Śmigus-dyngus, potocznie zwany lanym poniedziałkiem, jest tradycją kultywowaną w Polsce od pokoleń. Dla wielu osób obyczaj ten jest nieodłącznym elementem Wielkanocy. Na strażacki lany poniedziałek zapraszają druhowie z kilku jednostek ochotniczych działających na terenie powiatu świdnickiego. Policjanci, jak co roku, apelują o zachowanie rozsądku i umiaru. Historycy tymczasem przypominają pochodzenie tradycji śmigusa-dyngusa.
Druhowie z Żarowa zapraszają dzieci, młodzież i dorosłych do bitwy wodnej, która odbędzie się 1 kwietnia o godzinie 10.30 na placu zabaw koło Orlika przy ulicy Piastowskiej w Żarowie. – Zabierzcie ze sobą wiaderka, psikawki, balony i rzeczy na zmianę. Wodę i dobrą zabawę gwarantuje Ochotnicza Straż Pożarna w Żarowie – zachęcają organizatorzy.
Wielką bitwę na wodę organizują strażacy z OSP Dobromierz. – Zapraszamy wszystkich do wspólnej zabawy, będzie dużo wody, śmiechu oraz niezapomnianych chwil – przekonują. Początek imprezy w poniedziałek o godzinie 10.00 na dobromierskim Rynku.
Na lany poniedziałek zaprasza też Ochotnicza Straż Pożarna w Jaroszowie. Wydarzenie odbędzie się 1 kwietnia w godzinach 10.00-12.00. Lokalizacja: Jaroszów Osiedle – boisko przy bloku nr 3. – Zabierzcie ze sobą suche ubrania na przebranie, wiaderka, pistolety na wodę itp. Zapewniamy: świetną zabawę dla dzieci i dorosłych, tor przeszkód, słodki poczęstunek dla najmłodszych – wyliczają organizatorzy.
Śmigus-dyngus ze strażakami szykuje również OSP Lutomia. – Zapraszamy młodych i starszych 1 kwietnia 2024 roku o godzinie 10:00 pod nasza remizę. Uczcijmy tradycję! PS. Nie zapomnijcie zabrać sprzętów – zachęcają. Strażaków przypominających o tradycji lanego poniedziałku będzie też można spotkać od południa na ulicach Goczałkowa.
Symboliczne budzenie przyrody do życia
Poniedziałek wielkanocny ma bogatą obrzędowość ludową. Po spokojnej i rodzinnej niedzieli wielkanocnej w poniedziałek zaczynało się „szalone” świętowanie, podczas którego kwitło życie towarzyskie. Wtedy to odbywały się odwiedziny rodzinne i sąsiedzkie. Drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego integrował społeczność wiejską i sprzyjał nawiązywaniu znajomości, szczególnie pośród ludzi młodych.
Określenie śmigus-dyngus powstało z połączenie dwóch odrębnych zwyczajów. Śmingus polegał na smaganiu witkami wierzby lub palmami po nogach i oblewaniu się zimną wodą, co symbolizowało wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także i z grzechu. Słowianie uważali, że oblewanie się wodą miało sprzyjać płodności, dlatego oblewaniu podlegały przede wszystkim panny na wydaniu. Z tego powodu obrządki polewania się wodą miały niekiedy charakter matrymonialny. Na śmigus nałożył się zwyczaj dyngusowania, który polegał na odwiedzaniu znajomych i przypadkowych osób. Wizytom zazwyczaj towarzyszył poczęstunek, bądź darowizna z zaopatrzeniem na drogę. Dyngus – znaczący tyle, co branie okupu, wykup – dawał możliwość wykupienia się dziewcząt od podwójnego lania. Pierwsze wzmianki o zwyczajach śmigusowo-dyngusowych w Polsce pochodzą z XV w.
Chrześcijaństwo, przejąwszy pogański zwyczaj, powiązało go z oczyszczającą symboliką wody – posiadającej moc tworzenia, oczyszczenia, płodności i uzdrowienia. Człowiek jakby chciał zachęcić przyrodę do naśladownictwa i prosić o zapewnienie odpowiedniej ilości wody potrzebnej do wzrostu roślin na wiosnę. Symboliczne budzenie przyrody do życia jest widoczne w zwyczaju kropieniu wodą święconą ozimych upraw w wielkanocny poniedziałek.
W ramach śmigusowo-dyngusowego zwyczaju najczęściej to chłopcy oblewali dziewczęta. Kawalerowie w ukryciu czyhali z wiadrami i specjalnie zrobionymi z drewna sikawkami lub w wyższych sferach flaszeczkami perfum, by oblać lub przynajmniej skropić pannę. Dziewczęta wrzaskliwie protestowały przeciwko oblewaniu, ale każda chciała być zmoczona, ponieważ to świadczyło o jej atrakcyjności. Zmoczone tego dnia panny miały większe szanse na zamążpójście, a te, które się obraziły, mogły mieć później kłopot ze znalezieniem męża. Wierzono, że woda nie tylko symbolizuje życie, ale także daje urodę – ponoć panna oblana wodą pięknieje i utrzymuje urodę przez cały rok. W ten świąteczny dzień dziewczęta jednak niechętnie opuszczały chaty w obawie przed oblaniem kilkoma wiadrami wody lodowatej o tej porze roku lub wrzuceniem do stawu albo potoku. Sprytni młodzieńcy zawsze znaleźli sposób, by zmoczyć wybraną pannę. Czasami role się odwracały i to panny z wiaderkami wody czatowały za drzwiami chałupy na dyngusiarzy, czyli kolędników wielkanocnych, którzy chodzili od domu do domu. Woda lała się strumieniami i każdy tego dnia był zmoczony.
