Małgorzata Stryżyk z Witoszowa Górnego, która podczas rodzinnej awantury śmiertelnie ugodziła nożem swojego partnera, po raz drugi została uniewinniona od zarzutu zabójstwa. Sąd Okręgowy w Świdnicy ponownie uznał, że kobieta działała w ramach obrony koniecznej. Poprzedni wyrok uniewinniający został uchylony przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu.
Do tragedii doszło 10 kwietnia 2016 roku. Na piętrze jednorodzinnego domu w Witoszowie Górnym, w obecności dwojga malutkich dzieci, Małgorzata Stryżyk zabiła swojego partnera. Byli parą od 5 lat i od początku najpoważniejszy problem stanowił alkoholizm. Feralnego dnia doszło do kłótni. Mężczyzna zaczął dusić swoją partnerkę, a ta ugodziła go nożem kuchennym. Zmarł na schodach. Świadkami tragedii były dzieci pary.
Młoda kobieta wielokrotnie powtarzała, że nie chciała zabić, a po nóż sięgnęła w odruchu obrony. Swojego partnera, Jana S. mimo ciągłych kłótni i pobić, miała bardzo kochać. Alkohol wielokrotnie pojawiał się w zeznaniach Małgorzaty Stryżyk. Piła praktycznie cała rodzina – ojciec, matka, konkubent, jego ojciec. Przemoc była codziennością. Kobieta i jej partner oboje pili także feralnego dnia. Czy tylko alkohol doprowadził do wybuchu agresji? Świdnicki sąd, wskazując na zalecenia Sądu Apelacyjnego, starał się dociec przyczyny kłótni. W tle pojawiały się podejrzenia o niewierność, liczne rozstania i konflikty w całej rodzinie. Ostatecznie zostało zapisanych aż 5 wersji przebiegu zdarzeń i żadnej z całą pewnością nie dało się wykluczyć.
Prokuratura i oskarżyciel posiłkowy utrzymywali, że Małgorzata Stryżyk świadomie sięgnęła po nóż, a do duszenia w ogóle nie doszło. Jak podczas mowy końcowej wskazywała prokurator Beata Piekarska-Kaleta, na niekorzyść oskarżonej świadczą plamy krwi. Jednak biegły sądowy nie wykluczył wersji kobiety, która twierdziła, że Jan S. siedział na niej okrakiem i dusił. Zdaniem prokuratury, Małgorzata Stryżyk jako osoba nadużywająca alkoholu i agresywna wszczynała konflikty i tak miało być również tym razem. – W dniu zdarzenia była przygotowana na zachowanie konkubenta, bo takie sytuacje miały miejsce wiele razy – twierdziła prokurator Piekarska-Kaleta tłumacząc, że nie ma tu mowy o zaskoczeniu, które jest jednym z warunków, by uznać działanie za obronę konieczną. Wskazywała również, że Małgorzata Stryżyk nie była ofiarą przemocy, bo sama dopuszczała się aktów agresji zarówno wobec konkubenta, jak i matki. Jako dodatkowe obciążenie prokurator wskazywała brak dbałości o dzieci, które były świadkami picia, bicia i wreszcie samego zabójstwa. Ocenie poddała również działania Małgorzaty Stryżyk po śmierci konkubenta. Kobieta szybko związała się na krótko z innym mężczyzną i urodziła trzecie dziecko. Wszystkie dzieci zostały jej sądownie odebrane. Prokuratura ostatecznie nie dała wiary wyjaśnieniom kobiety i zażądała ośmiu lat pozbawienia wolności za zabicie konkubenta.
Z linią prokuratury nie zgodził się obrońca Małgorzaty Stryżyk, który podkreślał, że wnioski są wysnuwane na podstawie domniemań. – Prokuratura wie lepiej, niż biegli – mówił mecenas Paweł Zawadzki w mowie końcowej. – Ofiara powinna szukać pomocy, unikać prześladowcy, ale w tej sprawie to była chora miłość, adekwatna do możliwości [Małgorzaty Stryżyk – przyp. red.] i wzorców z dzieciństwa. Jan S. był karany za groźby, za atak z użyciem siekiery. Ona się nigdy nie skarżyła, bo taki był model rodziny – jedyny, jaki znała. W mojej ocenie działała w obronie koniecznej. Fakt, że dochodziło do sprzeczek i duszenia już wcześniej mogła się spodziewać śmierci? Ja się na to nie godzę – podkreślał obrońca, wnosząc o uniewinnienie.
Zdanie obrony ponownie podzielił Sąd Okręgowy w Świdnicy. W uzasadnieniu wskazano, że wątpliwości nie budzi to, że Małgorzata Stryżyk działała w obronie koniecznej. – Co ma zrobić kobieta 1,60 wzrostu z mężczyzną, który ma 1,80 m wzrostu, jest silnie zbudowany, który ją dusi? Idealnie byłoby, by poczekała. Ma jednak prawo do obrony koniecznej – uzasadniała sędzia Joanna Jakubowska-Wiraszka. – Mamy tu do czynienia z patologicznymi zachowaniami, ale one działy się dużo wcześniej. Żyła w patologicznej rodzinie. Miała świadomość, że takie życie jest normalne. Nie miała oparcia ani w ojcu, ani w matce. W ocenie sądu to, w jakiej rodzinie się wychowywała, miało wpływ na jej dalsze życie – przyznała Jakubowska-Wiraszka.
– Złożymy wniosek o uzasadnienie. Po zapoznaniu się z uzasadnieniem podejmiemy decyzję w przedmiocie wniesienia apelacji – stwierdziła po ogłoszeniu wyroku prokurator Piekarska-Kaleta. – W mojej ocenie jest to wyrok sprawiedliwy. W pełnej rozciągłości zgadzam się z uzasadnieniem ustnym sądu. Każdy z nas ma prawo się bronić – zaznaczył z kolei Zawadzki.
Małgorzata Stryżyk wyprowadziła się z Witoszowa Górnego. Mieszka i pracuje w Wałbrzychu. Dwoje starszych dzieci pozostaje w rodzinie zastępczej u siostry nieżyjącego konkubenta, najmłodsza córka jest w niespokrewnionej rodzinie zastępczej.
/asz, mn/
Małgorzata Stryżyk wyraziła zgodę na ujawnienie wizerunku i podanie pełnego nazwiska.