Strona główna 0_Slider Pół wieku letniej bazy świdnickich harcerzy w Niesulicach

Pół wieku letniej bazy świdnickich harcerzy w Niesulicach

6

Zaczęło się od zwiadu i życzliwej pomocy leśnika ze Złotego Potoku. To właśnie on, niezapisany w historii z nazwiska, wskazał las brzozowo-sosnowy nad brzegiem jeziora Niesłysz. – Gdyby tak zliczyć, to była tam już cała Świdnica, jakieś 60 tysięcy osób – próbują w pamięci dodać uczestników wszystkich wyjazdów harcmistrzynie Misia Pamuła i Viola Sobczak. Tego lata mija 50 lat od pierwszego obozu w letniej bazie Hufca ZHP Świdnica w Niesulicach.

Misja dwóch komendantów

Lista miejsc, gdzie wakacje spędzali świdniccy harcerze do 1968 roku, jest długa. Były i góry, i Mazury. – Pod koniec lat sześćdziesiątych zapadła decyzja o poszukaniu miejsca na stałą bazę – mówi komendantka Hufca ZHP im. Szarych Szeregów w Świdnicy Misia Pamuła. Na zwiad w poszukiwaniu miejsca na kolonie dla zuchów i obóz harcerski pojechali ówczesny komendant Jan Berkowski i jego zastępca Ryszard Mackiewicz. Dla zuchów znaleźli miejsce przy szkole w Ołoboku, a po perypetiach dotarli za namową leśnika do lasu brzozowo-sosnowego nad brzegiem jednego z najczystszych jezior w województwie wówczas zielonogórskim, dziś lubuskim. – To miejsce pokochali wszyscy od razu, choć nie wyglądało tak jak dzisiaj. Tu była kompleta dzicz, nie było plaży, pomostów, nie mówiąc już o całej infrastrukturze – wylicza obecna komendantka. W tych dziewiczych warunkach pierwsze lato świdniccy harcerze nad Niesłyszem spędzili w 1968 roku. I po zakończeniu wakacji zapadała decyzja – tu będzie stała baza!

Makulaturowa zrzutka na bazę

– Dziś trudno wyliczyć wszystkich, którzy zaangażowali się w budowę bazy. Trzeba pamiętać, że czasach PRL czyn społeczny był w podobnych sytuacjach po prostu obowiązkowy. Tak też stało się w przypadku Nieusulic – opowiada hm. Pamuła. „Harcerski czyn na 25-lecie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” – pod takim hasłem do zagospodarowywania terenu pod bazę zabrały się dziesiątki osób. W tym przypadku czyn społeczny miał zupełnie wyjątkowy wymiar. – Tu ludzie zostawiali serce – podkreślają harcmistrzynie. Na bazę zaczęto zbierać środki. Dzisiaj pewnie byłaby to akcja crowdfundingowa, wtedy po prostu zbierano makulaturę i butelki. Harcerze z apelem zwrócili się do szkół, zakładów pracy i mieszkańców Świdnicy. Oczywiście zbierali także sami harcerze, a pierwszą akcją był alert komendanta hufca z marca 1969 roku, któremu przewodził hm. Stanisław Pieloch. Pomoc zaoferowała ówczesna Miejska Rada Narodowa, zlecając m.in. prace geodezyjne. Prace przy budowie kuchni i stołówki rozpoczęły się w 1969 roku, a pierwszy etap zamknięto w 1975 roku. Wówczas baza otrzymała imię Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Stała stołówka, było już kąpielisko i pierwsze pomosty. W 1977 roku rozpoczęła się budowa zaplecza sanitarnego. W tym czasie oczywiście były organizowane obozy letnie. – W miejscu obecnego boiska stawała kuchnia polowa z parnikami i warnikami, harcerze myli się w jeziorze lub pod namiotem sanitarnym, trzeba było kopać doły pod latryny – wylicza komendantka. Na początku nie było także prądu. Do dzisiaj baza w Niesulicach to niekończąca się lista zmian, prac i marzeń, co jeszcze można poprawić.

