Moje wyobrażenie o tym, co w powszechnej opinii może uchodzić za „typowo męskie” wywróciło się ostatnio do góry nogami. Pewien klient, naukowiec, humanista złożył kilka zamówień, które początkowo wprawiały mnie w osłupienie. Teraz już trochę okrzepłam w swoim zaszokowaniu, na tyle przynajmniej, że potrafię już miarowo oddychać przy czytaniu kolejnych maili, wciąż jednak pan potrafi mnie czasem nieźle zaskoczyć.
Raz zamarzą mu się poszewki w pelargonie, innym razem tekstylne wieszaki pachnące lawendą. Robiłam mu już chusteczniki, woreczki na bieliznę, ramki na zdjęcia oklejane tkaniną, które podobno miały stanąć na sekretarzyku… Mężczyzna z szafą pachnącą lawendą, z porządkiem pośród skarpet oraz sekretarzykiem może naprawdę zburzyć spokój na czas jakiś oraz sprawić, że wyobraźnia ma nie lada zagwozdkę.
Wraz z zamówieniem otrzymałam zawsze listę szczegółowych wytycznych, których powinnam się trzymać. Wskazówki dotyczyły kolorów tkanin, typów wykończenia, zestawień deseni. Mi się wydawało, że przedmiot dla mężczyzny powinien być przede wszystkim użyteczny. To kobiety zwykle są specjalistkami od odcieni i fasonów. Tylko one potrafią odróżnić miętowy od pistacjowego oraz fioletowy od amarantowego. Tylko one wiedzą, że kratka to nie to samo, co pepitka. I żeby to dało się choć przełożyć na jakieś praktyczne umiejętności: przeżycia w dżungli, rozniecania ognia albo choć trywialnego odróżniania kierunku lewego od prawego. Nic z tych rzeczy. Umiejętność definiowania kolorów w świadomości kobiecej jest rozwinięta do granic najprawdopodobniej w celu… W zasadzie nie potrafię powiedzieć, co to za cel mógłby być, który uzasadniałby aż taką nonszalancję w angażowaniu wzrokowych receptorów przy jednoczesnym upośledzeniu wszystkiego innego. Znajomość barw przydaje się bowiem jedynie w tym promilu sytuacji ekstremalnych, gdy natychmiast trzeba odnaleźć w gąszczu ratujący życie „niebieski kwiat i kolce”. Ze względu jednak na znikomą częstotliwość występowania takowych zdarzeń, uważa się je jako całkowicie nieistotne.
Wracając jednak do tematu, zamówienia od pana lingwisty zwróciły mi uwagę na to, jak mały procent produktów w mojej ofercie poświęcam mężczyznom. A to może być przecież luka rynkowa, w której przy odrobinie sprytu mogłabym się wygodnie zagnieździć. Wystarczyłoby odpowiednio dobrać tkaniny i dodatki, poobserwować kilku znanych mi panów w ich naturalnym kohabitacie, obejrzeć kilka filmów z Brucem Willisem, wyciągnąć odpowiednie wnioski i gotowe. Voilà!
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl