Strona główna Temat dnia Służył na lotnisku, teraz będzie edukował dzieci. Poznajcie Henry’ego

Służył na lotnisku, teraz będzie edukował dzieci. Poznajcie Henry’ego [FOTO/VIDEO]

0

Kiedy już trochę poje, robi się wybredny. – Nóżką go już nie zachęcimy – śmieje się Andrzej Hercuń i próbując przywołać Henry’ego z latarni sięga po lepszy kąsek. Wizyta niezwykłego gościa poruszyła całą ptasią społeczność w świdnickim Parku Centralnym, ale jego opiekun uspokaja. – Na loty wybieramy raczej otwarte przestrzenie. I na pewno nie będziemy polować – zapewnia. Henry wraz z małżonką Daisy dołączą do licznej menażerii państwa Hercuniów i będą wspierać edukację dzieci w Kraszowickiej Zagrodzie.

– To jest myszołowiec towarzyski, nazywany popularnie jastrzębiem Harrisa (Harris Hawk). Jest to ptak pochodzący z Meksyku, u nas w naturze nie występuje, chociaż w Wielkiej Brytanii te, które uciekły sokolnikom, dostosowały się do warunków i sobie spokojnie funkcjonują. U nas też się zdarzają, ale jeszcze nie rozmnażają się na wolności – mówi Andrzej Hercuń. Świdniczanin wraz z żoną i przy wsparciu 15-letniego syna Adama prowadzi od wielu lat oryginalne warsztaty, prezentujące ginące zawody. Nieodłącznym elementem są zwierzęta, ale nie tylko gospodarskie. Do tej menażerii przed miesiącem dołączyły dwa myszołowce.

– Henry to jest ptak 10-letni, który kiedyś pracował na lotnisku Balice w Krakowie, a jego partnerka pracowała w dużych halach produkcyjnych. To są ptaki, które stosuje się do płoszenia innych, niepożądanych ptaków. Jeśli pojawia się drapieżnik taki jak Henry, inne gatunki nie zakładają gniazd. Jeśli na przykład nie chcemy, by parkach czy miastach gniazdowały gawrony czy gołębie, wystarczy jego obecność – wyjaśnia opiekun Henry’ego. Nawet podczas dzisiejszej wizyty w Parku Centralnym pojawiły się pytania, czy ptak nie mógłby zajrzeć na przykład na Osiedle Młodych, gdzie rozmnożyły się gołębie. – Zapraszają nas znajomi, uprawiający winnicę, dla których zmorą są szpaki – śmieje się Andrzej.

Jak para myszołowców trafiła do Świdnicy? – Zaczęło się od ptaka, uderzonego przez samochód, którym się opiekowaliśmy. Niestety nie udało się. Był to puszczyk zwyczajny. Mimo pomocy wspaniałego lekarza, nie przeżył. Przed laty udało mi się uratować jastrzębia zwyczajnego, też uderzonego przez TIR-a, który po leczeniu wrócił do natury. Mieliśmy nadzieję, że podobnie będzie z puszczykiem. Podczas całego procesu leczenia nawiązaliśmy kontakty i tak trafiliśmy na parę myszołowców, która ostatnie dwa lata spędziła w wolierze, co nie oznacza nic złego, bo miały się tam bardzo dobrze, rozmnażały się z powodzeniem – opisuje świdniczanin. – My stwierdziliśmy, że chcemy z nimi latać.

Myszołowce otrzymały imiona Henry i Daisy. – Dla ptaków nie ma to kompletnie żadnego znaczenia, a jako że jesteśmy w pobliżu Zamku Książ, to zostały nazwane imionami pary książęcej. To pomysł mojej żony – uśmiecha się Andrzej. – Chcemy podczas prowadzonych u nas zajęć mówić o roli drapieżników w ekosystemie, pokazać, jak są to ważne stworzenia i jak je chronić. My sami się edukujemy od lat. Mało kto wiąże fakty, a przecież sowy giną, po jedzą wytruwane przez człowieka myszy i szczury. A wiemy z doświadczenia, bo posiadamy także największe pytony, siatkowe i tygrysie, jak ludzie popatrzą, dotkną, dowiedzą się, jak funkcjonuje stworzenie, to okazuje się, ze to nie jest straszne, nie jest obrzydliwe i zaczyna się budować chęć chronienia gatunków.

W opiekę nad myszołowami zaangażował się mocno 15-letni Adam. – Syn zdecydowanie koncentruje się właśnie na drapieżnikach – mówi ojciec chłopca. We dwóch wyprowadzają myszołowce na loty. Henry współpracuje znacznie chętniej niż partnerka, choć czasem trzeba zastosować drobne przekupstwo, by nie został na przykład na latarni.

Agnieszka Szymkiewicz
fot. Dariusz Nowaczyński

Poprzedni artykułZnakomity występ naszych fighterów w Ząbkowicach Śląskich [FOTO]
Następny artykułCiekły azot spożywczy – co warto o nim wiedzieć? Poznaj jego właściwości i zastosowanie