– Na poziomie Rady Ministrów zasygnalizuję potrzebę zmiany prawa i uregulowania kwestii emisji odorów w sąsiedztwie siedzib ludzkich. Będę też podejmował działania bezpośrednio, zwracając się do firmy i władz miasta, żeby ten problem rozwiązać – zadeklarował wiceminister Ireneusz Zyska podczas spotkania z mieszkańcami, którzy od ponad roku starają się powstrzymać emisję duszących odorów wydobywających się z zakładu Adler Polska. W połowie września śledztwo w sprawie „sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób, w postaci rozprzestrzeniania się substancji trujących i duszących” wszczęła świdnicka prokuratura.
Mieszczący się przy ul. Bystrzyckiej 9 w Świdnicy zakład rocznie produkuje 9 tysięcy ton włóknin termoizolacyjnych i dźwiękochłonnych, detali samochodowych izolacyjnych, detali samochodowych przestrzennych kształtowanych na gorąco, szarpanki włókienniczej i wyrobów izolacyjnych. Podczas procesu produkcji uwalnia się wiele składników żywic, które mają bardzo ostry, duszący zapach. Właśnie na ten odór skarżą się mieszkańcy.
Po złożonych do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska we Wrocławiu skargach, przeprowadzono kontrolę w zakładzie. – Sprawdzono podczas kontroli, że instalacja posiada urządzenia redukujące emisję zanieczyszczeń: dopalacze zanieczyszczeń organicznych, odpylacze tkaninowe oraz filtry workowe. Mimo zastosowania powyższych urządzeń, a także wykonywania przeglądów, kontroli i czyszczeń linii technologicznych – emitowany jest do powietrza zapach związany ze stosowaniem żywic proszkowych, fenolowo-formaldehydowych, poliestrowo-epoksydowych – informował WIOŚ jesienią 2019 roku. Inspektorzy stwierdzili również, że odór przedostaje się poza teren należący do zakładu. Do starosty świdnickiego przekazano więc sugestię, by zlecić firmie wykonanie przeglądu ekologicznego.
Starosta taką decyzję wydał, a firma Adler Polska ów przegląd wykonała, opłacając specjalistyczną firmę Lemitor, która w lutym 2020 przedstawiła wynik bardzo dokładnie przeprowadzonych badań. Najważniejsze dla mieszkańców były dwa ustalenia zawarte w przeglądzie ekologicznym. Po pierwsze, linia produkcyjna, która emituje odory, działa bez pozwolenia na emisję. Po drugie, kominy dla tej linii znajdują się o co najmniej 4 metry za nisko i na dodatek pod dachem, co powoduje, że dym płozy się po ziemi, zamiast ulatywać do atmosfery. Efektem jest smród, wywołujący duszności i łzawienie. W oparciu o wnioski z wykonanego przeglądu ekologicznego, starosta wydał w kwietniu decyzję zobowiązującą firmę do podniesienia kominów w terminie do końca sierpnia tego roku.
22 września Janusz Marlinga, dyrektor wydziału rolnictwa i ochrony środowiska w świdnickim starostwie, w obecności dyrektora zakładu skontrolował wykonanie decyzji. – Wcześniej otrzymałem dokumentację wraz z pozwoleniami budowlanymi na wykonanie zmian. Kominy zostały podniesione do wysokości 13 metrów (licząc od poziomu gruntu), nie są już zadaszone. Wczoraj w mojej obecności został wykonany wyrzut dymu i z obserwacji wynika, że rozprzestrzenia się on na wysokości ok. 14 metrów, tak więc dym nie powinien jak wcześniej płożyć się tuż nad powierzchnią – mówił dyrektor Marlinga.
Skarżący się na odór mieszkańcy wielokrotnie próbowali rozmawiać z dyrektorem zakładu. Andrzej Kowalczuk nie spotkał się z nimi, nie odpowiedział na żądania zgłaszane m.in. podczas dwóch pikiet przed zakładem. W związku z tym protestujący uznali, że dalsze próby rozmów z zarządem firmy Adler nie mają sensu i zapowiedzieli, że swoje kroki skierują do innych organów. Tak też zrobili. 5 sierpnia 2020 roku do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy wpłynęło zawiadomienie dotyczące odorów wydobywających się z zakładu. 14 września zostało wszczęte śledztwo w sprawie sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób, w postaci rozprzestrzeniania się substancji trujących i duszących. Przestępstwo to zagrożone jest karą do 10 lat pozbawienia wolności.
