Po rocznej przerwie w Świnicy pojawił się cyrk. – Mamy wielbłądy, alpaki, lamy, konie, psy i węże – wylicza Szymon Słowik, współwłaściciel Cyrku Safari. Biznes prowadzi razem z bratem i obaj zapewniają, że u nich zwierzęta mają się dobrze. Społecznicy skupieni w akcji „Cyrk bez zwierząt” tym razem nie protestowali.
Po serii protestów i akcji edukacyjnych, prowadzonych przez wolontariuszy „Cyrku bez zwierząt”, prezydent Świdnicy podobnie jak szefowie wielu innych miast, m.in. Słupska, Warszawy i Łodzi, wydała w lutym 2016 roku zarządzenie zakazujące wynajmowania gminnych terenów przedsiębiorstwom cyrkowym, które w swoich spektaklach wykorzystują zwierzęta. Zakaz obejmuje również sprzedaż biletów w jednostkach podległych miastu i zakaz plakatowania na gminnych nośnikach. Zarządzenie nie obejmuje prywatnych terenów, ale swoją działkę przestała wynajmować także właścicielka terenu na Osiedlu Młodych. – Nie ma takiego miasta, do którego nie udało nam się wjechać – mówi Daniel Słowik, współwłaściciel Cyrku Safari. – Zawsze znajdzie się prywatny właściciel, który wynajmie nam teren, ale nie rozumiem, dlaczego władze odrzucają pieniądze, i to niemałe. Rozumiem, że trzeba potępiać miejsca, gdzie zwierzętom dzieje się krzywda, ale to nie dotyczy naszego cyrku. Dlaczego pani prezydent nie przyjdzie, nie zobaczy, jak to naprawdę wygląda? Wszyscy prezydenci, a zaczął pierwszy Robert Biedroń ze Słupska, oparli swoje zdanie na filmikach nakręconych gdzieś w Azji i Ameryce, a nie w Polsce! Gdybym ja zobaczył takie okropne rzeczy, też pewnie bym natychmiast zakazał. Warto, żeby wybrali się i zobaczyli wszystko na własne oczy.
W Cyrku Safari jest kilkadziesiąt zwierząt – wielbłądy, konie, kuce, osiołek, alpaki, lamy, węże i psy. Nie było i nie ma tygrysów, słoni czy lwów. – Wiele z naszych zwierząt tu się urodziło. Wszystkie żyją i pracują w bardzo dobrych warunkach, mają systematycznie, co miesiąc robione badania, są szczepione i otrzymują preparaty witaminowe. W każdym miejscu, jeśli warunki na to pozwalają, konie, kuce, wielbłądy, lamy i alpaki stoją na wolnych wybiegach. Szkoda, że w Świdnicy nie mogliśmy rozbić namiotu nad zalewem, tam są znakomite warunki dla zwierząt, mają dużo przestrzeni. Tutaj jest ciasno – dodaje Daniel Słowik. Obaj bracia zapewniają, że nie ma mowy o brutalnej tresurze. – Wszystkie nasze zwierzęta wykonują sztuczki zgodne z ich charakterem. Nie chodzą na dwóch nogach pięć razy dookoła areny, nie skaczą przez płonące obręcze. To proste zadania. Poza tym troszczymy się o nie 24 godziny na dobę – mówi Daniel Słowik i pokazuje zaplecze z zadaszonym wybiegiem i ciężarówki dostosowane do przewozu kopytnych. Tuż obok koni i wielbłądów przechadza się kura. – Podróżuje z nami z własnej woli – śmieją się pracownicy cyrku. – Przyplątała się podczas jednego występu i tak już została. Chodzi luzem, a gdy cyrk się pakuje, sama staje przy drzwiach do busa. I jedzie z nami dalej. Można powiedzieć, że za opiekę już się odwdzięczyła, bo zniosła dziesięć jajek.
Cyrk dał dwa przedstawienia w Świdnicy. Na spektakl z córką przyszli Joanna i Dominik. – W cyrku byliśmy jako dzieci, ponad 30 lat temu. Z dzieckiem idziemy pierwszy raz. Może to i racja, że takie wykorzystywanie zwierząt jest trochę niehumanitarne, ale może nie w każdym cyrku dzieje im się krzywda – mówili przed wejściem. Chętnych do obejrzenia spektakli nie brakowało. Cyrkowcy nie zamierzają rezygnować i nadal będą podróżowali ze zwierzętami po Polsce.
/asz/
Zdjęcia Artur Ciachowski