Strona główna 0_Slider Na tropie zaginionych akt z Gross-Rosen. Apel autorki książki o zbrodniarzach wojennych

Na tropie zaginionych akt z Gross-Rosen. Apel autorki książki o zbrodniarzach wojennych

0

Autorka wydanej ostatnio „Małej Norymbergi” zwraca się o pomoc do mieszkańców Świdnicy. – Może pamiętacie Państwo wydarzenia związane z odnalezieniem akt byłego obozu koncentracyjnego właśnie w Świdnicy, ukrytych w tajnej skrytce w podłodze? Może rzucilibyście światło na te wydarzenia? – apeluje Agnieszka Dobkiewicz.

Był 29 sierpnia 1986 roku. Pracownicy Przedsiębiorstwa Budownictwa Komunalnego przystąpili do remontu budynku przy ulicy Marii Konopnickiej. Okazało się jednak, że to nie będzie zwykły remont. Gdy na strychu budynku podważyli deski na podłodze, ich oczom ukazały się setki dokumentów… Wśród nich były też akta z obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen.

Informacja, którą znalazłam w regionalnych mediach z lat 80. dotycząca „przemyślnej skrytki” – jak pisano, jest sensacyjna – mówi Agnieszka Dobkiewicz. – Dokumenty obozowe zostały bowiem przez władze obozu zniszczone, więc choćby dlatego każdy, który przetrwał i został odnaleziony, jest na wagę złota. Bardziej sensacyjne jest jednak to, co się wydarzyło później. Dziś wydaje się to nie do pomyślenia.

29 sierpnia, gdy pracownicy PBK odnaleźli w podłodze archiwalne księgi, po prostu część z nich wydobyli ze skrytki i przenieśli do piwnicy, rzucając na podłogę. Niezabezpieczone przeleżały tutaj cały piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek. Dopiero tego ostatniego dnia ustalono, że wypadałoby komuś zgłosić sensacyjne znalezisko. We wtorek na miejscu pojawili się pracownicy Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych.

Problem w tym, jak podają relacjonujący wydarzenie dziennikarze, że część dokumentów została zabrana przez mieszkańców – wyjaśnia Dobkiewicz. – Prawdopodobnie zwabieni ciekawością pozabierali je do swoich domu. Dla nich nie przedstawiały one żadnej wartości. Dla historyków i dokumentalistów historii regionu byłyby prawdziwym skarbem. Część z nich – po apelach władz – zwrócono, ale nie wszystkie.

Co znaleziono na strychu budynku przy ulicy Marii Konopnickiej? Dokumenty Starostwa Powiatowego w Świdnicy, a właściwie Schweidnitz, bo chodzi o czasy, gdy miasto należało do Niemiec. Pod podłogą znalazły się księgi urodzeń, zgonów i zawartych małżeństw. Kilkanaście ksiąg pochodziło też z USC w Gross-Rosen, a część dotyczyła zgonów w założonym tutaj przez Niemców obozie.

Co księgi robiły w Świdnicy ukryte na strychu? – To dość skomplikowana sprawa – mówi Dobkiewicz. – Urzędy Stanu Cywilnego w Prusach powstały w II połowie XVIII wieku. Przejęły niektóre funkcje urzędów parafialnych katolickich i ewangelickich. Wprowadzono także rejestry urodzeń, zgonów i ślubów. Jeden urząd stanu cywilnego obejmował zasięgiem najczęściej jedną gminę. A więc zgony, do których doszło w KL Gross-Rosen, dziś Rogoźnica, notowano właśnie w tutejszym USC i prawdopodobnie robił to miejscowy burmistrz. Zresztą po wojnie pierwszy polski sołtys tej wsi – Jan Stachuń znalazł w tutejszym magistracie księgi zgonów zawierających nazwiska zamordowanych w Gross-Rosen osób. Oczywiście nie notowano tam, że ludzi tych zabijano, ale podawano przyczynę śmierci, np. ucieczkę, egzekucję czy chorobę. Faktem jest, że do 1942 roku władze cywilne posiadały informację o liczbie zgonów na terenie lagru i ich przyczynach, a księgi były w posiadaniu urzędników. Dlatego staraniem władz obozowych i policyjnych zmieniono w końcu obszar okręgu USC w Gross-Rosen i wyłączono z niego obóz, tworząc dla niego osobny okręg – Standesamtsbezirk Gross-Rosen II.

