Cała ta działalność handlowa na tym polega, że ja chcę sprzedać, a ktoś z drugiej strony kabla zechce to kupić bądź nie. Idealnie jest, gdy klient przychodzi do sklepu z gotową koncepcją. Na kartce ma wynotowane wymiary, a w głowie ustalone kolory i desenie, od których możliwe są tylko niewielkie odstępstwa. Wtedy zazwyczaj szybko okazuje się, czy jestem w stanie zrealizować zlecenie, czy jednak nie dobiję targu.
Nie tym razem… Klientka nie bardzo wiedziała, na co się zdecydować. Czy kratka na poszewkach miałaby być większa, czy mniejsza. Czy szara, czy też może bardziej w beże.
Na kanapie miała już poduszki różnej wielkości, kupowane przypadkowo i bez rozmysłu. Po latach, gdy dawna kompozycja oferowana przez najbardziej znane polskie sieciówki jej się opatrzyła, zechciała wykonać jakąś ekwilibrystyczną zmianę. Dla mnie kratki – w dodatku w odmianie szarej i beżowej – są z definicji bardzo zachowawcze. Nie ma w nich nic z fikołków. Nic dziwnego, że rozmowa szła nam jak po grudzie.
Dopiero w którejś tam wiadomości okazało się, że klientka początkowo wcale nie przyszła z zamiarem zakupu kratek, a po nieskonkretyzowane, „niewidoczne” i nienachalne kolory w ogóle. Jeszcze dwa takie zwroty akcji, a okazałoby się, że tak naprawdę nosiła się z zamiarem kupna nowej lodówki, a poduszki wyszły jej mimochodem.
I ja taką sytuację doskonale znam. Pewnego roku bardzo chciałam sprezentować sobie wyrzynarkę włosową do drewna. Oczyma wyobraźni widziałam już elementy mebli i domowe dekoracje, jakie przy pomocy tego urządzenia wyczynię. Finał był jednak taki, że wyrzynarki nie kupiłam, a kasa poszła na jakieś perfumy i kilka książek.
Czasem więc zachodzę w głowę, jak to robią mężczyźni, że postanowią sobie coś i są w stanie tego się trzymać. Pójdą do sklepu po coś i wychodzą z niego z tym czymś i niczym więcej. Nigdy nie byli w sklepie z tkaninami najprawdopodobniej.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl