Do zdjęć z miejsca zbrodni, zeznań świadków, a nawet informacji o służbie zabitego w 1948 niedaleko Świdnicy roku milicjanta dotarł Andrzej Dobkiewicz ze Świdnickiego Portalu Historycznego. Czy śledczym sprzed lat udało się wyjaśnić zagadkę morderstwa, które zostało wykorzystane do PRL-owskiej propagandy?
O historii z pierwszych powojennych lat przypomnieliśmy na początku września. „Było ich dwóch, ubrani po cywilnemu. Wyłonili się ze zboża. Najpierw padł jeden strzał, a wtedy milicjant upadł na jezdnię. Dobili go drugim strzałem” – tak miał zginąć Franciszek Biskup, 29-letni milicjant ze świdnickiej komendy. O zagadkowym zabójstwie przypomina granitowa tablica, ustawiona w 1978 roku na skrzyżowaniu drogi krajowej 35 z drogą powiatową niedaleko Witoszowa i Komorowa, w miejscu, gdzie ma powstać rondo.
Tuż przy skrzyżowaniu na nadkruszonym postumencie stoi nieociosany granitowy głaz z przytwierdzoną tablicą, na której wyryto napis tej treści: „W XXV rocznicę powstania PRL pamięci poległemu w dniu 1 VII 1948 r. w obronie władzy ludowej milic. Franciszkowi Biskup ur. 1 IX 1919. Społeczeństwo”. Taka treść w dobie Polski Ludowej nikogo nie dziwiła, ale nawet ze szczątkowych informacji trudno wnioskować, że 29-letni funkcjonariusz MO bronił ludowej władzy. „Na szosie między Słotwiną a Mokrzeszowem został napadnięty i zastrzelony przez nieznanych osobników milicjant Franciszek Biskup, funkcjonariusz Komendy Powiatowej w Świdnicy. Napastnicy zabrali zamordowanemu broń i zbiegli w stronę lasu.” – odnotował w „Kronice miasta Świdnicy” pod datą 13 czerwca 1948 Franciszek Jarzyna, historyk i działacz kulturalny. Czy milicjant zginął 13 czerwca czy 1 lipca?
Sprawa zaintrygowała Andrzeja Dobkiewicza, redaktora naczelnego Świdnickiego Portalu Historycznego. Efektem poszukiwań w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej są materiały ze śledztwa i unikatowe, nigdy dotąd niepublikowane zdjęcia.
– Jakby wyprzedzając opis zdarzeń związanych z zabójstwem Franciszka Biskupa należy stwierdzić, że na pomniku podana jest zła data śmierci, która miała miejsce nie 1 lipca 1948 roku, a 13 czerwca 1948 roku – pisze Andrzej Dobkiewicz. Udało się także dotrzeć do informacji o Franciszku Biskupie.
– Urodził się 1 września 1919 roku w miejscowości Psary (gmina Bodzentyn, powiat kielecki). Ukończył 6 klas szkoły powszechnej i do 21 roku życia mieszkał wraz z rodzicami, pracując na ich gospodarstwie rolnym w Bodzentynie. W 1940 roku został skierowany na roboty przymusowe do Niemiec, gdzie do 1945 roku pracował w gospodarstwach rolnych. W jednym z dokumentów jest lakoniczna informacja, że z nieznanych powodów był ścigany przez Niemców i wyjazd na roboty do Niemiec miał być dla niego ratunkiem, przed innymi konsekwencjami ze strony okupanta. Ta kwestia jednak nie jest szczegółowo rozwinięta. Po zakończeniu działań wojennych zgłosił się do obozu przesiedleńczego, ale minął ponad rok, zanim 23 września 1946 roku wrócił do rodzinnego Bodzentyna. Z niewiadomych powodów – ale podobnie – jak ogromna rzesza Polaków z centralnej Polski – postanowił ułożyć sobie życie na nowo na ziemiach zachodnich. Być może poszedł w ślady brata Jana Biskupa, który także po powrocie z robót przymusowych w Niemczech, wstąpił do milicji gdzieś na ziemiach zachodnich. Początkowo Biskup chciał wstąpić do MO w Bodzentynie (zgłosił się, ale nie stawił się do służby), postanawiając ostatecznie wyjechać na zachód. W ten sposób przyjechał do Świdnicy. Do służby w milicji Franciszek Biskup zgłosił się 4 grudnia 1946 roku w charakterze milicjanta w plutonie operacyjnym komisariatu miasta komendy powiatowej MO w Świdnicy – czytamy w ŚPH. Z zachowanych notatek wynika, że był niezbyt błyskotliwym, ale dobrym i lojalnym wobec władzy funkcjonariuszem. Najprawdopodobniej pełnił głównie funkcje porządkowe.
Podczas śledztwa przesłuchano kilkanaście osób, a byli wśród nich świadkowie zabójstwa, m.in. Marian Jóźwiak. „Dnia 13 czerwca 1948 roku około godziny 20.30 wracając od siostry z Mokrzeszowa wraz z żoną i synkiem 11-miesięcznym, którego wiozłem w koszyku umieszczonym na kierownicy roweru, na 6 kilometrze od Świdnicy w stronę Świebodzic usłyszałem dwa strzały (…) w obronie własnego życia, żony i syna wjechałem wraz z żoną i dzieckiem do fosy [od red. do rowu melioracyjnego przy drodze]. Ja padając słyszałem krzyk i ujrzałem jak jeden z dwóch napastników odebrał milicjantowi broń. Milicjant momentalnie upadł na jezdnię na wznak. Po dokonanym napadzie zabranym karabinem, szybkim biegiem przeskoczyli przez fosę, kierując się w południowo-wschodnim kierunku. Z fosy zawróciliśmy do auta s defektem stojącego na szosie, celem połączenia się z obecnymi w aucie.” Z materiałów śledztwa wynika, że milicjant został zastrzelony z pistoletu TT, a zabójcy ukradli mu służbową „pepeszę”.
O morderstwo podejrzewano dezertera z armii czerwonej i Polaka ze Świebodzic, którzy wcześniej dokonali z użyciem pistoletu TT napadu na sklep galanteryjny w Świebodzicach. Obaj jednak przebywali w zupełnie innym miejscu. Pojawili się jeszcze dwaj inni podejrzani – o szczegółach można przeczytać w Świdnickim Portalu Historycznym. Ostatecznie, mimo że do śledztwa wracano jeszcze w latach 50.XX wieku, sprawców nie udało się ustalić. Natomiast broń, skradziona zabitemu milicjantowi, została w 1949 roku przez nieznaną osobę pozostawiona przed domem sołtysa jednej z wsi w województwie poznańskim.
Franciszek Biskup nie zdążył się ożenić, pozostawił narzeczoną Helenę Olejnik. Został pochowany na cmentarzu parafialnym przy Alei Brzozowej w Świdnicy, jednak jego grobu już nie ma. Świdnicki funkcjonariusz był jednym z 20 milicjantów, funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa i ORMO, poległych w latach 1945-1950 na terenie powiatu świdnickiego.
/opr. asz/
Zdjęcia archiwalne za ŚPH