Wielkanocni kolędnicy
Poniedziałek wielkanocny był dniem, w którym po wioskach chodzili dyngusiarze. Przebierańcy ci bardzo często wodzili ze sobą koguta, stąd nazwa tego zwyczaju – kurek dyngusowy. Na początku wykorzystywano do tego żywego koguta, a z czasem jego miejsce zajął sztuczny ptak zrobiony z drewna, gliny lub upieczony z ciasta, przybrany piórami i wstążkami, którego najczęściej umieszczano w wózku dyngusowym i tak dyngusiarze – „koguciarze” – obchodzili domy w całej wsi. Kawalerowie śpiewali piosenki, składali życzenia, grali na skrzypcach, bębnie, zbierali datki, polewali dziewczęta wodą, a wszystko miało charakter zalotów do panien na wydaniu.
Chodzenie z kogutem w okresie wiosennym było nawiązaniem do pradawnych wierzeń związanych z wigorem, energią życiową i płodnością. Kogut jako wojowniczy ptak o silnym popędzie rozrodczym, jurności, zawsze pojawiał się w czasie, kiedy należało zadbać o obfitość plonów w nowym cyklu wegetacyjnym, stąd jego obecność również podczas Wielkanocy. W różnych regionach naszego kraju, na przykład w Opoczyńskim, kolędnicy wielkanocni, oprócz koguta, chodzili też z „gaikiem” – zielonym drzewkiem i „pasyjką” – krzyżykiem (Zdzisława Kupisiński, Wielki post i Wielkanoc w regionie opoczyńskim). Wszystkie grupy kolędnicze liczyły na obfity „dyngusek”, czyli podarunek, a przy okazji kawalerowie robili „zwiad środowiskowy”, gdzie, jaka panna mieszka.
Różni przebierańcy odwiedzający chałupy z życzeniami i pieśniami wielkanocnymi to tradycja znana i gdzieniegdzie nadal kultywowana. Dyngusiarze chętnie zapraszani byli do izby i goszczeni świątecznymi smakołykami i napitkami. W śmigus-dyngus nie można było odmówić kolędnikom daru – kawałka kiełbasy, placka, jajek, kieliszka wódki czy drobnej monety, ponieważ mogło to sprowadzić nieszczęście na rodzinę i gospodarstwo.
Policja apeluje o zachowanie rozsądku i umiar
Tradycja polewania się wodą w poniedziałek wielkanocny jest nadal żywa i w wielu regionach Polski podtrzymywana i kultywowana. Wszystko to jest dobrze przyjęte, jeśli przyjmuje formę zabawy i symbolicznego psikusa, który spotka się z pozytywnym odbiorem drugiej strony. Często jednak zwyczaj ten przybiera przesadzoną formę polewania wodą przechodniów, osób poruszających się na rowerach, samochodami, czy przebywających na klatkach schodowych lub w budynkach – przeradzając się w czyny chuligańskie.
– Śmigus-dyngus jest niewątpliwe tradycją kultywowaną w Polsce od pokoleń. Nie powinniśmy jednak zapominać o przysługującym każdej osobie prawie do zakwestionowania chęci uczestnictwa w tej tradycji. Polewanie wodą zdecydowanie powinno mieć swój umiar i charakter symboliczny, a nie przysparzać zbędnego problemu – przypominają funkcjonariusze z Biura Prewencji Komendy Głównej Policji.
– Z prawnego punktu widzenia praktykowanie w poniedziałek wielkanocny opisywanego zwyczaju, z zachowaniem rozsądku i należytego umiaru, może zostać zakwalifikowane jako tak zwany kontratyp pozaustawowy, co w praktyce może oznaczać, że osoba polewająca wodą, nie popełni wykroczenia lub przestępstwa. Nie wszystkie jednak zachowania związane z wielkanocną tradycją będą wypełniać znamiona kontratypu. Osoba, która kultywując tradycję oblewa wodą inną osobę, może swoim zachowaniem wyczerpać np. znamiona wykroczenia polegającego w tym przypadku na zakłóceniu spokoju i porządku publicznego, za które może grozić m.in. kara grzywny wymierzona w drodze postępowania mandatowego w wysokości do 500 zł. Na podobne konsekwencje prawne może narazić się osoba dopuszczająca się nieobyczajnego wybryku, np. w postaci oblewania wodą pasażerów transportu publicznego czy też rzucająca balonem wypełnionym wodą w pojazdy mechaniczne będące w ruchu. Innymi konsekwencjami wobec sprawców przytoczonych powyżej wykroczeń mogą być wymierzane przez sąd: kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny, która może wynosić nawet do 5 000 zł – wyliczają policjanci. W skrajnych przypadkach takie zachowanie może zostać zakwalifikowane jako przestępstwo polegające na naruszeniu nietykalności cielesnej.
– Podkreślić należy, że brak umiaru w obchodzeniu omawianego zwyczaju może narazić oblewaną osobę w sposób bezpośredni na szkody materialne, np. poprzez uszkodzenie sprzętu elektronicznego, telefonu, tabletu, lub też pośredni, powodując konieczność powrotu oblanej osoby do domu, w sytuacji gdy była w trakcie podróży np. na dworzec, lotnisko. Wówczas spowodowanie opóźnienia takiej osoby może przyczynić się do konieczności pokrycia z tego powodu strat finansowych (np. konieczność zakupu kolejnego biletu). Osoba pokrzywdzona, w przypadku poniesionych strat materialnych może dochodzić swoich roszczeń (odszkodowania) na drodze postępowania cywilnego – przypominają policjanci z KGP.
/Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego,
Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
Komenda Główna Policji, opr. mn/