Władze miasta dopisują kolejny rozdział do sporu o oznakowanie Strefy Płatnego Parkowania. Na ulicach w centrum miasta pojawiły się linie poziome wyznaczające pas postojowy. Jak mówił w maju dyrektor wydziału komunikacji UM Maciej Gleba, to rodzaj kompromisu. Zdaniem Henryka Kosiorowskiego, który od lat zarzuca władzom miasta niezgodne z prawem działania, takie oznakowanie jest złe i nie powinno być podstawą do egzekwowania opłat.
Spór trwa od ponad 2 lat, a dotyczy legalności pobierania opłat na 39 ulicach Świdnicy, objętych Strefą Płatnego Parkowania. Zgodnie z ministerialnym rozporządzeniem, takie opłaty mogą być pobierane w SPP przy spełnieniu dwóch warunków – musi być oznakowanie pionowe i poziome (każdego miejsca postojowego).
Tymczasem w Świdnicy opłaty były pobierane, mimo że linii poziomych na jezdniach nie wymalowano na większości ulic, objętych opłatami. Albo do zaprzestania pobierania opłat, albo do właściwego oznakowania strefy władze miasta wzywał świdniczanin Henryk Kosiorowski. W 2016 roku rzeczniczka magistratu tłumaczyła, że przepisy są niejasne, zawierają wiele sprzeczności i konieczne jest stanowisko odpowiedniego ministra. Dodawała także, że wprowadzenie oznakowania poziomego doprowadzi do zlikwidowania połowy miejsc w strefie (tyle miejsc kierowcy zajmują obecnie niezgodnie z przepisami – np. tuż przy przejściach dla pieszych, ale miasto i tak za to pobiera opłaty). Ta retoryka zmieniła się po opinii ministra, o którą wystąpił starosta świdnicki. Opinia była jednoznaczna – nie ma linii, nie ma opłat. Wówczas miasto zmieniło taktykę i zwróciło się do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z pytaniem, czy takie oznakowanie można malować w zabytkowej części miasta. Jak informował radnych na wczorajszym posiedzeniu komisji dyrektor Gleba, wojewódzka konserwator w ogóle nie zajęła stanowiska. Wydział komunikacji UM pytanie wysłał więc do wałbrzyskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Ówczesna kierownik delegatury Maria Ptak wydała opinię, że linii malować nie wolno. – Odwołaliśmy się do ministra kultury, ale on podtrzymał stanowisko konserwatora – rozkładał ręce dyrektor Maciej Gleba w maju 2018 dodając, że nad tym, czy to wystarczy, by uznać za zgodne z prawem dalsze pobieranie opłat bez wymalowania oznakowania debatowali radcy prawni urzędu miejskiego i uznali, że tak, wystarczy. Dla wzmocnienia tego głosu prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska zleciła wykonanie wrocławskiej kancelarii prawnej, w której partnerem jest były minister sprawiedliwości Krzysztof Budnik, wykonanie opinii. Z budżetu miasta za tę opinię zapłacono 2 tysiące złotych. Była po myśli władz miasta.
Właśnie w maju, tuż przed posiedzeniem komisji infrastruktury Rady Miejskiej nastąpił niespodziewany zwrot. Maciej Gleba podjął kroki, by jednak jakieś oznakowanie poziome pojawiło się. Jak wyjaśniał, do wałbrzyskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków 21 maja został wystosowany kolejny wniosek o zgodę na wymalowanie linii, które “trochę” wyznaczą miejsca postojowe. Trochę – to znaczy w zgodzie ze znakiem P-19, czyli będą stanowiły zarys tychże miejsc bez wymalowania poszczególnych obszarów dla każdego samochodu. Skąd taka nagła zmiana, skoro w ostatnich miesiącach urzędnicy kategorycznie trzymali się decyzji konserwatora? Maciej Gleba tłumaczył to gotowością do kompromisu, choć takie oznakowanie nie spełni wymogów ustawy o drogach publicznych, a przy okazji złamie zakaz konserwatorski. Czyli i tak źle, i tak niedobrze.
W nocy z 23 na 24 sierpnia znaki zostały namalowane. – I to źle – mówi Henryk Kosiorowski wskazując, że nie są zgodne ze znakami pionowymi. Po drugie, jego zdaniem, niczego nie zmieniają, bo nie odpowiadają jasnemu zapisowi ministra o sposobie wyznaczania stref. Dodaje także, że w jego opinii w ogóle nie ma już podstaw do działania strefy w Świdnicy, bowiem zapisy uchwały z 2015 roku zostały zniesione. – Tej uchwały po prostu nie ma – przekonuje. Innego zdania są urzędnicy i władze miasta, które nie odstąpiły od pobierania opłat i przekonują, ze działają w zgodzie z prawem.
Sprawą SPP w Świdnicy zajmie się Naczelny Sąd Administracyjny. Skargi kasacyjne do NSA złożył Henryk Kosiorowski, Stowarzyszenie „Prawo na drodze” i Rzecznik Praw Obywatelskich.