Strona główna 0_Slider „Weszli z framugą i skuli”. Stan wojenny i „Solidarność” z perspektywy 40...

„Weszli z framugą i skuli”. Stan wojenny i „Solidarność” z perspektywy 40 lat

0

130 działaczy z regionu wałbrzyskiego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku zostało zatrzymanych. Przez wiele godzin nie wiedzieli, dlaczego ani co z nimi będzie dalej. Bali się najgorszego. Wśród nich było 20 liderów opozycyjnych ze Świdnicy. O tamtej nocy, ale także o Solidarności z lat 80.XX wieku i tym, co z dawnych ideałów zostało 40 lat później, z „Gazetą Wyborczą” rozmawia Marek Kowalski, były wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność w Świdnickiej Fabryce Urządzeń Przemysłowych, dziś przedsiębiorca i wydawca portalu Swidnica24.pl.

Fragment wywiadu:

Kto cię zatrzymał?

– Przyszła milicja – trzech w mundurach i jeden po cywilnemu. To był mój kolega ze Szkoły Podstawowej. Wsadzili mnie do fiata 125p i powieźli. Za Słotwiną zatrzymali samochód. Przeszły mi ciarki po plecach. Myślałem, że to już koniec. Oni się załatwili i pojechaliśmy dalej. Pytałem się w aucie tego mojego kolegi, jak on mógł coś takiego zrobić. W ogóle się nie odzywał. Wszyscy byli przestraszeni. To było widać. Ja i oni.

W końcu przywieźli mnie na komendę do Wałbrzycha. Pierwszy raz zobaczyłem taką ilość uzbrojonych ZOMO-wców. Nie widziałem nigdy tak obstawionej komendy. Znowu mi ciarki po plecach przeszły. Wwieźli mnie na podwórze i przeprowadzili do środka. Tam już byli inni. Zrobiło mi się lepiej, bo już nie byłem sam. Tam się jeszcze taka sytuacja wydarzyła, której nigdy nie opowiadałem. Ja pracowałem wcześniej w firmie, która zbierała utarg ze sklepów i mieliśmy ćwiczenia ze strzelania. Po jednym ze strzelań wziąłem sobie na pamiątkę jeden nabój. Gdy milicja przyjechała, wziąłem odruchowo te spodnie, gdzie ten nabój był. Zdałem sobie sprawę z tego, gdy już staliśmy w holu, na komendzie. Włożyłem rękę do kieszeni i zbladłem. Podszedłem dyskretnie do kosza i wrzuciłem go.

To była pierwsza noc, gdy pozbawili Cię wolności?

– Tak. Porozdzielali nas po celach. To było takie nowe doświadczenie – czarny chleb, cebula, kawa nie do wypicia. Dopiero po południu 13 grudnia przyszedł po mnie milicjant i w pokoju jakiś esbek kazał mi coś podpisywać. Wtedy mi się przydały spotkania z Adamem Michnikiem i Jankiem Lityńskim. Oni nas wtedy uczyli, jak rozmawiać z SB i że nie wolno nic mówić i niczego podpisywać. To było bezcenne, jak się okazało. Później wsadzili nas do kabaryny i przywieźli do Świdnicy. Tam osadzono 82 osoby, a wszystkich internowanych w regionie wałbrzyskim wtedy było 130 osób. Ze Świdnicy było nas ok. 20.

Dziś nie jesteś mile widziany wśród świdnickich polityków, choć jesteś jednym z 20 internowanych ze Świdnicy.

– Tak, zgadza się. Okrągłą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego pod patronatem posła Ireneusza Zyski organizuje Świdnickie Stowarzyszenie Patriotyczne, w tym bierze udział IPN, obecna „Solidarność”. Ale z nami ludźmi, którzy to przeżyli, nikt nie rozmawia. A przecież gdyby nie pierwsza „Solidarność”, nie byłoby stanu wojennego, a gdyby nie było stanu wojennego, nie byłoby 1989 roku. Ja działaczom tej późniejszej „Solidarności” nie ujmuję. Gdy ja byłem na wymuszonej migracji, oni robili swoje, działali w podziemiu. Ale żeby w 40. rocznicę 13 grudnia 1981 roku nie rozmawiać z nami? To dla mnie nie do pomyślenia.

Całą rozmowę można przeczytać w „Gazecie Wyborczej”.

Poprzedni artykułJak przygotować jadalnię na świąteczne przyjęcie? Trzy pomysły na aranżację stołu
Następny artykułNajnowsze dane resortu zdrowia o zakażeniach w kraju, województwie i powiecie świdnickim