Strona główna 0_Slider Katarzyna Bonda i Joanna Bator o najnowszych książkach. Spotkania przyciągnęły tłumy w...

Katarzyna Bonda i Joanna Bator o najnowszych książkach. Spotkania przyciągnęły tłumy w Świdnicy [FOTO]

0

Katarzyna Bonda zabiera swoich czytelników w szaloną podróż i w swojej premierowej powieści „Miłość pokonuje śmierć” opowiada kolejną zadziwiającą historię kryminalną opartą na prawdziwej zbrodni. Joanna Bator powraca natomiast do opuszczonego słynnego hotelu Sudety, dawnej perły Wałbrzycha, symbolu świetności miasta w latach 70. i 80. i w swojej najnowszej książce „Ucieczka niedźwiedzicy” tworzy z niego miejsce metafizyczne. Jedne z najbardziej rozpoznawalnych polskich pisarek, cieszących się wielkim uznaniem i popularnością czytelników odwiedziły Świdnicę, w ramach trwającego Festiwalu Góry Literatury. Spotkania wzbudziły ogromne zainteresowanie publiczności, a zaraz po nich ustawiały się długie kolejki po autografy.

Festiwal Góry Literatury noblistki Olgi Tokarczuk po raz trzeci zagościł w Świdnicy. W środę, 12 lipca publiczność miała okazję spotkać się z dwiema wyjątkowymi autorkami – Katarzyną Bondą i Joanną Bator, posłuchać ciekawych opowieści o ich doświadczeniach i odmiennych warsztatach pisarskich, a przede wszystkim poznać okoliczności powstawania ich najnowszych książek.

W strugach deszczu i przechodzącej nawałnicy z publicznością spotkała się najpierw Katarzyna Bonda. Wydarzenie zaplanowane na skwerze z dzikami – przynajmniej te pierwsze, musiało zostać przeniesione do holu świdnickiej biblioteki, znajdującej się nieopodal. W ekspresowym tempie udało się przygotować przestrzeń, która szybko wypełniła się tłumami widzów. – Nigdy nie widziałam na spotkaniu autorskim, by goście i słuchacze siedzieli aż na schodach. Chciałabym też przyznać, że zdarzało mi się już kiedyś eksmitować szybko ze spotkania wskutek złej pogody, ale nigdy lokalizacja zastępcza nie była tak piękną kryzysową narzeczoną, jak biblioteka świdnicka – przyznała prowadząca rozmowę Amelia Sarnowska, krytyczka literacka i dziennikarka.

Jak podkreśliła popularna autorka kryminałów, to było jej pierwsze spotkanie prezentujące jej finalną, trzecią powieść z cyklu „Wiara, nadzieja, miłość”. Najnowsza – „Miłość pokonuje śmierć” dokładnie wczoraj miała swoją premierę. – Jest to pierwsza moja rozmowa z Wami o tej książce – zauważyła Katarzyna Bonda. – Jest to seria szczególna, która swój początek wzięła z książki „Miłość leczy rany”. Jesteśmy w Świdnicy i to jest historia, która rozgrywa się gdzieś niedaleko. Są też w książce sceny w Świdnicy. Jest to zupełnie niesamowita opowieść na hollywoodzki film i totalnie nieprawdopodobna historia – stwierdziła.

W Świdnicy Bonda wielokrotnie zaznaczała, że jej powieści, w tym właśnie z tej serii, to nie fikcja. Są bowiem utkane na kanwie prawdziwych historii kryminalnych. – Są to powieści. Czytacie je stricte jak fabułę i każda z tych książek jest poprzedzona przez mnie rodzajem bardzo precyzyjnej dokumentacji. Przede wszystkim czytam akta. Wybieram do tej serii takie, które mają swój finał w sądzie. Zwykle jest wyrok prawomocny lub minęło już ileś czasu od tego, kiedy orzeczenie zapadło – wyjaśniała autorka.

Pisarka szeroko opowiadała o faktach zawartych w powieściach, chociażby w kontekście książki „Miłość leczy rany”. – Byłam bardzo młodą dziennikarką i jako reporterka szukałam już wtedy niezwykłych kryminalnych historii. Zajmowałam się opisywaniem historii z raportów w kontekście, by były szczególne. Tak znalazłam w bardzo małej szpalcie w regionalnej gazecie, że jest taki człowiek Unkas, który jest Kazachem. Zabił w Kazachstanie 17 osób z kałasznikowa i teraz w jego imieniu stanęła cała społeczność Ząbkowic Śląskich. Podpisały się tysiące ludzi, by jeszcze raz proces odbył się tutaj w Polsce, bo tam w Kazachstanie łamane są prawa człowieka i to wszystko i cała batalia o niego odbyła się za sprawą Polki – Anny, kobiety, która się w nim zakochała, a on w niej ze wzajemnością – opowiadała Bonda. Pisarka poświęciła wiele lat pracy, by przyjrzeć się sprawie i sprawdzić fakty. Do nich należały, chociażby takie, że Kazach był słynnym szamanem, uzdrowicielem w Srebrnej Górze. – Zabrałam się za realną robotę nad tą książką 10 lat później i wtedy zaczęły się jazdy i schody różnego rodzaju. Sytuacja geopolityczna na tyle się zmieniła, że złożyłam wizę o wjazd do Kazachstanu. Byłam w tych wszystkich miejscach i sprawdzałam te wszystkie lokacje, historie związane z przestrzenią nie tylko polityczną, ale też np. przyrody czy handel bronią. Materiału było tak dużo. Ta książka wtedy jednak nie powstała – relacjonowała i jak przyznała, powodem były groźby, jakie otrzymywała. – Na warsztat wziął mnie wywiad – rosyjski i kazachstański, które wtedy współpracowały. Chodziło o to, by żadna z tych informacji nie pojawiła się w opowieści i dla mnie to było nielogiczne, bo pisałam wtedy powieść, która jest fikcyjna – fabularyzowałam te elementy – mówiła. Udało się ją spisać dopiero 3, 4 lata temu. – Zaczęłam pisać tę książkę niepodłączona do internetu i nikomu nie powiedziałam, że nad nią pracuję. Nikt nie wiedział i to była chyba najkrócej pisana książka przez mnie. Po prostu ze mnie wyszła, wyplułam ją. Inkubacja trwała kilkanaście lat – stwierdziła.– Ta pierwsza część serii jest początkiem nowego mojego sposobu opowiadania. Jest to kryminał, ale w każdej kolejnej też jest para, którą łączy przestępstwo – zauważyła.

Królowa polskiego kryminału zdradziła również czego możemy spodziewać się w finale serii „Miłość pokonuje śmierć”. – Jest to historia, która jest precedensowa pod względem prawnym. Podrzucił mi ją na warsztat profiler Bogdan Lach, z którym napisałam kilka książek. W tym przypadku mamy do czynienia z policjantem, który zakochuje się w morderczyni. Ta pani przez prawie dwa lata unikała przesłuchania w sprawie – najpierw zaginięcia, później zabójstwa swojego męża. Jest to niezwykła rzadkość i nie słyszałam o takiej historii nawet na świecie. Bo zwykle jest to pierwsza osoba, z brzegu, która od razu trafia na krzesełko i zostaje przesłuchana. Ona nie zostaje przesłuchana. Mnóstwo jest tu smaczków, elementów – jak choćby rozpoznanie ofiary za pomocą oprawek okularów. Polecam Wam serdecznie – zachęcała do lektury pisarka.

W rozmowie nie brakowało humoru, a także ciekawych refleksji dotyczących procesu twórczego popularnej autorski kryminałów. – Piszę kryminały, czyli książki stworzone dla rozrywki. Wyobrażam sobie, że was porwę w podróż, zabiorę was do szalonego autobusu czy na pokład takiego samolotu i porywam was, zabieram was, na następnym lotnisku was wysadzę i zapytam – czy było fajnie – dodała.


Kolejne spotkanie już odbyło się na skwerze z dzikami tuż przy świdnickiej bibliotece. Tym razem w słonecznej aurze o swojej nowej książce „Ucieczka niedźwiedzicy” opowiadała jedna z najciekawszych polskich pisarek Joanna Bator. Rozmowę przeprowadziła krytyczka literatury i sztuki, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego – Magdalena Rabizo-Birek.

Jest to w większym stopniu powieść niż zbiór opowiadań. Niedźwiedzie opowieści rodziły się inaczej niż poprzednie książki. Już, kiedy pisałam „Gorzko, gorzko”, czyli moją poprzednią książkę, stworzyłam pierwszą z opowieści niedźwiedzich, czyli tytułową „Ucieczkę niedźwiedzicy” i to miała być tylko ta jedna historia na początku. Zostałam zaproszona do zbioru opowiadań, który powstać miał w Szwajcarii. Pracowałam w Szwajcarii na Uniwersytecie w Bernie przez jeden semestr […] Co roku zapraszali innego pisarza, pisarkę by poprowadzili swoje autorskie seminaria. Później postanowili nas zebrać w jednym zbiorze – mówiła o początkach najnowszej powieści Joanna Bator.

