Strona główna 0_Slider Proces kierownictwa zakładu Adler poprzedzony pikietą. Mieszkańcy mają dość smrodu, związkowcy mówią...

Proces kierownictwa zakładu Adler poprzedzony pikietą. Mieszkańcy mają dość smrodu, związkowcy mówią o nagonce [FOTO]

0

Po latach kontroli, postępowań administracyjnych i niekończących się skarg mieszkańców ulic Wiśniowej, Kasztanowej, Krętej, Bystrzyckiej i Towarowej w Sądzie Okręgowym w Świdnicy rozpoczął się proces dyrektora i dwóch pracowników zakładu produkcyjnego Adler w Świdnicy.  Związkowcy przekonują, że ich zakładowi grozi zamknięcie. -Nie mamy nic przeciwko jakiejkolwiek firmie, nie chcemy zamknięcia, ale pierwszorzędna rzecz to zdrowie i bezpieczeństwo – ripostują mieszkańcy, którzy w procesie występują jako pokrzywdzeni i oskarżyciele posiłkowi.

– Mieszkanie kupiłam w połowie lat dwutysięcznych i nie było żadnych uciążliwości. Pewnej nocy, w 2018 roku o wpół do trzeciej nad ranem obudziłam się z uczuciem, że zaraz się uduszę od zapachu palonego plastiku. Byliśmy świeżo po remoncie, myślałam, że doszło do zwarcia, otworzyłam okna i wtedy buchnął ten smród, jakby ktoś faktycznie wypalał kable. Ale nie wypalał, a smród był straszny – opisuje jedna z mieszkanek ulicy Wiśniowej. Nie była odosobniona w takiej ocenie. Mieszkańcy okolic zakładów, zlokalizowanych przy ul. Bystrzyckiej zaczęli uskarżać się nie tylko na smród, ale także na duszności, kaszel, łzawienie oczu. I zaczęli pisać do wszystkich instytucji, odpowiadających w Świdnicy, powiecie i województwie za ochronę środowiska. Dopiero w połowie 2019 roku, gdy ich skargi nie przynosiły żadnego efektu, zawiadomili media. Swidnica24.pl śledziła i opisywała wszystkie kontrole, a także opublikowała obszerny wywiad z przedstawicielami firmy Adler. To właśnie Andrzej K., dyrektor tego zakładu (pełniący te funkcje także obecnie) oraz dwoje pracowników zostało oskarżonych przez Prokuraturę Rejonową w Świdnicy o zanieczyszczanie powietrza poprzez skierowanie trujących substancji powstających w toku produkcji, czym obniżyli jego jakość i sprowadzili zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.

Świdnicki zakład jest częścią włoskiego koncernu, producentem włóknin termoizolacyjnych i dźwiękochłonnych, detali samochodowych izolacyjnych, detali samochodowych przestrzennych kształtowanych na gorąco, szarpanki włókienniczej i wyrobów izolacyjnych. Zatrudnia obecnie 120 osób.

Dzisiaj przed Sądem Okręgowym w Świdnicy rozpoczął się proces, w którym oprócz dyrektora oskarżeni są Dorota Sz., specjalistka ds. ochrony środowiska i BHP oraz Daniel P., szef produkcji. Zostali oskarżeni o to, że od maja 2019 do 18 maja 2020 roku w Świdnicy, działając wspólnie i w porozumieniu będąc z tytułu zajmowanych stanowisk odpowiedzialnymi za prawidłową eksploatację urządzeń, działając czynem ciągłym, w krótkich odstępach czasu poprzez dopuszczenie do eksploatacji linii POROSO 1 i POROSO 2, służących do produkcji włókien termoizolacyjnych i dźwiękochłonnych detali samochodowych oraz wyrobów izolacyjnych do sprzętu AGD, niespełniających wymogów technicznych w zakresie bezpiecznej eksploatacji zanieczyszczali powietrze poprzez dopuszczenie do emisji acetonu, metyloetyloketonu, benzonu, toluenu, etylobenzenu, empexylenu, oxylenu, styrenu i formaldehydu, cyjanowodoru, chlorowodoru, amoniaku i ditlenku azotu w ilości powodującej znaczące obniżenie jakości powietrza.

Zarzuty, postawione przez prokuraturę zostały oparte m.in. na badaniach powietrza, zleconych przez świdnickich śledczych. Próbki były pobierane za pomocą drona.

Żadna z oskarżonych osób nie przyznaje się do winy. Wszyscy mieli dzisiaj przygotowaną jedną linię postępowania. Złożyli krótkie wyjaśnienia, zapowiadając ich uzupełnienie po przedstawieniu wszystkich dowodów oraz przesłuchaniu świadków w tej sprawie. Wszyscy powtórzyli jedno zdanie, że akt oskarżenia jest według nich „nielogiczny”. Podkreślali, że zakład jest systematycznie kontrolowany przez różne instytucje, a także kontrahentów i nigdy nie było zarzutów. Daniel P, szef produkcji stwierdził, że pracuje w świdnickim Adlerze od 20 lat, przeszedł całą ścieżkę kariery zawodowej i nigdy nie chorował ani nie odczuwał dolegliwości związanych z przebywaniem w zakładzie.

Podobnie jak szef produkcji, mówią związkowcy, którzy dzisiaj przeprowadzili skromną pikietę przed Sądem Okręgowym. – Napięcie sięga Zenitu, pracownicy boją się o swoje miejsca pracy i boją się o swój byt – mówi Ireneusz Besser, członek prezydium zarządu NSZZ Solidarność na Dolnym Śląsku, który przyjechał wesprzeć związkowców z Adlera. Skąd przekonanie, że zakładowi grozi zamknięcie? – Ponieważ ta dzisiejsza sprawa również o tym świadczy, to może być pierwszy krok do tego, żeby oni w przyszłości stracili swoje miejsca pracy.

– My nie występujemy przeciwko związkowcom, my nie chcemy zamknięcia zakładu. Sprawa ma charakter kryminalny, zarzuty dotyczą przestępstw z kodeksu karnego i oskarżone o przestępstwa są konkretne osoby. Nasze postępowanie nie ma nic wspólnego z decyzja o zamknięciu zakładu – mówi prokurator rejonowy Marek Rusin.

Zamknięcia nie chcą również okoliczni mieszkańcy. – Niech pracują, nie mamy nic przeciwko jakiejkolwiek firmie, z tym, ze pierwszorzędna rzecz dla każdego człowieka to jest zdrowie i bezpieczeństwo. I czyste powietrze – mówią mieszkańcy, z których ośmioro występuje w sprawie w roli oskarżycieli posiłkowych. Pokrzywdzonych w imienia i nazwiska jest kilkanaście osób. – Nadal jest tragedia, tak śmierdzi, ze ja nie spałam cała noc. Nie szło okna otworzyć. Wczoraj też smrodzili. Uciekałam do córki, żeby tego nie wdychać – mówi jedna z kobiet, a kolejna dodaje – Ja wstałam jak pijana. Omdlenia, wymioty. Dziś jest XXI wiek, technologie tak wysoko poszły, że w kosmos latamy, dlaczego nie można założyć jakiś filtrów, osłon, by nie truć tysięcy ludzi, a to się rozprzestrzenia na coraz więcej ludzi – podkreślają.Mieszkańcy również obecnie wysyłają skargi do wydziałów ochrony starostwa powiatowego, do starosty, WIOŚ-u, a także zawiadamiają Straż Miejską. Jak powiedział podczas pierwszej rozprawy mec. Marcin Magiera, reprezentujący mieszkańców (oskarżycieli posiłkowych), wobec części osób są naciski ze strony firmy, która złożyła wobec nich pozwy cywilne.

Oskarżycielem posiłkowym w procesie jest także Gmina Miasto Świdnica.

Dzisiaj na wniosek obrońców sąd zdjął poręczenie majątkowe w wysokości 20 tysięcy złotych z dyrektora zakładu. Kolejna rozprawa została wyznaczona na wrzesień.

Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]

Poprzedni artykułKolagen do picia – czy to faktycznie wygodna i efektywna forma suplementacji?
Następny artykuł(Nie)trzeźwy poranek na drogach powiatu. Czterech kierowców na podwójnym gazie