Strona główna Bez kategorii W Świdnicy lirycznie. Wkrótce ostro z Nergalem!

W Świdnicy lirycznie. Wkrótce ostro z Nergalem!

0

To będzie petarda – zapowiedział w Świdnicy John Porter, znakomity walijski muzyk, od lat związany z Polską. Do końca marca zakończą się prace nad płytą, którą nagrywa wspólnie z gwiazdą black-deathmetalu Adamem Darskim „Nergalem”. Świdnickiej publiczności Porter pokazał jednak liryczną twarz podczas akustycznego koncertu w restauracji Manufaktura. W piątkowy wieczór sala była wypełniona po brzegi.

John Porter (2)

Porter z Polska związany jest od 1976 roku. Był współtwórcą pierwszego Maanamu (Maanam Elektryczny Prysznic), a  Helicopters, płyta nagrana przez jego zespół Porter Band, dała podwaliny pod polski rock. Największy komercyjny sukces odniósł w duecie z wieloletnią partnerką życiową i wokalistką Varius Manx Anitą Lipnicką.

– Sięgasz jeszcze  podczas koncertów po utwory z początków kariery?

– Pewnie, ale staram się dokładać też  zupełnie nowe piosenki. I ludziom się podobają, chociaż zawsze jest ryzyko, że jeśli nie słyszeli piosenek wcześniej, to ich „nie kupią”.

– A co nowego przygotowujesz?

– Same wspaniałe, zajebiste rzeczy! Ten rok mam bardzo wypełniony. Teraz realizuję dwa projekty. Jeden wspólnie ze wspaniałą artystką Alicją Domańską, a projekt nosi nazwę „Alice leave the wonderland”. Alicja maluje, ja gram, czyli tworzymy performance, ale performance bardzo szczególny – liryczny i intymny. Jest jak podróż w głąb siebie,  reakcje publiczności bardzo nas zaskakują. Oczywiście mile. Mamy za sobą dwa takie malarsko-muzyczne spotkania i na pewno będzie kontynuacja. Na drugim biegunie jest współpraca z Adamem Darskim. Z Nergalem to prawdziwa łobuzerka! Część materiału na naszą wspólną płytę jest już gotowa, za chwilę jadę do Sopotu, by dokończyć nagrania. Wszystko ma być gotowe na wrzesień. To będzie petarda! Mogę zdradzić, że jedna z piosenek ma tytuł „Czarny kościół”.

– Będzie zamieszanie…

– Na pewno! Ale to Adam „bierze na klatę” i krytykę, i cały ten blichtr, bywanie, salony. Ja tego bardzo nie lubię. Wolę grać i tyle.

– Ale musiałeś bywać na salonach po wielkim sukcesie duetu z Anitą Lipnicką.

– Jakie to męczące! Wciąż ci sami ludzie, jałowe rozmowy. I odbieranie prywatności. Prywatność jest dla mnie najważniejsza. Jestem muzykiem i chce spotykać się z ludźmi na koncertach, a nie krążyć po imprezach.

Większość ludzi wciąż kojarzy cię z Anitą.

– Tak! W Kamiennej Górze, zaraz jak wszedłem do sali, puścili Varius Manx (śmiech). Nie mam z tym problemu. To był wspaniały czas, powstały świetne piosenki. Jesteśmy w bardzo dobrych relacjach i mam nadzieję, że znów coś wspólnie nagramy. Może za dwa lata…

– Jak widzisz dzisiejszą scenę muzyczną w Polsce?

– Najbardziej brakuje mi jasnego podziału gatunków. Wszystko jest wymieszane. Jasne, można eksperymentować, łączyć, ale podstawą są czyste brzmienia. Sam słucham wciąż Nicka Cave`a i Iggy Popa, a uwielbiam PJ Harvey.

– Masz na swoim koncie sporo nagród. Są ważne?

– Nagrody muzyczne są idiotyczne. Tak jak wszelkiego rodzaju talent show, to jest chore i idiotyczne.

A Gloria Artist? („Zasłużony Kulturze Gloria Artis to najważniejszy medal, przyznawany w Polsce artystom).

– Ten medal akurat był bardzo miły.

– Pamiętasz miasta, w których dajesz koncerty?

– Wybacz, ale nie! Gdybym się zakochał w kobiecie, to pewnie bym zapamiętał miasto, ale tak… za dużo tych miejsc. Pamiętam koncerty, ludzi, atmosferę. Uwielbiam grać poza Warszawą. Ludzie chętnie słuchają moich koncertów, są wdzięczni za spotkanie. Dla mnie to najważniejsze.

Rozmawiała Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia Łukasz Kufner

Poprzedni artykułKolejna klęska Szarych Wilków
Następny artykułFestiwal Nauki ze złotem w tytule