– Przez lata tkwiłem w uzależnieniu od alkoholu i narkotyków – zwierzał się świdnickiej publiczności polski aktor filmowy, serialowy i teatralny – Michał „Misiek” Koterski. Artysta niezwykle szczerze i otwarcie mówił o wyboistej drodze do spokoju oraz swoich ważnych i wymarzonych rolach m.in. Sylwusia w „Ajlawju” i „Dniu Świra” czy Adasia Miauczyńskiego w „7 uczuciach”. Nawiązywał również do relacji z ojcem – znakomitym reżyserem i scenarzystą Markiem Koterskim, autorem kultowych polskich filmów. Blisko dwugodzinne spotkanie wielokrotnie nagradzane było brawami.
Wyjątkową rozmowę – pełną szczerości ze strony gościa – Michała „Miśka” Koterskiego przeprowadziła świdnicka polonistka, aktorka grupy dorosłych projektu „Alchemii Teatralnej” i literatka – Mariola Mackiewicz. Od początku towarzyszyła spotkaniu otwartość na każde zadawane pytanie.
– Prawie osiem lat temu moje życie radykalnie się zmieniło i nie jest to tajemnicą – przez lata tkwiłem w uzależnieniu od alkoholu i narkotyków. Wiele terapii i różnych ośrodków – zamkniętych, otwartych, rocznych. Cuda na kiju różne próbowałem, by wyjść ze szponów uzależnienia i nigdy się to nie udawało – mówił o trwających przez lata uzależnieniach aktor, prezenter telewizyjny i satyryk. Jak wyznał, pokonał swoje obsesje dzięki wierze w Boga. – Uklęknąłem i bez licytacji poprosiłem o pomoc – z bezsilności, z udręczenia tym uzależnieniem i niemocy, z tego, że już nie daje rady i nic nie pomaga, ale też z czystości serca. Byłem wtedy pierwszy raz w życiu przekonany do tego na 100% i wiedziałem, że tego pragnę jak niczego więcej, żeby żyć jako trzeźwy człowiek. Poprosiłem „Panie Boże zabierz mi obsesje picia i brania, a ja już nigdy w życiu nie sięgnę po alkohol i narkotyki i rzeczywiście po tych 23 latach ciągłego uzależnienia stał się cud – wyznał Michał Koterski, mówiąc także o własnej pracy nad sobą i licznych spotkaniach i mitingach, w których uczestniczył.
Aktor nawiązywał do różnych etapów swojego życia zaczynając od dzieciństwa po dorosłość – przedstawiając też swoją relację z ojcem, reżyserem Markiem Koterskim. – Dla młodego chłopaka nie było to atrakcyjne. Tym bardziej, że wychowałem się w latach PRL-u, które jeszcze troszkę liznąłem. […] Mój ojciec był reżyserem, wytwórni oświatowej, tak zwanym inteligentem. Moja mama nauczycielką klas I-III. Żyliśmy bardzo skromnie i w domu się nie przelewało. Natomiast mojej najlepszej przyjaciółki tato był taksówkarzem. Pamiętam to do dziś, że my mieliśmy czarno-biały telewizor, a oni kolorowy i już wideo. On jeździł mercedesem, a mój ojciec starym, rozklekotanym maluchem. Ja jako młody chłopiec tego się bardzo wstydziłem. Wstydziłem się bycia biednym i w moich oczach wtedy mój ojciec był mięczakiem. Sam też był uzależniony od alkoholu i ta choroba go bardzo dławiła. To były straszne chwile dla chłopaka, który szukał autorytetu – mówił Michał Koterski. W dorosłości diametralnie ta relacja się zmieniła i ojciec wielokrotnie angażował syna w swoje znakomite filmy – dając mu szansę nie tylko pokonania słabości, ale i rozwinięcia skrzydeł.
Aktor odniósł się również do często padających zarzutów – bycia synem reżysera i grania w jego filmach. – Jako rodzic czułbym się dumny, gdyby mój syn mógł skorzystać z moich koneksji czy mojego dorobku. W sensie – ja mu dam szansę, a on ją wykorzysta. Padały zarzuty, że ojciec cię wypromował. Oczywiście gdyby ojciec nie dał mi tej szansy, to możliwe, że ja bym w filmie nigdy nic nie zrobił, ale prawda jest taka i też ojciec często mi to mówił – dostać szansę to jedno, ale wykorzystać ją – to jest inna sprawa. Wielu ludzi dostaje wiele szans w życiu, które marnują – stwierdził.
