Strona główna Bez kategorii Piękniejszy świat Beaty: Kolczyki a ewolucja

Piękniejszy świat Beaty: Kolczyki a ewolucja

0

Spotkałam ja ostatnio na poczcie pewnego Grzesia W.-W. Kiedyś razem studiowaliśmy, potem ja urodziłam dziecko i osiadłam, on realizował ambicje, wyemigrował za granicę w poszukiwaniu lepszego jutra. Nasze drogi się rozeszły.

kolczyki

 Przez pięć lat dojeżdżaliśmy do Wrocławia jednym autobusem, mieszkaliśmy w jednym akademiku niemalże przez ścianę. Ale zawsze byliśmy jakby z dwóch różnych planet. On zawsze starannie przygotowany, ja przeważnie wyposażona do egzaminu we wszelkie pomoce paranaukowe. A jakież on miał sprawozdania z laborek z fizyki…

 On zwykle w garniturze, ja eksperymentowałam trochę z hipisowaniem. Grześ w perfekcyjnie wypastowanych butach, ja w espadrylach na sznurkach. On gusta muzyczne szlifował w operze, a ja na Łykendzie i szantowisku. On się wysławiał zawsze elegancko, a ja… Hmm… bezpardonowo potrafiłam wywalić mu prosto w twarz:

 – Wiesz, Grześ, twoje dwa nazwiska w ogóle nie robią na mnie wrażenia. To chyba nawet krępujące musi być. Przecież ty się z taką nomenklaturą nie mieścisz w żadne rubryczki.

 Już samo posiadanie podwójnego nazwiska (u mężczyzny!) było według mnie bufoniaste i mocno podpadające, ze względu na system społeczno-polityczny, w jakim wtedy żyliśmy. Takich uszczypliwości miałam w zanadrzu oczywiście dużo więcej. Bo i bodźców było na pęczki. Sam się prosił. I zawsze się odpowiednio kąśliwie odcinał – żeby nie było…

 On mi zatem w rewanżu tak oto zapodawał, komentując kolorystykę moich ubiorów: – Beato, (no słowo daję, że do mnie mówił per „Beato”) do twarzy ci w tej sygnałowej czerwieni. Będziesz dobrze widoczna przy plewieniu autostradowego trawnika.

 W każdym razie bilans wysublimowanych zniewag i zawoalowanych złośliwości przeważnie wychodził na zero. Przy czym wszystko odbywało się kulturalnie, cenzuralnie i nawet lepiej niż parlamentarnie – bez rzucania mięchem ad personam i obrażania się nawzajem na dłużej niż dziesięć minut.

 W sumie można powiedzieć, że czasami nawet trochę się lubiliśmy. Szlifowaliśmy swoje intelekty wzajemnym kosztem, bez szkody dla osób trzecich. Obserwatorzy mieli uciechę, a my satysfakcję. Gdy mi zabrakło argumentów, a nierzadko bywało, że i refleks mnie zawodził, Grzegorz zawsze podrzucał jakieś „pytanie wyciągające”. Bo to był porządny facet. Nie kopał leżącego. No i dzięki niemu nie wyleciałam zaraz po pierwszym semestrze ze studiów. Pozwolił ściągać od siebie na egzaminie z logiki. Do dziś jestem mu za to wdzięczna. I wszystkie te jego kąśliwości pewnie puściłabym w niepamięć, gdyby nie to jego „Beato…” z denerwująco przedłużającą się pauzą, po której następował rozbudowany do granic lingwistycznej przyzwoitości epitet na mój temat.

 I gdy dziś rano… na poczcie… po dwudziestu latach… usłyszałam zza pleców to samo, z niczym nie dające się pomylić i nie wróżące mi niczego dobrego „Beato”, wszystkie włoski na przedramionach stanęły mi dęba. Aż nie miałam odwagi się początkowo odwrócić, przygotowywałam się na cios, który niechybnie na mnie powinien zaraz spaść. No i spadł:

 – Beato, tyle lat, a ty się wcale nie zmieniłaś. Dalej nosisz takie pofajane kolczyki jak kiedyś. Pewne rzeczy są niezmienne w czasie, a to znaczy, że ewolucja idzie wolniej, niż nam się wydaje. – A ty sobie moimi kolczykami w kontekście ewolucji gęby nie wycieraj! – usłyszał Grześ.

 Jednak sprawa moich „pofajanych”, jak to określił GWW, kolczyków mocno mnie zaniepokoiła. Wszak w nieodległym okresie mój własny syn wycelował we mnie działo podobnego kalibru. Może jednak??? Choć to przecież wydaje się nieuzasadnione…

Wróciłam do domu. Rozłożyłam kolczyki na stole. Popatrzyłam. Podrapałam się w głowę. Jeszcze raz się przyjrzałam – hurtowo i detalicznie. Nie, no on się czepia najzwyczajniej w świecie, ten Grześ.

Beata Norbert

Po piękne drobiazgi zapraszamy do sklepu Beaty Norbert:  www.zapachydoszafy.na.allegro.pl

Poprzedni artykułPolecamy: Norman Davies „Serce Europy”
Następny artykułCzary Penelopy: Suflet makaronowo – serowy