Przed Sądem Rejonowym w Świdnicy zakończył się proces w sprawie lekarza pediatry ze świdnickiego szpitala, który został oskarżony przez prokuraturę o narażenie dziecka na utratę zdrowia, a nawet życia. Dwuletni Filip nie został przez pediatrę przyjęty do szpitala mimo skierowania od lekarza rodzinnego. 4 dni później zmarł. Pediatra po raz pierwszy odniósł się do zarzutów.
Filip zmarł na rękach matki i ojca dwa dni po świętach Bożego Narodzenia w 2018 roku. Rodzice są przekonani, że mimo wielu chorób, na jakie cierpiał, miał szanse na długie życie. Oskarżają o przyczynienie się do śmierci chłopca lekarza ze świdnickiego szpitala, który nie przyjął dwulatka na oddział mimo wydanego skierowania. Arnold W. podczas ostatniej rozprawy zaprzeczył zarzutom, przekonywał, że postąpił właściwie, a feralnego dnia nie mógł rozpoznać choroby, która ostatecznie miała być przyczyną zgonu Filipa.
Filip Kowal przyszedł na świat 9 sierpnia 2016 roku. Od 21 tygodnia ciąży było wiadomo, że jest poważny problem. Cierpiał na wrodzoną torbielowatość płuc, chorobę, która zagrażała jego życiu. – W 37 tygodniu ciąży Filip przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. Trafił od razu na oddział neonatologii, gdzie jego stan się drastycznie pogorszył (torbiele wypełniły się płynem zagrożenie, że pękną było duże) i trafił na oddział intensywnej terapii dziecięcej. Zaczęły się badania, tomografie, przygotowanie do operacji. Płuca z torbielami się nie rozwinęły, zdrowy był tylko prawy płat uciśnięty przez serce – opisywała w 2019 roku Jolanta Kowal. Dramatu dopełniła informacja, że dziecko jest obciążone dziedziczną hemofilią. Konieczne było usunięcie części płuca, dziecko zostało także poparzone w inkubatorze. Jego krótkie życie zdominowały kolejne operacje, wizyty lekarskie, pobyty w szpitalach. Mimo to rozwijał się prawidłowo, gonił rówieśników. – Rozumie wszystko! I jest taki radosny, nigdy nie marudzi – opisywała mama, a na zdjęciach udało się zatrzymać wiele wspólnych chwil Filipka z rodzicami i bratem.
Osłabiony organizm chłopca gwałtownie reagował na każdą infekcję. Przeziębienie zwykle kończy się zapaleniem płuc i kolejnym pobytem w szpitalu. – Kilka razy trafialiśmy do świdnickiego Latawca. Zawsze nasz synek był tutaj otoczony opieką, był dobrze i skutecznie leczony. Czuliśmy się bezpiecznie, gdy zajmowali się nim tutejsi lekarze – podkreślała Jolanta Kowal.
Na początku grudnia 2018 roku Filip zaczął kaszleć, miał katar. Dwukrotnie dziecko badali lekarze, najpierw we Wrocławiu, przy okazji pobytu na oddziale hematologii, później w świdnickiej przychodni Medyk. Przepisali inhalacje i leki na kaszel. 22 grudnia cała rodzina robiła pierniki. 23 grudnia Filip obudził się w środku nocy z gorączką i bólem brzucha. Pokazywał, że bolą go nóżki, był bardzo osłabiony. Rano rodzice zabrali chłopca do świdnickiej przychodni Medyk. Lekarz stwierdził, że dziecko ma zapalenie dolnych dróg oddechowych i wystawił skierowanie do szpitala. W wigilię, zaraz po 9.00, rodzice z Filipem byli na SORze w szpitalu Latawiec. Przyjęcie system zarejestrował o 9.21. – Czekaliśmy godzinę, aż pan doktor Arnold W. zejdzie. Mąż chodził i prosił, że syna boli. Dopiero jak zebrało się czworo dzieci, pan doktor zszedł. Filip był bardzo słaby, myśleliśmy, że z niewyspania. Doktor go osłuchał, na brzuch nawet nie spojrzał, nie słuchał, jaką Filip ma historię chorobową. Zrobił nam wykład o kupie ze względu na ból brzucha. Zgłaszałam, że od godziny 00.10 skarży się na ból, była gorączka i jest osłabiony, nie je, mało pije. Pan doktor kazał robić inhalacje, bo to przeziębienie i siedzieć w domu, a w razie bólu podać pedicetanol – opisywała matka. Koniec przyjęcia w szpitalu – 10.42.