Od krótszej formy „Ucieczka niedźwiedzicy” rozpoczęła się praca nad całą powieścią. – Okazało się, że ten malutki tekst ma w sobie życie. To było wspaniałe uczucie dla mnie jako osoby, która stworzyła ten świat. Takie poczucie, że masz w rękach żywą organiczną materię i że z tego niewielkiego opowiadania wyrastają w różne strony, jak kłącza, jak gałązki inne historie powiązane z historią matką – zauważyła pisarka. – Miałam 16 opowieści i dość wymagające wyzwanie dla umysłu, by trzymać to wszystko w garści. Jednocześnie był to rodzaj narracyjnej frajdy, rollercoastera, gdy sobie wędrowałam między nimi. Czasem w szybkim tempie, a czasem spacerkiem. […] Historia niedźwiedzia ciągle żyje i może być to eksperyment na całe życie. Od czasu ukończenia tej książki napisałam tylko jedną rzecz, która nadal wyrasta z tego świata – przyznała.

Pochodząca z Wałbrzycha autorka nagradzanych książek w swojej twórczości przemyca autobiograficzną topografię. Pojawią się więc takie ważne dla niej miejsca jak Japonia, Wałbrzych, Wrocław czy Warszawa. – Piszę o miejscach w ogromnej większości, które znam przez ciało. Nawet specjalnie się już nie zastanawiam nad tym, dlaczego tak się dzieje. Po prostu potrzebuję zahaczać historie o zapach, smak, tekstury, które pamiętam. Wtedy opowieść dla mnie ożywa – stwierdziła Joanna Bator. – Zmysłowy związek z miejscem do tego, jak powstają moje historie, jest absolutnie kluczowy – zauważyła.

W nowej powieści pisarka wskrzesza m.in. od lat opuszczony hotel Sudety, niegdyś wizytówkę miasta Wałbrzych. – Bardzo się interesuję architekturą i mam rodzaj słabości do architektury brutalistycznej. On jest wspaniałym tego przykładem. Zawsze był w moje głowie i pisząc opowieści niedźwiedzie, potrzebowałam takiej przestrzeń, która byłaby swoistą utopią, miejscem, gdzie różni poturbowańcy mogą się ukryć, przeczekać, ulec wewnętrzny przemianie. W pracy nad 16 opowieściami były momenty zbiegania wątków. Nagle przypomniał mi się hotel Sudety i był idealny – mówiła. Dzień przed spotkaniem autorka miała okazję też po latach go zwiedzić. – Do tej pory nie wiem, czy to się wydarzyło. To była jedna z najwspanialszych, mięsistych pod względem zapachowym również rzeczy, jakie mnie spotkały w ostatnich latach na tych ziemiach. A zaczęło się od tego, że podjechałam pod hotel, bo zawsze lubię go zobaczyć, jak jestem w okolicy. Chciałam pokazać go też przyjaciółce i usłyszałam muzykę – dodała tajemniczo pisarka nie zdradzając szczegółów.

Pierwszy dzień świdnickiej odsłony Festiwalu Góry Literatury zakończył pokaz filmu Jerzego Skolimowskiego „Walkower” (1965). Pierwotnie miał się pojawić na nim także słynny reżyser, niestety jak tłumaczył organizator obowiązki i wiek na to nie pozwoliły. Festiwal jeszcze się nie kończy w Świdnicy.

Co dziś w programie?

CZWARTEK, 13 lipca 2023

godz. 10.00 – Małe Góry Literatury – warsztaty: EkoTeka
godz. 11.00 – Małe Góry Literatury – strefa zabaw dla dzieci: biblioteczna EkoFrajda

od godz. 15.00 – akcja edukacyjna „Tour de Konstytucja” – Do dyspozycji mieszkańców Świdnicy będzie autobus, w którym będzie przybliżana doniosłość ustawy zasadniczej, będzie możliwość rozmowy o prawach i wolnościach obywatelskich, o powiązaniu praw i wolności zagwarantowanych w Konstytucji z Kartą Praw Podstawowych UE, gdzie będzie promowana aktywność fizyczna i zdrowy styl życia oraz upowszechnianie idei wolontariatu – zapowiada Miejska Biblioteka Publiczna w Świdnicy.

godz. 17.00 Wojciech Tochman „Historia na śmierć i życie”. Z autorem rozmawia Ewa Winnicka
godz. 18.30 Joanna Lamparska „Ostatni świadek. Historie strażników hitlerowskich skarbów”. Z autorką rozmawia Waldek Mazur
godz. 20.00 Projekcja filmu Jerzego Skolimowskiego „IO” (2022)

/Tekst: AN/
/Zdjęcia: MN,AN/

Poprzedni artykułRozpoczął się wakacyjny cykl turniejów siatkówki
Następny artykułGmina Świdnica. Powstały kolejne zielone przystanki [FOTO]