowy petent wyszedł z gabinetu, a sędzia udała się na rozprawę. – Po powrocie zauważyła, że akt, z których korzystała podczas rozmowy z mężczyzną, nie ma. Zapytała sekretariat, czy ktoś nie zabrał dokumentów. Tak się jednak nie stało. Natychmiast przeanalizowano monitoring i okazało się, że mężczyzna do gabinetu wchodził z pustymi rękami, a wyszedł z aktami – relacjonuje prokurator.
Tego samego dnia sędzia złożyła zawiadomienie na policji o popełnieniu przestępstwa, jakim jest usunięcie dokumentów, którymi nie ma się prawa rozporządzać. Funkcjonariusze dotarli do domu mężczyzny, dokonali przeszukania i znaleźli wyniesione z sądu akta. Czy są kompletne, sprawdził sędzia referent. Nie brakowało stron, nie zostały uszkodzone.
Sprawca został zatrzymany i doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzut. – Przyznał się, a ponieważ nie był wcześniej karany, a okoliczności nie budziły wątpliwości, złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze, do czego prokurator się przychylił. Za to przestępstwo grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2. Wymiar kary został ustalony na 2 tysiące złotych. 27 grudnia został skierowany wniosek o skazanie bez przeprowadzenia rozprawy, do czego sąd się przychylił – mówi Marek Rusin.
– Tłumaczenia mężczyzny były mało przekonujące. Stwierdził, że podczas spotkania w gabinecie prezes sądu widział akta i kartkę z napisem „zwrot”. Stwierdził, że akta są w zwracane i może je sobie wziąć. Oczywiście jest to kuriozalne tłumaczenie, bo ani nie przeglądał tych akt, ani nie pytał pani prezes o zgodę. Zabrał je bezprawnie i za to poniósł konsekwencje – dodaje prokurator.
/asz/