O 16.00 Filip zasnął. Obudził się z płaczem po czterech godzinach. Miał 39 stopni gorączki. Zapadła decyzja – trzeba jechać do szpitala. Filip zwiotczał matce na rękach, stracił przytomność. Rozpoczęła się dramatyczna walka o jego życie, w którą zaangażowała się cała rodzina i zaprzyjaźniony ratownik medyczny. Tego dnia była fatalna pogoda, karetka jechała ponad 20 minut. W drodze do szpitala chłopiec jeszcze raz się zatrzymał. Karetka dojechała do Wałbrzycha, lekarz pogotowia nie zgadzał się na dalszą podróż, bał się, że nie dowiezie dziecka do Wrocławia. Mimo protestów lekarzy wałbrzyskiego szpitala im. Sokołowskiego, dziecko zostało zabrane do budynku, ustabilizowane i godzinę później wyruszyło karetką do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Jana Mikulicza-Radeckiego.
26 grudnia pojawił się obrzęk mózgu, a lekarze stwierdzili sepsę. 28 grudnia mózg chłopca umarł, dziecko zostało odłączone od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe. – Lekarze pytali, czy chcemy przy tym być. Jak mogliśmy nie być, nie tulić go w ostatniej chwili? Wzięliśmy go na ręce, serduszko uderzyło jeszcze dwa razy… – ze ściśniętym gardłem wspominała w 2019 roku pani Jolanta.
– Gdyby wtedy, kiedy trafiliśmy do szpitala Latawiec, lekarz wysłuchał nas, wziął pod uwagę ogólny stan synka, jego choroby. Gdyby przyjął Filipa na obserwację, zlecił podstawowe badania, choćby CRP wskazujący, czy w organizmie jest stan zapalny. Gdyby nie zlekceważył naszych informacji, nasze dziecko miało szansę na życie! To był mały wojownik, przetrwał tak wiele, tak wiele – mówi Jolanta Kowal. Wciąż analizują z mężem ten dzień, wciąż mają do siebie pretensje, że nie nalegali, że nie byli bardziej stanowczy. – Ufaliśmy temu szpitalowi. Lekarze, którzy wcześniej opiekowali się Filipem, byli kompetentni i doskonale rozumieli, że nasze dziecko wymaga szczególnej troski. Z panem Arnoldem W. nigdy wcześniej się nie zetknęliśmy, ale nasze zaufanie objęło również jego. To był błąd – dodała pani Jolanta.
Rodzice zawiadomili Rzecznika Odpowiedzialności Dyscyplinarnej Okręgowej Izby Lekarskiej we Wrocławiu. Jak poinformował Swidnica24.pl rzecznik Piotr Piszko, akta sprawy wraz z wnioskiem o ukaranie zostały przekazane 20 października 2021 roku do Okręgowego Sądu Lekarskiego. 6 kwietnia 2022 roku Okręgowy Sąd Lekarski wydał orzeczenie skazujące, dotyczące postawy etycznej lekarza. Zastosowano półroczny zakaz wykonywania zawodu oraz obowiązek pokrycia kosztów procesu przez Arnolda W. 31 sierpnia 2022r. został prawomocnie uniewinniony przez Naczelny Sąd Lekarski (NSL). Orzeczenie NSL wraz z uzasadnieniem zostało dostarczone stronom postępowania. Od tego orzeczenia została wniesiona kasacja do Sądu Najwyższego, która oczekuje na rozpatrzenie w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego.
Zawiadomienie o błędzie lekarskim, który mógł doprowadzić do śmierci Filipa, 31 stycznia 2019 roku dotarło do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. Ostatecznie sprawa została przeniesiona do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Bardzo długo trwało oczekiwanie na opinię biegłego, a sytuację pogorszyła pandemia. – Lekarz ze szpitala, który odmówił przyjęcia Kowala usłyszał zarzut narażenia dziecka na poważny uszczerbek na zdrowiu, a nawet śmierć – poinformował prokurator Tomasz Orepuk. 29 czerwca 2022 Prokuratura Okręgowa w Świdnicy skierowała do Sądu Rejonowego w Świdnicy akt oskarżenia przeciwko Arnoldowi W., utrzymując postawiony w kwietniu zarzut. Jak wyjaśnia prokurator Orepuk, nie było podstaw do zarzucenia lekarzowi nieumyślnego spowodowania śmierci. 13 lutego 2023r. rozpoczął się proces.
