Przed Sądem Rejonowym w Świdnicy ruszył proces Agnieszki oraz Sebastiana Z. oskarżanych przez świdnicką prokuraturę m.in. o sprawowanie opieki nad dziećmi pod wpływem alkoholu oraz ich zaniedbywanie. – Już od dłuższego czasie walczyliśmy z rodzicami, by nie pili. Bo raz, że sobie szkodzili, a dwa, że w domu były dzieciaki. Na różne sposoby próbowaliśmy, ale nie docierało do nich – zwracali uwagę najstarsi synowie, którzy pod koniec ubiegłego roku, na prośbę młodszego rodzeństwa, poprosili policję o pomoc.
Sprawa trwającego od kilku lat znęcania się, znieważania, sprawowania nienależytej opieki oraz nadużywania alkoholu przez Agnieszkę oraz Sebastiana Z., rodziców dzieci w wieku piętnastu, jedenastu oraz ośmiu lat, a także rocznego malucha, ujrzała światło dzienne w grudniu ubiegłego roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. – Dzieci nie wytrzymały. Zawiadomiły starszego, pełnoletniego już brata o sytuacji w domu, a ten powiadomił policję. Dzieci były tak zdesperowane, że nie chciały nawet świąt spędzić z rodzicami – mówił wówczas Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. Podczas policyjnej interwencji okazało się, że matka dzieci była kompletnie pijana. Ojciec uciekł przed przyjazdem funkcjonariuszy.
Sprawą zajęła się świdnicka prokuratura, która w marcu skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko rodzicom. – Agnieszka Z. oraz Sebastian Z. usłyszeli w sumie cztery zarzuty. Pierwszy z nich dotyczy znęcania się nad trójką swoich dzieci w okresie od początku 2017 roku do grudnia 2021 roku. Rodzice znęcali się w ten sposób, że te dzieci wyzywali, poniżali, zaniedbywali, zmuszali starsze dzieci do opieki nad młodszymi oraz do wykonywania prac domowych w zakresie niedostosowania do ich wieku i możliwości. Bili je w różny sposób – rękami, pojawiał się też kabel i pogrzebacz. Najczęściej byli oni nietrzeźwi. Zarzut ten jest kwalifikowany z uwagi na nieporadność dzieci – z uwagi na ich wiek i stan psychiczny – wskazywał prokurator Marek Rusin.
Kolejne dwa zarzuty dotyczyły narażenia dwóch dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Dotyczy to rocznego dziecka – nieporadnego z uwagi na wiek, a także ośmioletniego syna – chorego, niepełnosprawnego, przyjmującego leki, korzystającego stale z opieki lekarskiej. – To narażenie polegało na tym, że 20 grudnia 2021 roku rodzice wprawili się w stan nietrzeźwości, wręcz na pograniczu upojenia alkoholowego. Mężczyzna wtedy uciekł, kobieta miała 2,5 promila alkoholu w organizmie. W takim stanie sprawowali opiekę, a w zasadzie jej nie sprawowali. Uzyskaliśmy w tej sprawie opinię, z której bez żadnej wątpliwości wynika, że takie ich zachowanie narażało dwójkę dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – przywoływał Rusin. Świdniccy śledczy ustalili, że do podobnego zdarzenia doszło w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to podczas policyjnej interwencji stwierdzono, że rodzice mieli po trzy promile alkoholu w organizmie.
Ostatni z zarzutów dotyczył przywłaszczenia powierzonego mienia. – Jedno z dzieci otrzymało laptopa, który został użyczony przez szkołę na potrzeby nauki. Pomimo terminu, na jaki sprzęt ten został użyczony, nie oddali go w terminie. Rodzice oddali laptopa o wartości 2400 złotych do lombardu – tłumaczył Rusin.
„Chcieliśmy, by policja coś w końcu zrobiła”
W kwietniu głos w sprawie rodzinnej sytuacji postanowili zabrać najstarsi synowie Agnieszki oraz Sebastiana Z., który zgodzili się na rozmowę z „Gazetą Wyborczą”. – Już od dłuższego czasie walczyliśmy z rodzicami, by nie pili. Bo raz, że sobie szkodzili, a dwa, że w domu były dzieciaki. Na różne sposoby próbowaliśmy, ale nie docierało do nich – opowiadał Adam. Wspólnie z bratem usiłowali m.in. nakłonić rodziców do wizyty u specjalisty. Sytuacja skomplikowała się, gdy drugi braci – Wiktor postanowił wyprowadzić się z rodzinnego domu. – Skończyłem szkołę i gdy tylko znalazłem pracę, chciałem stamtąd odejść. Po prostu musiałem – wyjaśniał. To właśnie wtedy po raz pierwszy bracia postanowili zadzwonić na policję. Nie chcieli, aby ich młodsze rodzeństwo pozostało same w domu z nadużywającymi alkoholu rodzicami.