Sołtys Stachuń znalazł księgi, w których były zapisane nazwiska zmarłych także w obozie od 1941 do 1944 roku. Pięć ksiąg oddał w ręce pracowników – nieznanych mu – Czerwonego Krzyża, którzy pojawili się u niego zaraz po wojnie. Co się z nimi stało, nie udało się ustalić Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, która rok później, prowadząc śledztwo, pojawiła się u niego. Stachuń żadnych nazwisk nie pamiętał. W 1946 roku sołtys znalazł kolejną księgę i 27 kartotek i oddał je prokuratorowi Wacławowi Regulskiemu, członkowi komisji. Wtedy też opowiedział mu o poprzednich odkryciach. Regulski szukał ksiąg w Katowicach, bo tam miały być wywiezione, ale nie znalazł. Trop prowadził do Krakowa, ale tu się urwał.

Warto przypomnieć, że dokumentacja obozu koncentracyjnego Gross-Rosen została zniszczona, zgodnie z rozkazem zbrodniarza wojennego Reichsführera SS Heinricha Himmlera, który kazał zacierać ślady dokonanych mordów – mówi autorka „Małej Norymbergi”. – Zachowały się przekazy, że dokumentację obozową niszczono podczas ewakuacji obozu w lutym 1945 roku. Wiadomo, że wraz z komendanturą obozu część akt trafiła do Reichenau bei Gablonz, czyli Rychnov u Jablonce nad Nisou w dzisiejszych Czechach i tutaj ostatecznie została zniszczona. Ale jak widać nie cała. Co daje ciągle nadzieję, że coś uda się jeszcze odnaleźć.

Dokumenty z Standesamtsbezirk Gross-Rosen trafiły do Schweidnitz, gdzie siedzibę miało Starostwo Powiatowe. Prawdopodobnie, gdy do miasta zbliżali się Sowieci, zostały ukryte wraz z innymi na strychu budynku przy ulicy Marii Konopnickiej. – Ciekawe jest jednak miejsce, gdzie je schowano – dodaje Agnieszka Dobkiewicz. – Chodzi o budynek przy obecnej ulicy Marii Konopnickiej, gdzie do 1945 r. mieściła się Powiatowa Kasa Oszczędnościowa. Ale według niektórych informacji z zachowanych wspomnień w budynku tym miała się znajdować podczas wojny także siedziba Gestapo. Być może nie w całym budynku, a w jego na przykład części. Jeżeli tak było, to rodzi się wiele pytań – choćby takie, dlaczego to właśnie tajna policja u siebie na strychu przetrzymywała dokumenty starostwa powiatowego i co w nich było tak cennego, że wymagały specjalnej ochrony? Czy mogło chodzić właśnie o to, że zawierały nazwiska zamordowanych więźniów z obozu koncentracyjnego i jego filii?

Sprawą w latach 80. zajmował się nestor wałbrzyskiego dziennikarstwa Zbigniew Mosingiewicz. Podał on, że księgi pochodziły z 54 urzędów stanu cywilnego z całej okolicy. Z każdego miało pochodzić 15 egzemplarzy. Gdy RUSW zorientował się, z czym ma do czynienia, zaczęły się gorączkowe poszukiwania przywłaszczonych egzemplarzy. Apelowano do mieszkańców o zwrot zabranych ksiąg. Ostatecznie udało się odzyskać 743 egzemplarze. 8 września przekazano je do powstałego niedawno Muzeum Gross-Rosen w Wałbrzychu.

Niestety, wtedy brakowało jeszcze 68 ksiąg – mówi Dobkiewicz. – To działo się 34 lata temu. Może ktoś z Państwa pamiętam tamte wydarzenia, może gdzieś w domach macie zabrane wtedy księgi. A może braliście udział w opisanych zdarzeniach. Bardzo proszę o kontakt te wszystkie osoby. Myślę, że powinniśmy wspólnie tę historię uzupełnić i w miarę możliwości odzyskać dokumenty.

Osoby posiadające informacje na temat dokumentów znalezionych w budynku przy ulicy Marii Konopnickiej lub dysponujące archiwaliami z tego zbioru, proszone są o kontakt (e-mail: [email protected]).

/Świdnicki Portal Historyczny/

Poprzedni artykułPrzeholował z ładunkiem trunków
Następny artykuł506 nowych zakażeń w Polsce. Jaka sytuacja na Dolnym Śląsku i w powiecie?