Karolina Moroz jest stypendystką prezydenta Świdnicy w dziedzinie kultury. W Świdnicy mieszka od kilku lat. – Od momentu przyjazdu próbowałam określić się wobec tego, nowego w moim życiu, miejsca – mówi autorka wywiadów z obcokrajowcami, mieszkającymi w Świdnicy, które co sobotę będą publikowane w Magazynie Świdnica24.pl.
Rozmowa z Natanem z Izraela
– Wiesz, ja nie znalazłam tego wywiadu radiowego, o którym mi mówiłeś. Nie wiem, o co Cię radiowcy pytali, ale prawdopodobnie jesteś interesującą postacią.
Tak, oni robią takie reportaże radiowe o ciekawych osobowościach i łączą to ze ścieżką dźwiękową. Nie wiem, czemu wybrali właśnie mnie. Pamiętam, że to był jakiś cykl o mistycznych podróżach i moje pojawienie się w Polsce jako Żyda, który nie był związany z tym krajem, wydaje się niektórym czymś mistycznym. Właśnie na tym bazował ten wywiad. Wtedy mieszkałem w Lublinie. Tam jest grono osób, które pracują nad tym, żeby wypełnić pustkę po społeczności żydowskiej, więc było to dla nich wydarzenie, że nagle ktoś stamtąd tu przyjechał.
– Zanim przyjechałeś do Lublina, mieszkałeś w innym miejscu w Polsce?
Tak, znalazłem się w Polsce trochę przez przypadek, bo w Izraelu byłem przez rok w szkole, w której zajmowałem się edukacją teatralną i tam zobaczyłem dziwny spektakl czarno-biały po polsku, jakieś ławki, 3 minuty ogladałem i pomyślałem, że muszę to zapamiętać. Pojechałem specjalnie do biblioteki i oglądałem „Umarłą klasę”. Nic nie rozumiałem po polsku, ale jak to ogladałem, to płakałem. Bo to było czytelne, wzruszające, oczywiście nie zrozumiałem wszystkich kontekstów, ale czułem enrgię. I postanowiłem, że muszę pojechać do Krakowa i spotkać się z Kantorem.
– Sprawdziłeś, czy Kantor żyje?
Nie, po prostu przyjechałem do Krakowa. Ale nie było bezpośredniego połączenia Tel-aviv – Kraków, więc wylądowałem w Warszawie i poczułem się jak we Wschodniej Europie. Czekałem na dworcu PKP w Warszawie, a wszystkie kolory wydawały mi się szare. I Dojechałem do Krakowa, idę do rynku i widzę dookoła: kantor, kantor, kantor – jaki on jest sławny! Później dowiedziełm się, że Kantor nie żyje. Przez tydzień oglądałem wszytkie nagrania spektakli i wrociałem do Izraela. Wtedy postanowiłem, że chcę studiować, ale nie mogłem zdecydować, jaki kierunek i gdzie. I wtedy wyjechałem na pól roku w podróż po Europie w poszukiwaniu miejsca do studiowania.
– Jakie kraje brałeś pod uwagę?
Byłem w Niemczch, Francji, Włoszech, Czechach Austrii i na samym końcu postanowiłem przejechać przez Kraków, bo pamiętałem ten mój pierwszy pobyt w Krakowie. A był zima, styczeń, śnieg jak z bajki, mogłem chodzić po śniegu. Zostałem kilka dni, a potem próbowałem zdawać na pedagogikę, tylko że mówiłem po hebrajsku i angielsku, a to było za mało, żeby zdać na studia. Więc miałem pół roku, żeby jak najlepiej nauczyć się języka. Zacząłem samodzielnie, ale potem znalazłem w Izraelu nauczyciela. Krok po kroku, słowo po slowie, dokładnie, po kolei.
– Twoim ostatnim zdaniem uświadomiłeś mi, że chyba powinniśmy zacząć od początku, bo wystartowaliśmy od połowy historii. Chciałabym zacząć od Twojego miejsca urodzenia, bo miejsce to bardzo mnie zainteresowało. Dla nas jest to kurort, do którego jedzie się na wycieczkę, zje się rybkę (ryba św. Piotra). I chciałabym, żebyś powiedział, jak wygląda to miejsce, w którym się urodziłeś.
