Pięciu świdnickich funkcjonariuszy przeszło szkolenie w Rudzie Śląskiej i wie, jak we właściwy sposób pobierać próbki popiołu, by mogły być dowodem w sądzie. Jednostka otrzymała także zestaw narzędzi i ma zgodę na wysyłanie prób do badania. – To na pewno pomoże w wykrywaniu miejsc, gdzie spalane są śmieci, ale nie uwolni miasta od dymów – mówi Edward Świątkowski, szef prewencji w straży miejskiej.
Strażnicy codziennie otrzymują zgłoszenia od mieszkańców, którzy skarżą się na dymiące kominy. W wielu przypadkach zgłaszający mają podejrzenia, że w piecach spalane są niedozwolone materiały, jak plastik, folie czy tkaniny. Do tej pory, jeśli właściciel pieca nie został przyłapany na gorącym uczynku, udowodnienie mu winy było niemożliwe. Teraz strażnicy mają narzędzie, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości i sprawę w razie stwierdzenia nieprawidłowości skierować do sądu.
Pobranie próbek musi być zrobione w sposób profesjonalny, gwarantujący, że nie będą one zafałszowane. Dlatego też zaopatrzyliśmy się w sprzęt. Można powiedzieć – zwykła szufelka, zwykły pogrzebacz, zwykła graca, ale to wystarczy, by właściwie pobrać popił. Próbki z paleniska są studzone na tacy, a później przesypuje je do hermetycznie zamykanego słoika, który zostaje oplombowany, a każda plomba ma swój numer. Po przebadaniu tak przygotowanego materiału przez certyfikowane laboratorium będziemy mieli wiarygodną informację, czym faktycznie palono w piecu. Jeśli znajdą się się w popiele substancje zabronione, wynik badania będzie dowodem w sądzie – mówi Edward Świątkowski. Maksymalna grzywna za spalanie niedozwolonych substancji może wynieść 5 tysięcy złotych, a do tego trzeba doliczyć koszty postępowania sadowego i badania popiołu, które wynoszą kilkaset złotych.
Strażnik rozwiewa jednak nadzieje, że to dodatkowe narzędzie pozwoli wyeliminować dymiące kominy z miasta. – Dopóki będzie stosowany węgiel, dopóty powietrze będzie zanieczyszczone. Wiemy, jak bardzo jest to uciążliwy problem dla mieszkańców Świdnicy, ale nie mamy możliwości prawnych, by zakazać palenia węglem i drewnem. Nie możemy także narzucać sposobu palenia. Strażnicy starają się przekonywać do tzw. górnego spalania, które zmniejsza ilość wydobywających się z komina szkodliwych substancji, jednak jest to metoda czasochłonna – tłumaczy szef prewencji i dodaje, że z każdym rokiem pogarsza się jakość węgla. – A na to, co wydobywa się z komina, ogromny wpływ mają wszelkie zanieczyszczenia – mówi Edward Świątkowski.
Do polskich pieców trafia przede wszystkim węgiel z zagranicy, m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Australii, Kolumbii i Mozmabiku. Najwięcej jednak czarnego surowca importowane jest z Rosji. Według danych, które z Ministerstwa Aktywów Państwowych pozyskał poseł Krzysztof Brejza, w ciągu 11 miesięcy 2019 roku do Polski z Rosji trafiło prawie 9 milionów ton węgla. Tymczasem na przykopalnianych hałdach zalega blisko 5 milionów ton polskiego węgla, w o czym wicepremiera Jacka Sasina informowali związkowcy z Wolnych Związków Zawodowych „Sierpień`80”. Rząd Prawa i Sprawiedliwości broni węgla i nie zapowiada szybkich zmian w kierunku zielonej energii.
Ogłoszony w 2018 roku rządowy program „Czyste powietrze”, który miał być narzędziem do walki ze smogiem, okazał się mało skuteczny. Zawiłe procedury zniechęciły Polaków do korzystania z dopłat i pożyczek. Przez półtora roku działania programu zostało złożonych ok. 64 tys. na łączną kwotę 1,5 mld zł i podjęto blisko 26 tys. decyzji o udzieleniu finansowania. Wartość podpisanych umów opiewa na 300 mln.(za muratorplus.pl). Budżet programu, finansowanego w dużej mierze w budżetu UE, szacowany jest na 103 mld złotych.
W Polsce nie ma planów wprowadzenia zakazu palenia węglem. Takie decyzje podejmują lokalnie samorządy, a ustawa antysmogowa daje podstawę do karania mieszkańców, którzy nie zastosują się do lokalnego prawa.
Samorządem w Polsce, który zdecydował się na całkowity zakaz używania pieców węglowych i opalanych drewnem, jest Kraków. Miasto do uchwały antysmogowej przygotowywało się przez lata. Od 1995 roku zlikwidowano w Krakowie 45 tysięcy palenisk węglowych, w tym 25 tysięcy w ciągu ostatnich ośmiu lat. W mieście zostało jeszcze około 4 tysięcy pieców. Do wprowadzenia podobnego, całkowitego zakazu palenia węglem od 2024 roku przygotowuje się Wrocław. Świdniccy radni nie podjęli takiej inicjatywy.
W Świdnicy od 2015 do 2018 roku w ramach programu Kawka do miejskiej sieci ciepłowniczej przyłączono 554 lokale w 88 budynkach, co pozwoliło na likwidację 762 pieców węglowych. Operacja była niezwykle kosztowna. Program pochłonął 18 185 717,09 zł (w tym 10 683 000,00 zł dotacji z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska). Kolejne 386 900 złotych z budżetu miasta kosztowały dotacje dla właścicieli domów jednorodzinnych, którzy zdecydowali się przejść na ogrzewanie elektryczne lub gazowe. Przy wsparciu z miejskiej kasy zlikwidowano 231 pieców kaflowych i 34 kotły c.o. węglowo – koksowe.
Kolejne piece będą likwidowane przez najbliższe dwa lata. W ramach Aglomeracji Wałbrzyskiej Świdnica bierze udział w dwóch programach nakierowanych na zmniejszenie niskiej emisji, o łącznej wartości 18,5 miliona złotych. Pierwszy program dotyczy wymiany ogrzewania w obiektach należących do miasta, drugi – wszystkich mieszkańców, którzy będą mogli się ubiegać o dofinansowanie w wysokości nawet 35 tysięcy złotych. Urząd Miejski nie podał dotychczas informacji, ile środków z obu programów trafi do Świdnicy i jakie będą warunki przyznawania dotacji.
Agnieszka Szymkiewicz