Doskonale znają godziny mszy w świdnickich kościołach, a przede wszystkim w katedrze. Klęczą na ziemi i wyciągają rękę do wiernych, wchodzących lub wychodzących z nabożeństwa. Wiele osób wciąż daje się nabrać, wrzuca parę złotych myśląc, że pieniądze zostaną przeznaczone na jedzenie. – To nieprawda – mówi Jacek Budziszewski ze Straży Miejskiej. Bezdomni, którzy nie chcą żadnej realnej pomocy, wykorzystują naiwność ludzi. Potrafią być też bardzo agresywni.
Przekonała się o tym matka jednego z czytelników Swidnica24.pl, który tak opisał zdarzenie z 9 listopada: Moja mama (po 60-tce) wracała do domu z Mszy Św. o godz. 9:00. Wychodząc z kościoła, na placu przed katedrą spotkała klęczącego na betonie mężczyznę, ubranego w granatową, ortalionową kurtkę i jeansowe spodnie, który zbierał do położonej na ziemi szarej, uszytej z materiału czapki z daszkiem pieniądze na – jak sam powiedział – jedzenie, gdyż był głodny. Chcąc pomóc mężczyźnie i okazać współczucie, wrzuciła mu pieniądze do czapki. Mężczyzna obiecywał nawet, że w ramach wdzięczności pomodli się za matkę. Następnie mama wyszła z terenu kościoła bramą. Zauważyła, że klęczący mężczyzna wstał i udał się w kierunku mamy, gdzie obok katedry (już za bramą) siedział jego kolega na ławce. Podszedł do niego i zrównał się krokiem z mamą. Wówczas matka poczuła od niego niezbyt wyraźnie alkohol. Kolega żebrzącego siedzący na ławce – najwyraźniej mocniej podpity – miał poobijaną twarz, brudne spodnie i wyglądał – delikatnie mówiąc – podejrzanie. Matka, zorientowawszy się, jaki był naprawdę cel „zbiórki”, powiedziała do mężczyzny, który zbierał: „Dlaczego mnie pan okłamał? Przecież czuję od pana alkohol. Proszę oddać mi te pieniądze, skoro tak pan postępuje”. Słysząc to, kolega (ten z poobijaną twarzą) podbiegł do matki ze słowami; „Mam ci przyj**ać? Jak ci przyp****olę, to nie wstaniesz!!”. Był wyraźnie bardzo agresywny i pobudzony, złapał mamę za kurtkę i uszkodził oprawki od okularów. Mama uciekła z powrotem do kościoła i zadzwoniła do jednego z księży. Świadkiem tego zdarzenia był młody człowiek, lat ok. 40, który też wychodził z kościoła ze Mszy o godz. 9:00 (…). Obaj mężczyźni w międzyczasie uciekli w stronę DH „Świdniczanin”. Świadek, który rozmawiał z mamą, stwierdził, iż często widuje tych panów pod katedrą. Proszę Redakcję portalu swidnica24.pl o ostrzeżenie pozostałych ludzi, którzy mogą się z nimi spotkać. Mama jest chora na serce, bardzo przeżyła to niezbyt przyjemne spotkanie. Nie może, uwierzyć, że w taki sposób można wyłudzać pieniądze i wykorzystywać czyjeś miękkie serce.
Nie zbierają na jedzenie
Jacek Budziszewski ze Straży Miejskiej doskonale wie, kim są obaj mężczyźni. – Znamy wszystkich bezdomnych, którzy żebrzą czy to po kościołami, czy w innych miejscach w Świdnicy. To jest niekończąca się historia interwencji i prób udzielenia im pomocy. Zaangażowani są w to strażnicy miejscy, policjanci, ratownicy medyczni, lekarze, pracownicy socjalni, sędziowie, a do tego ogromne pieniądze – wylicza. – I ta sytuacja nigdy się nie zmieni, dopóki ludzie będą im dawać pieniądze. To złudna pomoc, bo datki zawsze przeznaczane są na alkohol, a alkohol wywołuje całą spiralę zdarzeń.