Świdnicka publiczność poznała najważniejsze, ale i wymarzone role aktorskie Michała Koterskiego. Jedną z nich był pierwszy angaż w filmie ojca – w roli Sylwusia Miauczyńskiego w filmie „Ajlawju” z 1999 roku i w kultowym „Dniu świra” z 2002 roku. – „Dzień świra” i to kiedy drą flagę Polski – „Moja racja jest mojsza niż twojsza, a moja jest najmojsza” – to się przez lata nie zmieniło. I to kiedy ten orzeł krwawi i najważniejsze są interesy rządzących a nie kraju czy nas – obywateli. Do dziś jest tak samo – nie ważne kto rządzi. […] Po prostu w pewnym momencie ludzie u władzy zapominają o po co do niej przyszli – by przede wszystkim służyć obywatelom, a nie swoim kieszeniom, jak to się zawsze praktykuje. Niestety – to chyba jest tak, że władza dla normalnego człowieka jest nie do udźwignięcia, by nie stał się potworem – zauważył aktor. Po roli właśnie Sywlusia aktor stał rozpoznawalny. – Pamiętam to do dziś – jak mój ojciec po wybuchu mojej popularności po „Dniu świra” powiedział – kiedy szliśmy krakowskim przedmieściem – „uwielbiam iść z tobą ulicą i ogrzewać się w cieple twojej popularności”. Bo to chyba było dla niego dumą, że wiedział ile zakrętów było w moich życiu i ile niepowodzeń i jak to życie mogło się skończyć – śmiercią w takim uzależnieniu jak byłem czy w kryminale. Różne są losy ludzi, a jednak się udało i to było dla niego taką dumą, że też do tego przyłożył rękę – dodał.
Do najtrudniejszych ról, będących spełnieniem marzeń była kreacja Adasia Miauczyńskiego w dramacie „7 uczuć”. – Ten film jest wyrazem drogi jaką mój ojciec przeszedł – też w prywatnym życiu. Zrobił ten film będąc trzeźwym ponad 20 lat i rzeczywiście robiąc ze sobą generalny porządek. Wszystko, co najlepsze – w moim mniemaniu – zrobił w życiu prywatnym i zawodowym – już na trzeźwo, bo „Dzień świra” powstał w 5. roku jego trzeźwego życia. Ja też dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystko najlepsze co mnie w życiu spotkało, to w trzeźwym życiu – mówił aktor. Adaś Miauczyński jest bohaterem wielu filmów i utworów reżysera Marka Koterskiego. – Gdzieś jako dzieciak – paradoksalnie czytając te wszystkie scenariusze, identyfikowałem się z Adasiem Miauczyńskim. Mimo, że byłem młodym człowiekiem, to odczuwałem ten ból istnienia, tej niezgody, tego wszystkiego co się Adasiowi Miauczyńskiemu przytrafia. […] Podświadomie sobie myślałam – może kiedyś mój ojciec mi zaproponuje i ja zostanę tym Miauczyńskim. Było to tylko w sferze marzeń, bo zdawałem sobie sprawę, że on tak kocha tą postać, tak kocha to, co robi i przywiązuje do tego taką wagę i tam wszystko jest tak wymyślone, że nigdy nie powierzyłby takiej roli – komuś kto tego nie udźwignie i mógłby zniszczyć jego dzieło. Nagle po latach, gdy już zapomniałem i cieszyłem się z tego, że zagrałem w spektaklu – mój ojciec podarowywuje mi moje największe z marzeń – opowiadał.
Na spotkaniu nie zabrakło ciekawostek z planu filmowego i zabawnych anegdot z pracy aktora od kuchni. Wspomniano także mniej znane, choć ciekawe role m.in. w filmach „Projekt dziecko” Adama Dobrzyckiego czy „Swingersi” Andrejsa Ēķisa. Aktor mówił też o ostatnich kreacjach aktorskich – w tym o tytułowej roli w firmie „Gierek”. Michał Koterski zagrał działacza komunistycznego, I sekretarza KC PZPR, a sam film spotkał się z wieloma głosami krytyki m.in. zarzucającymi tej produkcji – niewiarygodność i bajkowość. – Zawsze od polityki byłem daleko i nadal jestem. Nie spodziewałem się, że aż takie emocje wzbudzi film po tylu latach od tej konkretnej historii. Dziś jesteśmy bowiem w innej rzeczywistości, ale to tylko pokazuje stan rzeczy, jaki jest obecnie w Polsce, że nic nie budzi takich emocji jak polityka, że tematy polityczne potrafią podzielić rodziny […] Ja sobie nie zdawałem z tego sprawy, będąc tak daleko od polityki. Przygotowując się do tej roli, chciałem odtworzyć bohatera i jego emocje – jak najautentyczniej – stwierdził.
Na koniec aktor zaprosił do najnowszego swojego filmu „Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle – tajemnice polskich fortun. Część 1”, w którym gra znanego polskiego tenisistę – Filipa Komara. Zapowiedział też wydanie książki. – Jestem w trakcie kończenia książki z wydawnictwem Znak. Myślę, że z moim dorobkiem jestem jeszcze za młody na biografię. Książka jest jednak dla mnie o tyle ważna i na nią się zdecydowałem, bo będzie ona rodzajem świadectwa – mojej drogi, którą przeszedłem w stronę światła. Książka już niebawem – zdradził.
Spotkanie odbyło się w Teatrze Miejskim – przy sali pełnej publiczności. Wydarzenie zorganizował Świdnicki Ośrodek Kultury w ramach projektu „Alchemia Teatralna”.
/Tekst: Agnieszka Nowicka/
/Zdjęcia: Dariusz Nowaczyński/