– Przyszło dwóch policjantów, sporządzili notatkę, porozmawiali z nami i dzieciakami i… nic nie zrobili (…) Dzwoniłem też do Ośrodka Pomocy Społecznej, by się zorientować, co robić, ale oni w niczym mi nie pomogli. Powiedzieli mi, że by cokolwiek zrobić, muszą mieć czas, co najmniej dwa tygodnie. Ta cała papierologia miałaby tyle trwać – przywoływał Adam. W szkole, do której uczęszcza jedna z jego sióstr, usłyszał z kolei, że do podjęcia działań potrzebne jest założenie przez policję Niebieskiej Karty. Miesiąc później, przed świętami Bożego Narodzenia, wobec braku działań ze strony stosownych służb oraz ponownego upojenia alkoholowego rodziców, na prośbę młodszego rodzeństwa bracia ponownie wezwali policję. To właśnie wówczas Agnieszka oraz Sebastian Z. zostali zatrzymani, a sprawą zajęła się prokuratura.
Bracia zwracali zarazem uwagę, że przedstawiane w mediach informacje o sytuacji w rodzinie – opisywane na podstawie ustaleń podawanych przez prokuraturę – nie pokrywają się w pełni ze stanem faktycznym. Jak wskazywali, jedna z ich sióstr faktycznie musiała zajmować się dwójką najmłodszych dzieci, a druga zajmowała się sprzątaniem. Dzieci nie były jednak bite kablem czy pogrzebaczem. – Oparli to na bazie naszych zeznań. I faktycznie, takie zeznania złożyliśmy – mówił Wiktor. – My przed przyjazdem policji powiedzieliśmy dzieciom, że tak mają mówić. Bo chcieliśmy, by policja coś w końcu zrobiła. Siostra była już bezradna, nie miała siły. Mówiła do mnie: wezwiemy ich i znowu nic nie zrobią (…) Dzieci nie powiedziały nieprawdy, tylko mocno tę prawdę wyolbrzymiły. Gdyby tam była przemoc, nie czekalibyśmy z tym tak długo i już dawno byśmy interweniowali – dodawał Adam.
Najstarsi z rodzeństwa mieli możliwość spotkania się ze swoimi rodzicami podczas widzeń. Chociaż dostrzegli zmianę w ich podejściu do uzależnienia oraz spotkali się ze zrozumieniem dla desperackiego kroku podjętego przez dzieci, w ich rzeczywistą przemianę uwierzą dopiero wtedy, gdy ją zobaczą. – To nie będzie teraz tak, że od razu po wyjściu dostaną dzieci z powrotem. Będą musieli się starać. Dzieci jest łatwo stracić, odzyskać dużo trudniej – podkreślał Wiktor. Wtórował mu Adam, zaznaczając, że obaj w przyszłości nie pozwolą nawet na najmniejszy błąd ze strony rodziców.
Kara do ośmiu lat więzienia
Agnieszka oraz Sebastian Z. stanęli przed Sądem Rejonowym w Świdnicy. Jak informuje „Gazeta Wyborcza„, sąd postanowił utajnić przebieg rozprawy z uwagi na „interes dzieci i informacje, które zostaną ujawnione, a które będą dotyczyły ich prywatnego życia”. Rodzicom grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności. Pozostają w tymczasowym areszcie.
Niezależnie od postępowania dotyczącego rodziców świdnicka prokuratura zajęła się sprawdzaniem tego, jak właściwe służby reagowały na sygnały dotyczące sytuacji w rodzinie. – Pewne instytucje na terenie Świdnicy otrzymywały od kilku lat sygnały o nieprawidłowościach w tej rodzinie. Były tam podejmowane czynności. W ramach odrębnego postępowania chcemy sprawdzić, czy te sygnały były w sposób adekwatny sprawdzane i czy w sposób właściwy na nie reagowano. Chcemy dokonać oceny prawno-karnej po kątem właściwego reagowania na te sygnały. W szczególności chcemy zbadać, czy w związku z otrzymywaniem takich sygnałów doszło do niedopełnienia obowiązków przez osoby pracujące w instytucjach, do których obowiązków należy sprawowanie opieki, a także tego, czy te osoby reagowały w sposób właściwy i adekwatny do otrzymywanych sygnałów. Wątek ten będziemy badać w odrębnym postępowaniu – zaznaczał w połowie marca prokurator Marek Rusin.
/mn/