Czy decyzja o częściowym opróżnieniu zalewu Witoszówka była uzasadniona? Dlaczego na taki krok zdecydowano się bez konsultacji z innymi instytucjami? Na ile realne były obawy dotyczące możliwej katastrofy budowlanej i zalania części miasta? Kto powinien odpowiedzieć za śnięcie trzech tysięcy małży z chronionego gatunku szczeżuja wielka? Odpowiedzi na te pytania szuka Sąd Rejonowy w Świdnicy, który zajął się sprawą dewastacji ekologicznej, do której doszło na świdnickim zbiorniku.
W poniedziałek świdnicki sąd przesłuchiwał świadków w sprawie, której początek sięga maja 2020 roku. Swoje zeznania złożyli między innymi lokalni samorządowcy, którzy przed trzema laty podejmowali interwencje w sprawie zalewu Witoszówka. – Mieszkańcy zwrócili się do mnie z problemem dotyczącym bardzo obniżonego lustra wody na zalewie, dopytując co się stało. Udałem się na miejsce i stwierdziłem, że rzeczywiście lustro wody jest obniżone. Jako radny zasięgnąłem informacji w odpowiednich wydziałach Urzędu Miejskiego w Świdnicy. Żaden z urzędników nie był jednak w stanie udzielić odpowiedzi odnośnie przyczyn takiej sytuacji, kierując mnie do instytucji Wody Polskie. W wyniku panujących wówczas upałów doszło do wysuszenia dna części zalewu, pokazując skalę ogromnego zniszczenia małż. Gdy tydzień później po raz kolejny udałem się na miejsce, na własne oczy zobaczyłem dziesiątki lub tysiące małży, zobaczyłem kilkanaście łabędzi czarnych od błota, zobaczyłem zdychające ryby. Zdałem sobie wtedy sprawę, że naprawdę coś jest nie tak. Poprosiłem o spotkanie panią prezydent Świdnicy Beatę Moskal-Słaniewską, do której zwróciłem się o podjęcie natychmiastowych działań w tej sprawie. To była katastrofa ekologiczna nie tylko według mojej opinii. Zaznaczam przy tym, że sam nie jestem specjalistą w tym zakresie. Wyglądało to jednak makabrycznie – opisywał radny Wiesław Żurek.
Sytuację na częściowo opróżnionym zalewie Witoszówka osobiście obserwował również Jan Dzięcielski, przewodniczący Rady Miejskiej w Świdnicy oraz zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Miękinia. – Zostałem poinformowany przez mieszkańców Świdnicy oraz innych radnych o spuszczeniu wody na zalewie Witoszówka, a także o niefunkcjonowaniu bosmanatu, na który miasto wydało sporo funduszy. Udałem się na miejsce, gdzie zastałem szkody w środowisku przyrodniczym spowodowane spuszczeniem wody na 1/3 powierzchni zbiornika. Na miejscu zastałem tysiące małży – szczeżui, które były już nieżywe, a także olbrzymi smród. Małże były już w stanie rozkładu. Wyczuwalny był charakterystyczny fetor, którego nie można pomylić z niczym innym – przywoływał w sądzie Dzięcielski.
W związku z zaistniałą sytuacją przewodniczący Rady Miejskiej wystosował pismo do zarządcy zalewu – Zarządu Zlewni w Legnicy, a także poinformował Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska we Wrocławiu. W odpowiedzi na jego interwencję RDOŚ wystąpił do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy oraz Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Prezydent Świdnicy złożyła z kolei zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”, wskazując w nim na możliwość naruszenia art. 181 kodeksu karnego, czyli spowodowania zniszczeń w przyrodzie. Zawiadomienie do prokuratury skierował też radny Wiesław Żurek. W efekcie złożonych zawiadomień świdnicka prokuratura wszczęła postępowanie w kierunku spowodowania zniszczeń roślin i zwierząt w znacznych rozmiarach.
Zmniejszenia poziomu wody na zalewie Witoszówka dokonano w następstwie kontroli przeprowadzonej przez inżynierów z Centrum Technicznej Kontroli Zapór, wchodzącego w skład Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Wspomniana kontrola, podczas której oceniono zaporę zalewu pod kątem stanu technicznego i bezpieczeństwa dla ludzi, została przeprowadzona w dniach 5-15 maja 2020 roku. – Moim zadaniem była ocena części mechanicznej obiektu. Na miejscu stwierdziłem zły stan konstrukcji stalowej klap oraz jej łożyskowania. Stan konstrukcji wskazywał na bardzo zaawansowaną korozję, szczególnie w dolnej części zamknięć klap. W mojej ocenie występowało duże prawdopodobieństwo tego, że w pewnym momencie otwarcie lub zamknięcie klap mogłoby skutkować poważną awarią, stwarzającą zagrożenie dla otoczenia – wyjaśniał jeden z członków komisji oceniającej stan zapory.
