Strona główna 0_Slider „Jesteśmy na zakręcie.” W Dniu Samorządu Terytorialnego rozmowa z Janem Dzięcielskim, przewodniczącym...

„Jesteśmy na zakręcie.” W Dniu Samorządu Terytorialnego rozmowa z Janem Dzięcielskim, przewodniczącym świdnickiej Rady Miejskiej

0

27 maja 1990 roku Polacy po raz pierwszy w demokratycznych wyborach wybierali radnych na szczeblu gmin i właśnie ta data została wybrana na święto polskiego samorządu terytorialnego. Od 1999 roku o najważniejszych sprawach mieszkańców małych ojczyzn decydują samorządowcy wybierani na trzech szczeblach – gminnym, powiatowym i wojewódzkim. W jakiej kondycji są samorządy dzisiaj, jaki mają wpływ na rzeczywistość? O tym w rozmowie z Janem Dzięcielskim, przewodniczącym Rady Miejskiej w Świdnicy.

Agnieszka Szymkiewicz – Samorządowcy już od długiego czasu alarmują, że polityka obecnego rządu coraz bardziej ogranicza rolę gmin, powiatów i województw, wprowadza podziały na tych, którzy „z nami i przeciwko nam”, obciąża kolejnymi obowiązkami bez zapewnienia odpowiedniego finansowania. Na to nakładają się galopujące ceny energii, rosnąca inflacja. Jak pan ocenia obecną sytuację?

Jan Dzięcielski, przewodniczący Rady Miejskiej w Świdnicy – W tej chwili samorząd jest na zakręcie, a głównym powodem jest postępująca centralizacja państwa. Wmawia się nam, samorządowcom, że władza w Warszawie wie lepiej. Na przykładzie Świdnicy to doskonale widać. Już w 2019 r.  nastąpiła korekta dochodów dla miasta z podatku PIT od mieszkańców, bowiem PIT został obniżony z  18 procent na 17, a mieszkańcy do 26 roku życia przestali płacić podatki. Wtedy Świdnica straciła ponad 8 milionów złotych, a to się przekłada na inwestycje. W kolejnym roku przyszedł COVID-19 i Świdnica straciła kolejne pieniądze. To było już około 10 milionów. „Polski Ład” to utrata kolejnych 19 milionów złotych dla naszego budżetu, czyli przez trzy lata straciliśmy prawie 40 mln dochodu. Samorządami pozbawionymi dochodów łatwiej rządzić z Warszawy i mówić: bądźcie pokorni, bo inaczej nie dostaniecie dotacji na drogę, na oczyszczalnię ścieków, na basen czy na inne potrzebne inwestycje w danej jednostce budżetowej.

Rząd stworzył całą sieć programów dotacji dla samorządów, to nie zasypuje dziury?

– Nie raz o tym mówiłem! Dotacje z programów rządowych są przekazywane nierównomiernie. Już kiedyś podawałem wyliczenia. Na mieszkańca Świdnica dostała około 300 złotych dotacji, a gmina Marcinowice ponad 3 tysiące. W przeliczeniu gmina Jaworzyna dostała 2600 zł na mieszkańca. Są ogromne dysproporcje. Jesteś z nami – dostajesz dużo, jesteś przeciw nam, dostajesz ochłapy ze stołu pana.

Minister Michał Dworczyk w ubiegłym roku osobiście na Rynku w Świdnicy informował, że Świdnica dostała 8 milionów złotych dotacji – nie wiedzieć czemu z programu dla gmin górskich, ale dokładnie tyle, ile chciała we wnioskach. To środki m.in. na remont teatru. Jak pan ocenia takie dotacje?

– To są kpiny, bo przypominam, że w ramach jednego z etapów Funduszu Inicjatyw Lokalnych,  tam chyba były trzy razy te środki rozdawane, to na 10 tysięcy wniosków niektóre gminy, które współpracują z obozem rządzącym po 10 minutach już wiedziały, że otrzymają dotacje. Jak można 10 tysięcy wniosków sprawdzić w przeciągu dziesięciu minut? Naprawdę to kpiny z nas wszystkich, że tam jest choć trochę działań merytorycznych. Bardziej chodzi o to, żeby wydawać środki według uważania.

– Czy pana zdaniem przeniesienie środków z własnej dyspozycji samorządu do centrali może oznaczać  ograniczenie roli samorządu?

– Zdecydowanie to jest degradacja samorządu. Reforma samorządowa jako jedna z nielicznych reform w Polsce naprawdę się  udała, dzięki profesorowi Kieresowi, dzięki profesorowi Stępniowi, dzięki profesorowi Buzkowi. Jeżeli nam zabierają dochody, czyli to, co my mogliśmy realnie sobie wyliczyć i zaplanować wydatki na inwestycje oraz działania, które miastu są najpotrzebniejsze, zostaniemy tylko wykonawcą poleceń rządowych. W tej chwili składamy wnioski do różnych programów i nigdy nie wiadomo, na co uda się dotacje uzyskać. Jednym z przykładów jest  właśnie teatr. Oczywiście remont jest potrzebny, ale czy priorytetowy dla miasta? Poza tym otrzymaliśmy na ten cel przed rokiem 4 miliony złotych, a pewnie będzie konieczny wydatek rzędu 10 milionów. I skąd wziąć brakujące pieniądze? Tak nie powinno być! Miasto powinno mieć takie dochody, by móc samodzielnie podejmować decyzję.  Chętnie widziałbym również powrót budżetu obywatelskiego, ale to inny temat.

Na problemy budżetowe nałożyły się nie tylko spadki w dochodach miasta, ale także gwałtowne wzrosty cen prądu i gazu. Jak to się przekłada na funkcjonowanie szkół i jednostek finansowanych przez miasto?

– W niektórych przypadkach opłaty za gaz wrosły o 100 procent, a prądu o 50. A my przecież działamy w oparciu o zatwierdzony już budżet i w ramach posiadanych pieniędzy musimy szukać rezerw, przesuwać wydatki, by zapłacić rachunki. A to oznacza jedno: jeżeli wzrastają  opłaty, wzrasta inflacja, a musimy z czegoś rezygnować. To może oznaczać, że nie wykonamy wszystkich inwestycji, które planowaliśmy.

A ilu radnych pana zdaniem dokładnie czyta projekt budżetu zanim podniesie rękę w głosowaniu nad jego przyjęciem?

Nie chcę nikogo oceniać i mam nadzieję, że 100 procent, a już na pewno szefowie klubów, którzy piszą opinie do budżetu. Budżet to jest jedna z głównych kompetencji Rady Miejskiej, a kompetencji naprawdę nie mamy jako rada aż tak wiele. Trzeba wiedzieć, co się uchwala, bo przecież później rozliczamy władzę wykonawczą, podejmujemy decyzję o absolutorium. Myślę, że większość radnych interesuje się inwestycjami, bo przecież patrzą, czy w ich okręgu wyborczym dana inwestycja jest realizowana czy nie.

Nie sądzi pan, że właśnie takie przyglądanie się inwestycjom głównie pod kątem przyszłego sukcesu wyborczego powoduje duże rozdrobnienie zadań, wykonywanych w mieście? Że nie myśli się o naprawach ulic czy chodników kompleksowo, ale tu robione jest 200, tam 50 metrów. Tu się połata, tam połata…

Tutaj nie do końca się zgodzę, bo tych środków na drogi naprawdę mamy niewiele. I zawsze, jeżeli są ograniczane wydatki, to głównie właśnie na chodniki i na drogi, a zapotrzebowanie w Świdnicy na ten rodzaj inwestycji jest bardzo duże. I jeżeli się gdzieś znajdą pieniądze, czasami może być tak, że tam, gdzie mieszkańcy np. zbiorą podpisy, a dodatkowo radny za tym „chodzi”, remont 200 czy 300 metrów jest wykonywany. Niestety, potrzeby są w tym zakresie ogromne, wiele chodników i ulic nie było remontowanych od lat 70.XX wieku i po prostu się sypią.

Zagląda pan czasem do elektronicznego rejestru umów, jakie miasto zawiera na zadania najróżniejszego kalibru? Ten rejestr w Świdnicy wywalczył jeden z radnych.

Tak, radny Marcin Paluszek, a teraz rejestr jest obowiązkowy dla wszystkich samorządów. Przyznam, że często tam nie zaglądam. Być może powinniśmy jako radni częściej to robić.

Można tu znaleźć sporo umów na kilkaset złotych, często na kilkanaście tysięcy. Na usługi doradcze, prawne, albo na przykład na zrobienie 45 zdjęć za 450 złotych z akcji nadawania PESEL-i obywatelom Ukrainy i to w sytuacji, gdy miasto wśród urzędników ma dwóch fotografów. Albo zamówienie za 64 tysiące złotych na 600 rolek do parkomatów, gdzie identyczne na platformach sprzedażowych są oferowane za 1/3 tej ceny. Jest wiele umów zawieranych z urzędnikami czy pracownikami jednostek na prace na rzecz miasta za dodatkową opłatą. I są jeszcze słynne bratki i stokrotki za 50 tysięcy złotych, sadzone na dwa-trzy miesiące i zastępowane za chwilę innymi kwiatkami. Przy  lekturze rejestru pojawia się pytanie o rozsądne wydawanie pieniędzy.

Nie potrafię odnieść się w szczegółach do każdej umowy. Musimy wiedzieć, że obracamy się w pewnym gorsecie prawa zamówień publicznych. Sądzę że na przykład umowa na rolki do parkometrów wynika z prawa zamówień publicznych i zapytania ofertowego, no bo inaczej sobie tego nie wyobrażam! Jako były szef jednostki państwowej też dziwiłem się cenom, bo na przykład wydawało się, że droga powinna kosztować 500 tysięcy złotych, a w przetargu oferta najtańsza sięgała 700 tysięcy. Tak więc ten „gorset” zamówień publicznych powoduje, że inwestycje dla przeciętnego Kowalskiego wydają się za drogie, a one wynikają np. z przetargu. Nie potrafię się odnieść do umów zawieranych z poszczególnymi osobami na drobne kwoty, bo tutaj ograniczeń prawnych nie ma. Na wszystkie sytuacje, które wydają się patologiczne, mamy jako Rada Miejska jedynie narzędzie w postaci komisji rewizyjnej. A nawiązując do nasadzeń kwiatów, o których pani wspomniała, to jest takie podejście gospodarskie. Mamy gospodynię, która lubi co sezon sadzić dalie czy mieczyki, czyli kwiaty, które wymagają wykopania i wykopania na nowo. I one faktycznie pięknie wyglądają, ale trzeba o nich cały czas pamiętać i poświęcić im wiele pracy, a to pociąga za sobą koszty. Jest drugi typ gospodarza, który lubi rośliny wieloletnie. Ja należę do tych, którzy ze względu też na praktyczność wolą sadzić rośliny wieloletnie, ale u siebie w ogrodzie lub na działce.

Ale czy w przypadku pieniędzy podatników należy się kierować upodobaniami?

To powinno wynikać z rachunku ekonomicznego, bez dwóch zdań.

Rozmawialiśmy przed momentem o ogromnych trudnościach, jakie dotykają samorządy. Czy ta złotówka nie powinna być obracana 10 razy tak, by była wydana celowo i sensownie na zadania, o które mieszkańcy proszą, które są dla nich rzeczywiście problemem. Czasem rozwiązanie takiego problemu nie wymaga wydatku setek tysięcy złotych, ale skromnych kwot. Tymczasem wspomniane przeze kwiaty to wydatek na coś, co potrwa chwilę. A wśród kolejnych, lekką ręką wydawanych pieniędzy są te przeznaczone na przykład na umowy z wieloma gazetami, rozgłośniami. Miasto wykupuje miejsca reklamowe, mimo że ma własną gazetę i portal. I tak można długo wyliczać. Czy to jest szanowanie pieniędzy podatników?

Nie nazwałbym tego nieszanowaniem pieniędzy, a bardziej ustalaniem priorytetów. Jeżeli władza wykonawcza za priorytet uznaje promocję, to wtedy wydaje pieniądze na media.

A jakie jest pana zdanie?

Ja mam inne zdanie. Jeżeli idzie w ogóle o kontakt z mediami i o to, w jaki sposób powinny być wydawane pieniądze na to. Media ogólnopolskie, media takie, które są poza Świdnicą to niekoniecznie… Mam dużo spostrzeżeń, które nie są zbieżne z tym, co się dzieje obecnie, ale tutaj też musimy zwrócić uwagę na to, że kwestia porozumienia między władzą wykonawczą a władzą uchwałodawczą wymaga kompromisów, jakiegoś rozsądku. Wydawanie pieniędzy na cele, które pani wymieniła będzie w porządku wtedy, kiedy nas będzie na to stać, ale teraz zbliżają się czasy, które wymagają już zaciskania pasa. Mamy wzrastające stopy procentowe, co wpływa na obsługę długu, a przecież jako miasto jesteśmy zadłużeni. Braliśmy kredyty wtedy, kiedy stopa procentowa była naprawdę bardzo niska. Miasto tak samo jak każdy kredytobiorca obudziło się w nowej, gorszej rzeczywistości i nasz dług wzrósł.  Powinniśmy się zastanowić, gdzie szukać oszczędności. Być może to, o czym pani mówi, to jest jedna z możliwości. Złotówkę musimy obracać nie 10, a sto razy i rozważać, jakie inwestycje faktycznie są najważniejsze.

Skoro jesteśmy przy inwestycjach. Pytam o te, które są jeszcze przed Świdnicą i które bardzo ciężko jest zrealizować. Myślę o dwóch ostatnich nieudanych przetargach,  jeden dotyczy podwórek w śródmieściu, drugi budynku mieszkaniowego przy ulicy Leśnej. Nieudane są z jednego powodu – w tej chwili wykonawcy żądają kwot zupełnie niebywałych, niemal dwukrotnie wyższych niż planowało miasto. Samorząd na tę niekorzystną zmianę nie ma żadnego wpływu, ale czy pana zdaniem nie powinna się pojawiać refleksja, dotycząca zakresu planowanych prac? Czy warto przygotowywać projekt nowego urządzenia dwóch podwórek za ponad 6 milionów złotych? Może warto rewidować oczekiwania?

Już mówiliśmy o nowych realiach, ale ta skromność na każdym etapie nie powinna zależeć od tego, jakie mamy czasy. Dzięki niej po prostu można zrobić więcej! Natomiast w kwestii inwestycji, o których pani mówi, jesteśmy w sytuacji, w której trzeba się zastanowić, skąd wziąć brakujące środki? Budynek mieszkalny jest potrzebny, podwórka na pewno wymagają odnowienia. Pozostaje pytanie, czy z takim rozmachem, czy zastanowić się jaka jest możliwość okrojenia projektów? Jeszcze raz podkreślę – czeka nas zaciskanie pasa. Musimy szukać oszczędności i rozsądnie gospodarować pieniędzmi. Niedawno mieliśmy przykład niezwykle trudnej sytuacji z koniecznymi podwyżkami dla pracowników jednostek kultury, OSiR-u i MOPS-u. Środków trzeba było szukać, a przed nami wyzwanie, by zatrzymać kadry w jednostkach samorządowych. Inwestycja w zasoby ludzkie  będzie coraz więcej kosztować, bo pracownicy nie chcą pracować za minimalną krajową, kiedy mają wyższe wykształcenie, wysokie kwalifikacje i doświadczenie. Myślę, że coraz częściej będziemy stawali przed dylematem, czy inwestować w budynki, basen, czy w ludzi. Naprawdę robi się problem. Jestem przekonany, że specjalistów, zatrudnianych przez samorządy trzeba docenić!

 Jak pan ocenia współpracę rady miejskiej z prezydentem?

Zawsze uważam, że ta współpraca być musi, niezależnie od tego, czy bywają konflikty lub nieporozumienia. Władza wykonawcza musi współpracować z władzą uchwałodawczą, w naszym przypadku pani prezydent z radą miejską. Oceniam tę współpracę pozytywnie. Oczywiście, zdarzają się konflikty między nami a panią prezydent, czasem różnią nas priorytety. Nie zawsze jest to związek z miłości. Bardzo często jest to związek z rozsądku, tak jak w tej chwili. Jest większość koalicyjna w radzie. Myślę jednak, że władza wykonawcza powinna bardziej wsłuchiwać się w to, co do powiedzenia mają radni. Ten dialog jest potrzebny na każdym etapie.

Prezydent Świdnicy jest członkiem ugrupowania lewicowego, ale bardzo mocno współpracuje z parlamentarzystami Platformy Obywatelskiej. Pan jest członkiem PO. Jak ta współpraca „na linii partyjnej” wygląda na poziomie samorządu?

Jak już powiedziałem, ta współpraca jest niejako wymuszona. Widzimy, że zarówno w mieście, jak i w powiecie jakieś ruchy następują, ale dopóki nie ma jeszcze wyborów, dopóki nie ma uzgodnień odgórnych, tutaj ta współpraca być musi, niezależnie od różnic.

Jakie są pana plany na następną kadencję? Kolejne wybory w 2023 roku. Dalej interesuje  pana władza uchwałodawcza czy już raczej wykonawcza?

W tej chwili nie potrafię określić, w jakim kierunku to będzie szło. Jesteśmy przed rozmowami. Tak więc decyzje zapadną, jeżeli ustalimy jako organizacja nasze priorytety.

A czy nie sądzi pan, że Platforma wreszcie powinna mieć swojego kandydata na prezydenta?

Tylko raz byłem zwolennikiem, żeby się dogadać, a było to podczas ostatnich wyborów. Zawsze uważałem, że Platforma w takich miastach jak Świdnica powinna mieć swojego kandydata.

W następnych wyborach powinna mieć swojego kandydata?

W następnych wyborach, jeżeli będzie to decyzja Platformy Obywatelskiej, powinna mieć swojego kandydata.

Czy pan chciałby kandydować na ten urząd?

Trudno mi powiedzieć, w tej chwili jest za wcześnie. Jako organizacja usiądziemy, będziemy rozmawiać i jakieś wnioski z tego wypłyną. Mogę obiecać, że pani pierwsza dowie się o decyzji.

A dzisiaj, w Dniu Samorządu Terytorialnego składam życzenia samorządowcom i pracownikom samorządu każdego szczebla – wytrwałości, cierpliwości i poczucia satysfakcji z wykonywanej pracy na rzecz społeczności lokalnej i naszych małych ojczyzn.

Dziękuję za rozmowę.

Poprzedni artykułFINAŁ LIGI MISTRZÓW UEFA 2022 na dużym ekranie w Cinema3D
Następny artykuł„Top Gun: Maverick”, „Detektyw Bruno” i „Pan wilk i spółka. Bad Guys” premierowo w Cinema3D!