Tego procesu mogło nie być w ogóle. W ostatniej chwili samochód wiozący zwłoki ofiary do krematorium został zatrzymany. Prokuratura zdołała zebrać dowody i w listopadzie 2018 roku o zabójstwo oskarżyła syna zmarłego świdniczanina. Mężczyzna został już prawomocnie skazany, ale prokuratura badała jeszcze, dlaczego lekarka pierwszego kontaktu stwierdziła, że do zgonu doszło bez udziału osób trzecich.
24 maja 2018 roku na komendę powiatową policji w Świdnicy zgłosiła się siostra mężczyzny, który zmarł dzień wcześniej w jednym z budynków przy ul. Długiej. Przyszła z zarejestrowaną rozmową telefoniczną, w której jej bratanek przyznaje się do pobicia ojca. Rozmowę nagrał kolega 28-latka. W chwili, gdy policjanci przyjmowali zgłoszenie, zwłoki były już wiezione przez pracowników zakładu pogrzebowego do krematorium w Jeleniej Górze. Samochód udało się zawrócić do Świdnicy.
Dzień wcześniej, 23 maja, rodzina stwierdziła, że mężczyzna nie żyje, a ten fakt potwierdził wezwany na miejsce lekarz rodzinny i wystawił akt zgonu. Ani bliscy zmarłego, ani lekarz nie zgłaszali żadnych podejrzeń co do okoliczności śmierci. W akcie zgonu wpisano, że była to śmierć z przyczyn naturalnych. – Biegły przeprowadził sekcję zwłok, która wykazała, że mężczyzna zmarł w wyniku obrażeń wewnętrznych. Miał krwiaki podpajęczynówkowe, krew w komorach mózgu i rozedmę płuc – wyliczał w maju prokurator rejonowy Marek Rusin. Obrażenia powstały w wyniku uderzeń i duszenia, najprawdopodobniej poduszką. Mariusz W. został zatrzymany przez policję. Był pijany, miał w organizmie 2,5 promila alkoholu.
Jak wyjaśniał 28-latek, próbował uciszyć pijanego ojca. W mieszkaniu nie było wówczas poza nimi dwoma nikogo więcej. Po zatrzymaniu mężczyzna trafił do tymczasowego aresztu. W listopadzie 2018 roku świdnicka prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia, zarzucając Mariuszowi W. zabójstwo i żądając 15 lat pozbawienia wolności. W połowie stycznia 2019 roku Sąd Okręgowy w Świdnicy wydał wyrok, zmieniający kwalifikację czynu z zabójstwa na pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Mężczyzna został skazany na 9 lat pozbawienia wolności.
Ze zmianą kwalifikacji czynu i wymiarem kary nie zgodziła się świdnicka Prokuratura Rejonowa. Sąd Apelacyjny przyznał rację prokuratorom i i po odwołaniu wydał wyrok, skazujący mężczyznę za zabójstwo z zamiarem ewentualnym na 11 lat pozbawienia wolności.
Prokuratura oddzielnie prowadziła postępowanie, związane z podejrzeniem poplecznictwa w zbrodni oraz utrudnianie postępowania przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. – Postępowanie dotyczyło w sumie 7 osób – mówi prokurator rejonowy Marek Rusin. W przypadku sześciu zachodziło podejrzenie, że wiedząc o zbrodni nie poinformowały organów ścigania. – Jedną z tych osób był główny oskarżony. W jego przypadku postępowanie w zakresie poplecznictwa zostało umorzone ze względów formalnych, bo nie ma w przepisach pojęcia „autopoplecznictwa”. W sprawie pozostałych osób również postępowanie umorzyliśmy. Choć wiedziały one, że doszło do pobicia, nie zgłaszały podejrzenia zabójstwa z uwagi na opinię lekarza, który wystawiał akt zgonu. Lekarz nie stwierdził, by do śmierci przyczyniły się osoby trzecie – mówi prokurator. I ten ostatni wątek również został zbadany przez prokuraturę. – O opinię zwróciliśmy się do biegłego sądowego, który orzekł, że śladów duszenia i pobicia nie było widać na ciele zmarłego. Obrażenia miały charakter wewnętrzny i zostały ujawnione dopiero podczas sekcji zwłok. Dodatkowo na ciele mężczyzny były już widoczne pośmiertne ślady opadowe, które mogły zlewać się z siniakami, powstałymi za życia – tłumaczy Marek Rusin. Postępowanie wobec lekarki zostało umorzone, jednak sprawa na tym się nie kończy.
Oceną działań lekarki zajął się Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej i skierował do sądu lekarskiego wniosek o ukaranie.
/asz/