O interwencję poproszono również wiceministra klimatu Ireneusza Zyskę, który 27 września spotkał się z mieszkańcami oraz świdnickimi radnymi. – 3 września w imieniu ministra klimatu interweniowałem pisemnie u Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, ministra Marka Chibowskiego. 17 września otrzymałem odpowiedź, w której przedstawiono całą ścieżkę działań podjętych przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu, jak również przez starostę świdnickiego. Jestem z tego powodu nie do końca zadowolony, ponieważ można byłoby przyjąć, że w tych działaniach urzędniczych wszystko się zgadza, ale mieszkańcy nadal cierpią – stwierdził wiceminister.
– Emisja odoru jest bardzo trudna do ustalenia, bo jest to – można powiedzieć – „ocenne”. Jeden powie, że jemu nic nie przeszkadza, bo on taki zapach lubi, a ktoś inny nie będzie mógł żyć z uwagi na uciążliwość. Czynnik związany z uciążliwością zapachu jest dość trudno mierzalny, ale są do tego narzędzia. Dokładnie rozpoznam kwestię, dlaczego minister Chibowski, jako Główny Inspektor Ochrony Środowiska, nie uruchomił laboratorium centralnego w Warszawie, tylko skierowano zlecenie z WIOŚ we Wrocławiu do prywatnej firmy, która wykonała ekspertyzę. Tylko czy my możemy tej ekspertyzie ufać, jeżeli pokazuje, że nie ma przekroczeń, a ludzie nie mogą normalnie żyć? – wskazał wiceszef resortu klimatu.
Podczas spotkania z mieszkańcami Ireneusz Zyska poinformował, że 28 września powinno nastąpić zakończenie aktualnie prowadzonych czynności kontrolnych. – Bardzo państwu współczuję i rozumiem, że to jest trudne do zniesienia na co dzień. Będę starał się mobilizować Głównego Inspektora Ochrony Środowiska do tego, żeby te działania były bardziej intensywne. Jestem państwa sprzymierzeńcem – zadeklarował. – Rozumiem to, że zakład powinien działać, ale jeżeli chce funkcjonować w otoczeniu, gdzie są mieszkańcy, powinien zastosować takie filtry i osłony, które wpłyną na ograniczenie uciążliwości. Jeżeli jest to niemożliwe to istnieje strefa ekonomiczna, są nowe tereny pod przemysł, dedykowane, oddalone od siedzib ludzkich, gdzie można byłoby nawet zastosować pewną zachętę, żeby ten zakład mógł przenieść swoją, uciążliwą dla mieszkańców działalność w inne miejsce. Pozostawione nieruchomości można wykorzystać na inny cel gospodarczy, bo nie chodzi o to, żeby zabijać przedsiębiorczość, ale żeby eliminować uciążliwość dla mieszkańców. Ta kolizja powoduje, że ktoś musi stąd się wyprowadzić – albo kilkuset mieszkańców, albo jedna firma. Trzeba zawsze znaleźć dobro, które jest więcej warte. W tym przypadku jest to zdecydowanie dobro mieszkańców, którzy mieszkali tutaj od dziesiątek lat i mają prawo w dalszym ciągu spokojnie mieszkać i funkcjonować. Każdy ma prawo do normalnego, godnego życia, wychowania dzieci w warunkach, które są przyjazne dla życia człowieka. Tutaj ta równowaga została zachwiana – podkreślił Zyska.
– Jako poseł Ziemi Świdnickiej mogę zadeklarować, że zwrócę się do prezydent Beaty Moskal-Słaniewskiej z prośbą o zainteresowanie się problemem i wyjście z propozycją przeniesienia uciążliwej działalności w inne miejsce. Być może będzie trzeba zaangażować zarząd Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Na pewno sprawa jest do rozwiązania, ona wymaga też poniesienia pewnych kosztów, bo firma, która tam w tej chwili funkcjonuje poniosła określone nakłady finansowe. Postaram się też zasygnalizować na poziomie Rady Ministrów, żeby wrócić do zmiany prawa i poprzez ustawę ograniczyć możliwość emisji takich substancji w miejscu, gdzie po sąsiedzku są osiedla ludzkie – zapewnił wiceminister.
Michał Nadolski
[email protected]
fot. Dariusz Nowaczyński