Jak zaznaczał, klapy są kluczowym elementem zapory, służącym do kontrolowanego upuszczania i utrzymywania wody w zbiorniku. Jego zdaniem w skrajnym przypadku, gdyby doszło do niekontrolowanego przepływu wody, cała woda ze zbiornika mogłaby spłynąć korytem Witoszówki. Wskazał zarazem, że nie da się ocenić ryzyka wystąpienia takiego zdarzenia, jednak w jego ocenie istniało zagrożenie katastrofą budowlaną. – W takich sytuacjach nie znasz dnia, ani godziny. Obniżenie poziomu piętrzenia było jedynym sposobem, żeby zabezpieczyć poniższy teren przez skutkami takiej sytuacji, która na szczęście się nie wydarzyła – podkreślał uczestnik kontroli. Czy takiej sytuacji dałoby się zapobiec? – To kwestia czasu i pieniędzy. Było poważne zagrożenie awarią. Tu nie wchodził w grę kapitalny remont, tylko wymiana obu klap w celu zniwelowania ryzyka zaistnienia takiej awarii – wskazywał.
Wyjaśnienia w tej sprawie składała również kontrolująca z ramienia IMGW Centrum Technicznej Kontroli Zapór. – W wyniku kontroli stwierdzono nieodpowiedni stan techniczny stalowych klap przelewu, polegający na pęknięciu i przechyleniu prawej klapy, a także rażącą korozję obydwu klap. Zaleciłam zmniejszenie piętrzenia o około 1 metr poniżej normalnego poziomu piętrzenia, co miało charakter zalecenia prewencyjnego w celu zapobiegnięcia katastrofy budowlanej. Obniżenie poziomu miało odciążyć uszkodzone elementy. Zapora znajduje się w centrum miasta i nacisk wody na uszkodzone elementy mógłby doprowadzić do katastrofy budowlanej. W pobliżu zapory znajduje się plac zabaw. Kolejne zalecenia mówiły o tym, że obiekt nie nadaje się do użytkowania zgodnie z pozwoleniem wodno-prawnym. Zalecałam, aby niezwłocznie i w pierwszej kolejności przystąpić do wymiany klap przelewu – zeznawała. Wspomnianych zagrożeń nie dopatrzono się podczas kontroli przeprowadzonej w roku 2014.
W ocenie kontrolującej stan elementów świdnickiej zapory zagrażał życiu i zdrowiu wielu ludzi. – Zerwanie klapy groziło zalaniem części miasta – wskazywała. – W dniu 20 maja 2020 roku poinformowałam Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego we Wrocławiu, przesyłając protokół kontroli wraz z pismem przewodnim – dodała. Dalsze działania miały być podejmowane przez zarządcę zalewu na podstawie decyzji administracyjnej nadzoru budowlanego. Pojawiają się jednak pytania, czy owe działania nie powinny były zostać skonsultowane z instytucjami takimi jak Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, a także czy o sprawie nie należało powiadomić centrów zarządzania kryzysowego szczebla powiatowego oraz wojewódzkiego, jak również prezydent Świdnicy. Wątpliwości budzi też interpretacja tego, czy zalecenie pokontrolne komisji IMGW CTKZ było faktycznie tylko zaleceniem, czy też miało moc decyzji, której inne podmioty musiały się podporządkować.
W wyniku śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Świdnicy, zarzuty w sprawie sytuacji zaistniałej na zalewie Witoszówka usłyszał Apolinary L., były dyrektor Zarządu Zlewni w Legnicy, czyli jednostki Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie” odpowiadającej za zarządzanie świdnickim zalewem. – Pierwszy zarzut dotyczy tego, że jako osoba pełniąca kierownicze stanowisko w instytucji państwowej nie dopełnił obowiązku wynikającego z przepisu prawa budowlanego, to jest obowiązku utrzymywania obiektu w należytym stanie technicznym, a konkretnie chodzi o zaporę czołową zbiornika. Były dyrektor nie wykonał wcześniejszych zaleceń dotyczących niezwłocznej naprawy elementów konstrukcyjnych, a zapora była w takim stanie, że stwarzała zagrożenie dla obiektu i jego użytkowników. Drugi zarzut także dotyczy niedopełnienia obowiązku wynikającego z ustawy o ochronie środowiska w zakresie zapobiegania negatywnemu oddziaływaniu na środowisko – informował w styczniu 2023 roku prokurator rejonowy Marek Rusin.
– Tym negatywnym oddziaływaniem była decyzja o obniżeniu piętrzenia wody, a osoba, której został postawiony zarzut, nie zapobiegła skutkom tej decyzji. Sama decyzja była słuszna ze względu na zagrożenie katastrofa, jednak w jej wyniku doszło do częściowego osuszenia zbiornika i śnięcia około 3 tysięcy małży z chronionego gatunku, a w konsekwencji do dewastacji ekosystemu. Przepisy o ochronie środowiska nakładają na zarządcy obowiązek zapobiegnięcia tym skutkom. Zarządca przed wykonaniem tej decyzji powinien skontaktować się z Regionalnym Dyrektorem Ochrony Środowiska, żeby wskazał, jakie należy podjąć czynności, by zapobiec wymieraniu zwierząt po spuszczeniu wody. Być może mogło w grę wchodzić przeniesienie ich w inne miejsce. Tego zabrakło – podkreślał prokurator.
Były dyrektor Apolinary L. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Za zarzucane przez prokuraturę czyny grozi mu kara do 8 lat więzienia.
Michał Nadolski
[email protected]