Świdnicka Prokuratura Rejonowa prowadzi śledztwo w sprawie kilkudziesięciu szopów i trzech lisów, które znajdowały się w blaszanych budach w Roztoce pod Dobromierzem. Osoba, która podniosła alarm twierdzi, że fundacja przechowywała je w tragicznych warunkach. Fundacja „Dzikie zwierzęta w potrzebie” wyjaśnia i nazywa zgłaszającą „naczelną hejterką fundacji”.
– Znalazłam około 80 szopów, lisy i jenota w klatkach w skandalicznych warunkach. Wszystko zostało odebrane przekazane do azyli – informacja tej treści trafiła do Swidnica24.pl 22 grudnia. Autorka informacji podała, że szopy były bardzo chore, a jeden z nich nie przeżył. Wskazała, że lisy nakazano zwrócić fundacji.
– Informacja o szopach znajdujących się w klatkach na terenie Roztoki pojawiła się 12 listopada. Na miejscu zostały przeprowadzone oględziny z udziałem weterynarza. W klatkach znajdowało się 56 szopów i trzy lisy. Szopy były w dobrej kondycji, u lisów stwierdzono odwodnienie – mówi prokurator rejonowy w Świdnicy Marek Rusin.
– Warto pamiętać, że szopy są w Polsce gatunkiem inwazyjnym i nie wolno ich hodować. Jak wyjaśniła osoba z fundacji, zwierzęta te w Roztoce przebywały tymczasowo ze względu na to, że organizacji wypowiedziano umowę dzierżawy w pierwotnym miejscu. Szopy zostały przewiezione do innych fundacji, które mają odpowiednie pozwolenia. Lisami zaopiekowało się świdnickie schronisko, ale już zostały zwrócone – dodaje prokurator.
Fundacja nie chce sprawy komentować i odsyła do oświadczenia z 12 listopada: „Wczoraj ukazał się post (…), naczelnej hejterki fundacji o rzekomo tragicznych warunkach na ranczo. Mam w tej sprawie tylko do powiedzenia, że ze względu na brak możliwości przedłużenia dzierżawy, która od początku była czasowa i wystawieniem nas przez agencję restrukturyzacji rolnictwa, które nas przez dziesięć miesięcy mamiło nas możliwością dzierżawy pobliskiego gospodarstwa postawiliśmy w stan likwidacji nasze ranczo. Już większa część zwierząt została rozdysponowana do zaprzyjaźnionych fundacji. Na transport czeka jeszcze kilka koni, owieczki i koza. Wszelkie niedogodności naszych podopiecznych były krótkotrwałe i związane z wyłapywaniem i transportem. Co do Pani (…), która obrała sobie za cel nękania Agnieszki – jeździ za nią samochodem, wchodzi na teren prywatny, celowo przy tym wypuszczając zwierzęta aby zaraz zgłosić na policję, że konie biegają po drodze. Pamiętacie jak parę tygodni temu ktoś ukradł nam nowego pastucha? Dziwny zbieg okoliczności. Dzisiaj Pani (…) znowu była, robiła zdjęcia i znowu koń biegał po drodze.”
Prokuratura Rejonowa zajmuje się wyłącznie sprawą zwierząt, które znajdowały się w Roztoce. Śledztwo jest w toku.
Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia nadesłane