Ja się urodziłem w Tyberiadzie. Nazwa tego miasta pochodzi od imienia Tyberiusza, rzymskiego władcy, który założył to miasto. Tam się urodziłem, potem trochę się przeprowadzaliśmy z rodzicami, ale ostatecznie znowu wróciliśmy do Tyberiady. Tam chodziłem do liceum, bo w Izraelu nie ma gimnazjum, tylko jest się w szkole podstawowej do czternastego roku życia, a później idzie się do liceum na dziesięć lat.
– Jak się teraz ogląda zdjęcia z miejsca, z którego pochodzisz, to widać, że ma ono maksymalne pokłady tradycji, ale jest też bardzo nowoczesne. I wydaje mi się, że Ty jako człowiek o dużej wrażliwości…
Ja jako dziecko bardzo dużo czasu spędzałem nad tym morzem. To, co przede wszystkim wpływa na człowieka i co przede wszystkim się odczuwa, to jest woda. Woda w Jeziorze Galilejskim jest inna niż w pozostałych jeziorach. Tam się coś czuje, tam się odbywają pielgrzymki. Ja pamiętam dobrze wodę. Jest też coś takiego w tych kamieniach, w tych widokach, w tych zapachach, ale wracając do współczesności, tam jest obecnie bardzo brudno. Wielu Izraelczyków chodzi tam na imprezy, rzucają śmieci i zostawiają je tam. To jest ta zła strona współczesności. Oczywiście kwitnie tam przemysł turystyczny: kursują promy z turystami z Francji, Polski, Niemiec, a ze Stanów szczególnie. No i właśnie pływają przez to jezioro. Moja pierwsza w życiu praca, jak byłem nastolatkiem, to była praca na promie.
A te ryby, o których mowisz, to ja dobrze znam, bo ja łowię ryby i łowiłem codziennie, smażyłem. My je nazywamy muszt bo nazwa pochodzi z arabskiego. Ja bardzo lubię gotować.
– Jakie prace podejmowałeś później?
Był problem z pracą, bo każdy pracodawca pytał mnie, czy byłem w wojsku? W Izraelu jest obowiązkowa służba wojskowa. I chociaż bardzo intensywnie uprawiałem sport, musiałem iść do wojska. W Izraelu bardzo trudno jest nie pójść do wojska. Naczelna komisja w Tel-avivie, gdzie zadawano mi pytania (ponieważ uprawiałem sport, byłem przeznaczony do komanda morskiego), była trochę zdziwiona moimi odpowiedziami. Ostatecznie zwolniono mnie ze służby. Jak nie jest się w wojsku, to jest problem. Wszyscy mają wspólne wspomnienia, a ty jesteś poza tym. Ojciec spotka ojca i rozmawiają o synach i przede wszystkim rozmawiają o wojsku. Mojemu ojcu było wstyd, miał z tym problem. Część mojej rodziny nie chciała ze mną rozmawiać. Ja po prostu wiedziałem, że ludzie w moim wieku, którzy dostają władzę i są dowódcami, zachowują się strasznie. Wszyscy moi znajomi mieli wspólne przeżycia, a ja nie miałem. Z pracą zawsze miałem jakiś problem.
– Jak Ci się żyje w Śwdnicy z tymi wspomnieniami słońca, wody, zapachów?
Na początku bardzo mi brakowało naszego słońca. Tutaj, nawet jak jest lato, odczucie ciepła jest zupełnie inne i inne są kolory. Ale chociaż miejsce w życiu jest bardzo ważne, to równie ważna jest samorealizacja i oczywiście otaczający cię ludzie. A u was (zawsze się nad tym zastanawiam, kiedy zacznę mówić „u nas”) wszystkie te elementy pasują. Oczywiście bardzo widoczne są różnice między Tyberiadą a Świdnicą, ale to nie przeszkadza czuć się tu dobrze. Mnie na przykład zachwyca dolnośląska architektura, specyfika tych miast i miasteczek. Byłem na przykład kilka razy w Dzierżoniowie ze względu na historię tego miejsca i synagogę, która jest tam remontowana. Każde miejsce ma swoją historię i tutaj na Dolnym Śląsku ta historia jest pielęgnowana.
– Mówisz o historii miejsc, a czy interesowałeś się społecznością żydowską w Świdnicy?
Nie wiem, jak duża jest społeczność żydowska w Świdnicy, chociaż dowiedziałem się we Wrocławiu o cmentarzu żydowskim w Świdnicy i byłem tam kilka razy. Cmentarz jest bardzo zaniedbany, ale to jest pewnie odpowiedź na pytanie, czy mieszka tu dużo Żydów. Przypuszczam, że nie, skoro niekt nie opiekuje się grobami. Myślałem nawet o tym, co by można zrobić, żeby to miejsce było pomnikiem pamięci, żeby wyglądało lepiej. Ale nie przyjechałem tu po to, by krzewić kulturę żydowską. Nie chcę odebrać nikomu żadnej kamienicy. Jestem tu, żeby dać coś od siebie.
– Prowadzisz działalność edukacyjną, promujesz kulturę izraelską?
Ta działalność edukacyjno – artystyczna wiąże się z tym, że kilka lat po skończeniu studiów nie mogłem pracować legalnie, bo nie miałem pozwolenia na pracę. Sytuacja obcokrajowaca w Polsce jest trudna. Teraz jestem tak obeznany w przepisach, że mógłbym założyć ośrodek pomocy obcokrajowcom. Z tego powodu, gdy znalazła się jakaś instytucja żydowska w Polsce, z którą mogłem jakoś się związać i dostać pozwolenie na pracę, zwiększały się moje szanse na zdobycie zezwolenia na pobyt. Mi bardzo na tym zależało. Podejmowałem pracę nie zawsze dlatego, że chciałem. Nie chciałbym, będąc w Polsce, być kojarzonym z kulturą żydowską, bo jestem tutaj nie dlatego, że mam pochodzenie polsko-żydowskie, tylko z własnego wyboru. Obecnie podejmowane przeze mnie działania nie wiążą się ani z edukacją, ani z promocją kultury żydowskiej.
– Z czym Polacy kojarzą kulturę żydowską?
Przede wszystkim z całą tą żydowską cepelią: pejsy, jarmułki, pieniądze, handel, taniec, śpiew, że było pięknie w żydowskich miasteczkach.
– Dementujesz to?
Może nie dementuję, ale staram się pokazać w szerszym kontekście. Myślę, że tobie też trochę o to chodzi. Bo poszczególny człowiek nie jest nosicielem tych wszystkich utartych cech. Ja na przykład nie pochodzę z dobrze wykształconego i bogatego środowiska i wiele rzeczy musiałem osiągnąć sam. Żyję od projektu do projektu, więc moja sytuacja nie jest bardzo stabilna. Ale nie czuję, że to dlatego, że akurat jestem Żydem, bo wiem, że sytuacja obcokrajowców w Polsce ogólnie nie jest łatwa.
– Jestem pełna podziwu dla łatwości, z jaką mówisz po polsku. Musiałeś włożyć olbrzymią pracę w naukę tego języka.
Jestem słuchowcem, a język polski jest bardzo melodyjny. Czasami mam wrażenie, że w nim śpiewacie. Długo uczyłem się polskiego, ale warto było, bo okazało się, że tak dobrze umiem polski, że mogę tłumaczyć teksty. Większość pracy, którą wykonuję, to praca translatorska. To może śmieszne, ale wychowałem się w takim środowisku, w którym się nie czytało zbyt wiele książek. Musiałem później odrobić te zaległości.
– Już odrobiłeś?
Myślę, że tak.
– A co robisz w Świdnicy?
Szukałem miasta, w którym spkojnie będę mógł tłumaczyć, ale też odpoczywać i być trochę anonimowy. Większość czasu w Polsce spędzałem w dużych miastach takich jak Lublin, Kraków, Warszawa, Wrocław i tam jest niesamowite tempo. Nie tylko pracy, ale ogólnie, życia. Tutaj jest spokojniej, a jeśli potrzebuję większego miasta, mogę bardzo szybko pojechać do Wrocławia.
– Jesteś tu rozpoznawany jako Żyd?
Nie chodzę w jarmułce, nie obchodzę świąt żydowskich, staram się całkowicie asymilować. Jestem w tej kulturze. Wydaje mi się, że ludzi, z którymi mam kontakt, interesuję bardziej ja, moja osoba, niż moje pochodzenie. Czytałem nawet polskie książki dla dzieci, żeby nie czytać tylko Mickiewicza i Słowackiego, żeby być jak najbliżej tej kultury. Robię to, żeby poczuć tego ducha. I kurczę, zawsze jestem Żydem. W kółko: co tam Żydzie, co tam Żydzie? Nie chciałem być zaszufladkowany.
– Wyraźnie do mnie dociera, że ja również Cię szufladkuję, ale prawdę mówiąc, chciałam, żebyś trochę poopowiadał o Świdnicy. Poszliśmy w zupełnie inne rejony.
Chyba nie do końca można odciąć się od swojego pochodzenia, stereotypy są mocne. Mówię tylko o tym, że naprawdę staram się poznać i poczuć wszystko, co jest dla was ważne, żeby lepiej rozumieć Polaków. Nie mam jednak problemów z codziennym funkcjonowaniem. Czuję, że miasto, jest przyjazne dla mieszkańcow, że ludzie odnoszą się do siebie życzliwie. Może trudno mi zaobserwować wszystko, bo tłumaczenia zajmują mi mnówstwo czasu i szczerze mówiąc, jest to praca pustelnicza.
– A spotykasz innych obcokrajowców w Świdnicy?
Nie rozpoznaję chyba obcokrajowców tu, albo jest ich niewielu. Słyszałem, że większość pracuje w dużych zakładach w Świdnicy i osiedlają się tu ze względu na pracę. Ale nie znam nikogo zza granicy.
– Czy jest w Świdnicy coś, co odkryłeś tylko dla siebie?
W mieście jest bardzo dużo ukrytych podwórek, starych bram, które zwykle są zamknięte. To jest niesamowite, że w wielu miejscach zatrzymał się czas. Ilekroć jestem na takim starym podwórku, mam przeczucie, że niedługo takich widoków już nie będzie, że wszystko zostanie uporządkowane, ujednolicone. A te miejsca naprawdę mają niezwykłego ducha przeszłości. Rewitalizacja jest potrzebna, w to nie wątpię, ale myślę, że ważne by było udokumnetowanie stanu obecnego. Mam wrażenie, że to ostatnie chwile, żeby uchwycić tę prawdę podwórek, zaułków, przeszłości.
– Czujesz się bezpiecznie w Świdnicy?
Miasto jest bardzo europejskie i widać, że rozwija się w szybkim tempie. Nie mam powodów, żeby czuć się niepewnie, albo czuć zagrożenie. Jak w każdym mieście, trzeba uważać, ale coraz bardziej czuję się tu jak u siebie. Mieszkałem już w kilku miastach w Polsce i Świdnica wydaje mi się jednym z bezpieczniejszych miast.
– Jesteś uspokojony, spełniony w tym mieście?
Spokój miasta jest dokładnie dostosowany do tego, czego w tym momencie potrzebuję. Ale cieszy mnie też, że na ulicach jest cały czas dużo ludzi. Gdy mam już dość samotniczego trybu życia, wystarczy, że wyjdę na ulicę i czuję się swobodnie. Często też wychodzę na kawę, bo to jest dla mnie niezbędne do funkcjonowania. Cały czas szukam swojego miejsca, chociaż mam pewność, że nieważne w jakim mieście, ale chcę mieszkać w Polsce. Bardzo Was lubię. I czuję się jednym z Was.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
Karolina Moroz
Projekt zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu Gminy Miasto Świdnica.