W Świdnicy żadna osoba bezdomna nie musi mieszkać na działkach czy w pustostanach, nie musi żebrać o jedzenie. Są schroniska dla kobiet i mężczyzn, jest darmowa jadłodajnia. Zawsze jest także możliwość skierowania do bezpłatnych ośrodków odwykowych. Pod jednym warunkiem – trzeba odstawić alkohol i narkotyki.
Jedna złotówka uruchamia lawinę
Co się dzieje, gdy kilka podobnych do matki czytelnika osób wrzuci złotówkę do czapki żebrzącego bezdomnego? To wystarczy na najtańszy alkohol albo „wynalazki”, takie jak choćby denaturat. Mężczyźni zwykle upijają się do nieprzytomności. Padają kompletnie pijani na ulicę, kładą się na ławkach, na przystankach. Często są poranieni. Przyjeżdżają po nich zwykle strażnicy miejscy lub policjanci. Każda z tych formacji musiała kupić specjalne samochody do przewożenia skrajnie zaniedbanych osób. W tym roku Straż Miejska otrzymała taki radiowóz wart 116 tysięcy złotych, kupiony z budżetu miasta. W 2016 roku świdniczanie dołożyli się do zakupu radiowozu dla policji. Kosztował 103 tysiące złotych. „Pozbieranie leżaka” zajmuje jeden patrol na wiele godzin. – Jeśli istnieje podejrzenie, że taka osoba jest ranna lub chora, zawozimy ją do szpitala lub na pogotowie – mówi Jacek Budziszewski. W obu miejscach zwykle są długie kolejki zmęczonych oczekiwaniem, chorych osób. Bezdomny lub pijany jest obsługiwany poza kolejnością, ale nie ze względu na jakieś przywileje, ale na odór i niebezpieczeństwo zarażenia innych pacjentów chorobami zakaźnymi jak na przykład świerzb. Często takiego delikwenta, jeśli istnieje zagrożenie życia i zdrowia, przywozi karetka pogotowia.
Jeśli nie wymaga hospitalizacji, jest wieziony do policyjnego aresztu. Nie może przebywać z innymi osadzonymi. Gdy brakuje wolnej celi, policjanci wiozą taką osobę do Wałbrzycha czy Kamiennej Góry. Patrole są wyłączone na kolejne godziny. Po takiej „operacji” trzeba zdezynfekować samochody, co jednorazowo kosztuje 100 zł. Odkażenia wymagają gabinety zabiegowe, cele.
Koszty zarówno finansowe, jak i czasu pracy wszystkich służb są ogromne – podkreśla Jacek Budziszewski. Straż Miejska wraz z innymi instytucjami przez wiele lat szukała sposobu, by to zjawisko przynajmniej ograniczyć. – Nie pomagało odwożenie do ośrodków odwykowych. Zwykle stamtąd uciekali po kilku godzinach – tłumaczy strażnik. Rozwiązaniem okazało się „kolekcjonowanie” wykroczeń. – Skrupulatnie zbieramy wszystkie sytuacje, gdy zakłócali porządek, dopuszczali się czynów nieobyczajnych, pili alkohol w niedozwolonych miejscach i składamy wnioski do sądu o areszt. Staramy się, by „uzbierało” się na co najmniej trzy miesiące. Tylko wtedy mają szansę na to, by zostali porządnie umyci, podleczeni, to także wystarczający czas, by przynajmniej próbować resocjalizacji. Tak naprawdę to jedyny sposób, by ratować im życie, a mieszkańcom dać trochę spokoju – mówi Jacek Budziszewski.
Dwaj bezdomni, z którymi spotkała się matka czytelnika Swidnica24.pl, przebywają w Świdnicy od około 2 lat. Na przemian są w areszcie i na wolności. – Niedawno obaj wyszli z aresztu i skończyły im się pieniądze na alkohol. Jeszcze wyglądają jako tako, ale z każdym dniem będzie coraz gorzej. Będą też coraz bardziej zdeterminowani, by wyżebrać pieniądze. Prosimy, by każdą sytuację zgłaszać do nas na bezpłatny numer 986 – dodaje Jacek Budziszewski.
Agnieszka Szymkiewicz