Ostatnio z dużą uwagą obserwuję poczynania i wygibasy Filipa Spingera (tego od „Miedzianki…”), który spędza czas na jeżdżeniu po byłych wojewódzkich miastach i zbiera materiał do swojej nowej książki. Będzie tym razem więc o miejscach, które utraciły status ośrodków administracyjnie ważnych. W zasadzie o ludziach, którzy w tych miejscach mieszkają. Co robią… Jak działają… Chcą wyjechać czy pozostać. Jeśli wyjechać to dlaczego, jeśli pozostać, to co chcą robić lub robią.
W jednym z miejsc – chyba w Płocku – Filip napotkał dziewczynę, która z rozbrajającą szczerością mówi: „Dwa lata temu nie wiedziałam, co z sobą zrobić i zaczęłam szyć skrzydła.” „Co zaczęłaś robić?” – bo szycie skrzydeł najpewniej wybiegało Filipowi poza ogólnie przyjęte standardy zajęć, jakim można się poświęcać w życiu. A skrzydła są dla tancerek tańca brzucha i można je wysyłać na cały świat. Wszędzie jest zapotrzebowanie na takie skrzydła, jak by ktoś nie wiedział, bo bez nich taniec brzucha właściwie nie istnieje.
I przypomniała mi się przy tej okazji moja rozmowa z pewnym redaktorem, który przymierzał się do pisania jakiegoś tam artykułu – chyba o uprawie lawendy w Polsce czy czymś takim. I padło więc pytanie: „A ty czym zajmujesz się zawodowo?”. Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na to pytanie, bo zmiany wtedy zachodziły u mnie znaczne, i ani wykształcenie, ani dotychczas wykonywany zawód nie znajdowały zastosowania w praktyce. Odpowiedziałam mu więc: „Zawodowo, proszę pana, to ja dłubię w aniołach.” I też zawisło między nami zdziwienie. Jego zdziwienie. Uzupełniłam więc swoją wypowiedź: „Bo ja do nieba nie dostanę się tak po prostu. Ja tam muszę po protekcji…”
I tak już zostałam z tymi aniołami, choć teraz wiosna dyszy już nam w odkryte karki i anioły powoli ustępują miejsca królikom. A króliki – jak to mają w swojej naturze – mnożą się na potęgę. Po co komu tyle tego, nie bardzo wiem… Ale dłubię sobie. Zawodowo. I z coraz większą wprawą.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl