Przezabawna w rolach pani Haneczki z Kabaretu Olgi Lipińskiej i siostry Basen z serialu „Daleko od noszy”, wzruszająca jako Judy Garland w spektaklu pt. „Judy”. Hanna Śleszyńska po raz drugi w ostatnich dniach przyjechała do Świdnicy i tym razem już nie jako odtwórczyni, ale bohaterka spotkania, oczarowała publiczność.
Wierszyki od dzieciństwa same wchodziły jej do głowy, a jako nastolatka z zachwytem patrzyła z widowi na scenę marząc, by znaleźć się po drugiej stronie. – Nie marzyłam, by być gwiazda, ale żeby tam się znaleźć, by w tym uczestniczyć – opowiadała z pasją w środowy wieczór. Do teatru w Świdnicy przyjechała na zaproszenie Alchemii teatralnej. – Po spektaklu „Judy” nieśmiało zaproponowałam pani Hannie spotkanie z widzami w ramach naszych alchemicznych spotkań, z nadzieją, że może uda się jeszcze wtym roku. Sięgnęła po kalendarz, wertowała kolejne kartki i nagle stwierdziła, że w grudniu ma cały tydzień wolnego! Menadżerka podpowiedziała, że to jest czas świąt – z uśmiechem opowiadała Halina Szymańska, inicjatorka projektu promującego w Świdnicy teatr. Aktorka od lat jest niezwykle zapracowana. Od lat 80. XX wieku występuje systematycznie w teatrach, realizuje własne spektakle i monodramy, przez 15 lat była jedną z gwiazd Kabaretu Olgi Lipińskiej, zapisała się charakterystycznymi postaciami w serialach „Daleko od noszy” i „Rodzina zastępcza” i filmach „Boża podszewka”. Jej miłością (odwzajemnioną) jest piosenka. Widzom w Świdnicy niezwykłą przyjemność sprawiło wykonanie na żywo kilku utworów ze wzruszającą „Leszczyną” Wojciecha Młynarskiego z muzyką Jerzego Derfla i pastiszu wielkiego przeboju Ewy Demarczyk do słów Jonasza Kofty „Grand valse frotte”. Aktorce towarzyszył na fortepianie Wojciech Kaleta, muzyk, który jest związany z Hanną Śleszyńską artystycznie od lat 90.XX wieku. Jak podkreślała, jego akompaniament był swoistą gwarancją wygranej w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Wraz z Kaletą wygrała ona, Piotr Gąsowski i Robert Rozmus. Cała czwórka współtworzyła grupę „Tercet, czyli Kwartet”.
Podczas rozmowy, którą prowadziła Mariola Mackiewicz, Hanna Śleszyńska wielokrotnie mówiła o osobach, z którymi współpracowała w telewizji, w teatrze. Zachwycała się talentami charakteryzatorek i kostiumolożek, serdecznie wspominała kolegów i koleżanki aktorów, a także mistrzów, którzy mieli wpływ na jej karierę. Wśród nich znalazł się Wojciech Siemion, który dodał jej skrzydeł na egzaminie do Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Na tę okazję przygotowała fragmenty opowiadania z pisanego gwarą „Na skalnym Podhalu” Kazimierza Przerwy-Tetmajera, ale komisja gwarze powiedziała kategoryczne nie. – Zapytali, czy mam coś innego. – Miałam Różewicza, ale to było takie monotonne. I wtedy powiedzieli, żebym powiedziała tego Tetmajera – i tu Hanna Śleszyńska bez zająknienia zacytowała fragment, który, jak potem dodała, wywołał szeroki uśmiech na twarzy znanego z miłości do kultury ludowej, Wojciecha Siemiona. – I ten uśmiech dodał mi pewności – wspominała aktorka. Ta wdzięczność dla wielu ludzi, których spotykała na swojej drodze, pojawiała się we wspomnieniach wielokrotnie. Aktorka mówiła o swojej fascynacji twórczością Gałczyńskiego, ważnej współpracy z Wojciechem Młynarskim, który zabrał cały „Tercet, czyli Kwartet” na turnee do Kanady. Mówiła o swoim zachwycie Lizą Minnelli, ale także o ostatnim spektaklu, który jest poświęcony matce gwiazdy filmu „Kabaret” – Judy Garland. Hanna Śleszyńska – jak się okazuje – nie tylko gra i śpiewa, ale została także producentką teatralną. W ten sposób wsparła realizację marzenia syna, również aktora, Jakuba Gąsowskiego, który w Teatrze 6.Piętro wystawia spektakl muzyczny „Sinatra 100+”. Artystyczne talenty odziedziczył także starszy syn Mikołaj, ale korzysta z nich tylko w życiu prywatnym, a zawodowo zajmuje się neurokongwistyką.
Spotkanie w Świdnicy zdecydowanie przedłużyło się ponad zakładany limit, ale każda minuta była cenna. Hanna Śleszyńska emanowała pasją, radością i serdecznością, które oczarowały publiczność.
/red./
Zdjęcia Dariusz Nowaczyński