Prokuratura zarzuciła Arnoldowi W., że naraził Filipa Kowala na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w ten sposób, że pomimo skierowania do szpitala na oddział pediatryczny przez lekarza Zespołu Usług Medycznych „Medyk” w Świdnicy z uwagi na nieokreślone ostre zakażenie dróg oddechowych oraz pomimo istnienia przesłanek medycznych przyjęcia na oddział z powodu licznych obciążeń chorobowych oraz licznych objawów wskazujących na istnienie ciężkiej infekcji lub innego poważnego stanu chorobowego zaniechał przeprowadzenia diagnostyki, w tym badań krwi w kierunku m.in. zakażenia, oraz zaniechał obserwacji pacjenta w warunkach szpitalnych. Arnold W. nie przyznał się do zarzucanych czynów, ale nie chciał składać przed sądem zeznań. Nie zgodził się także, by pytania mogli mu zadać prokurator i oskarżyciele posiłkowi.
Podczas pierwszej rozprawy Arnold W. odmówił składania zeznań, w sądzie zostały odczytane wyjaśnienia, jakie złożył w prokuraturze. Lekarz do zarzutów szczegółowo odniósł się dopiero na zakończenie procesu. Jak stwierdził, 24 grudnia 2018 roku był jedynym lekarzem an oddziale dziecięcym. – Musiałem wykonać wizytę lekarską, przygotować wypisy i recepty dla dzieci z oddziału – mówił, dodając, ze został poinformowany o dzieciach czekających na oddziale ratunkowym. Pierwszym dzieckiem, które przyjął, był Filip Kowal. Arnold W. stwierdził, że kojarzył dziecko z poprzednich pobytów w szpitalu. Opisał również, że dziecko wyrywało się podczas próby badania gardła i ojciec nie zdołał chłopca utrzymać. Ocenił również, że chłopiec nie miał podwyższonej temperatury, choć nie wykonał badania w tym kierunku. Na brak gorączki miała wskazywać informacja od matki, brak podwyższonej ciepłoty ciała przy dotyku oraz brak kołatania serca. Arnold W. stwierdził, że lekarz, który wydał skierowanie do szpitala, postawił błędną diagnozę i Filip nie miał infekcji oskrzeli ani płuc. Przywoływał również późniejsze diagnozy kolejnych lekarzy i badania, które miały nie potwierdzać infekcji dolnych dróg oddechowych.
Arnold W. stwierdził, że nie ma obowiązku wykonywania badań, na jakie wskazywała prokuratura i że w tym przypadku nie było podstaw do wykonania takich badań. Stwierdził również, że lekarka we Wrocławiu błędnie podała sepsę jako przyczynę zgonu chłopca. Wskazywał na badania, które miały wskazać na wirusowe, bardzo rzadkie, zapalenie mózgu. Jak mówił, gdy chłopiec trafił do gabinetu w świdnickim szpitalu, choroba była w fazie utajonej, bez objawów i nie miał możliwości, by ją rozpoznać. Powoływał się na opinie lekarskie, które wskazywały, że nie popełnił błędów.
Podważał również zeznanie ojca innego dziecka, który tego samego dnia było badane, a później zostało przyjęte na oddział. Stwierdził, że nie mógł on widzieć Filipa w poczekalni, bo w tym czasie dziecko było badane w gabinecie. Zeznania dotyczyły stanu, w jakim miał znajdować się oczekujący dwulatek – miał być w ocenie świadka bardzo blady, apatyczny, osłabiony. Na te słowa zareagowała pełnomocniczka oskarżycieli posiłkowych, wskazując na udokumentowane godziny przyjęcia Filipa i fakt, że świadek mógł zobaczyć to, co opisał. Wskazała również, że przywołane opinie lekarskie nie są dowodem w sprawie.
Lekarz nie zwrócił się do obecnych na sali rozpraw rodziców Filipa.
Przewód sądowy został zamknięty 8 listopada. Na połowę grudnia zostały zaplanowane mowy stron i wtedy też można spodziewać się ogłoszenia wyroku.
Agnieszka Szymkiewicz