hm. Edward Dyrda

Grafik druha Dyrdy

Viola Sobczak i Misia Pamuła po prośbie o wskazanie legend niesulickiej bazy są w kłopocie. – Z tym miejscem związało się tylu wspaniałych ludzi! Powinna o tym powstać osobna książka – wzdychają. Są jednak osoby, które dla Niesulic poświęciły dziesiątki lat. – Druh Dyrda. Kiedy przyjechał tu po raz pierwszy ze swoimi uczniami z Zespołu Szkół Zawodowych w Strzegomiu, pewnie nikt nie przypuszczał, że zostanie na 45 lat! Dzisiaj ma już około 90 lat i stan zdrowia nie pozwala mu na przyjazdy. Przed pierwszym obozem bez niego wpadliśmy w panikę – wspomina Misia Pamuła. Druh Edward Dyrda znał w Niesulicach każde miejsce, każdą śrubkę, była także głównym strategiem. – Nakarmienie 500 osób w jednej stołówce to prawdziwe wyzwanie!  Druh Dyrda opracował grafiki, dzięki którym zmiany następowały płynnie i każdy wiedział, kiedy ma przyjść i wyjść, by najadła się reszta. A bazę do słynnych grafików stanowiły… wzory na obrusach – dodaje Viola Sobczak. Grafik był święty, druh wypożyczał go jedynie na czas potrzebny do przerysowania strategicznego układu stołów. Każdy, kto stołówkę wykorzystał np. na dyskotekę, musiał ustawić stoły dokładnie wg grafiku. – Do dziś wspominamy, jak zostaliśmy przez druha w czterdzieści osób postawieni na nogi bladym świtem, bo źle ustawiliśmy stoły! Okazało się, że pomyliliśmy jeden obrus… – śmieje się Misia Pamuła. Na 35 lat z Niesulicami związała się druhna Basia Lechota. To dzięki niej powstał najpierw obóz regatowy, a potem żeglarski, podczas którego można było zdobyć nawet patent sternika. Podobnie jak druh Dyrda, druhna Basia budziła respekt, ale wszyscy i tak wiedzieli, że ma wielkie serce.

Niesulice przyciągały nie tylko harcerzy. Nie był nim nigdy Mirosław Werner, nazywany Bacą. – To wspaniały cieśla, dzięki niemu mamy wiaty, ogrodzenia, ławki, pomost. Zna tu każdy zakamarek, jest niebywale pracowity i potrafi zarazić innych swoim entuzjazmem – wylicza Viola Sobczak. Syn Mirosława, Radosław Werner, jest harcerzem i z hufcem ZHP w Świdnicy był związany zawodowo przez 20 lat.

hm. Piotr Pamuła

Obóz nad Niesłyszem jest oczkiem w głowie hm. Piotra Pamuły. Wieloletni komendant hufca, dziś wicekomendant, przyjeżdża tu od 1976 roku i jest głównym animatorem rozwoju bazy. – On ciągle marzy i wciela te marzenia w życie – mówią harcmistrzynie. Dzięki jego zabiegom m.in. powstała tzw. dziupla, czyli nadbudowa nad sanitariatami z pokojami, własną kuchnią i małą salą konferencyjną, gdzie można także poza sezonem letnim organizować zielone szkoły. Harcerze i cywile mają do dyspozycji boiska, kąpielisko z piaskiem i odnowionymi pomostami, jest hangar żeglarski. – Baza to ciągłe starania, nowe inwestycje, tak jak wykonane w tym roku sanitariaty, ale także drobniejsze zakupy sprzętu do kuchni czy wyposażenia dla ratowników – dodaje Misia Pamuła.

Jak gołąbki skisły

Niesulice omijały dramatyczne wydarzenia, choć zdarzały się ulewy i awarie. – Nigdy nic dramatycznego! – odpukują harcmistrzynie. A wpadki? – No pewnie – śmieje się Viola Sobczak. – Podczas jednego z obozów nasze panie kucharki wpadły na pomysł, żeby przygotować gołąbki. Dziś zamawia się catering, ale te 20 lat temu to była żmudna, samodzielna praca. I tak zwijały wiele godzin, choć zdania co do słuszności tego pomysłu, były podzielone, bo zanosiło się na burzę. A gołąbki w czasie burzy kisną. Przeważyła opcja, że żadnej burzy nie będzie. I oczywiście była! I gołąbki skisły! Wymyślenie na poczekaniu innego obiadu dla pół tysiąca ludzi to była gimnastyka! – wspomina ze śmiechem.  Burza w bazie w Niesulicach na szczęście nigdy większych spustoszeń nie wyrządziła. – Jesteśmy w samym środku lasu i staramy się od lat jak najlepiej być przygotowanym na pogodowe niespodzianki. Po ubiegłorocznej tragedii w Suszku we wszystkich obozach letnich w Polsce zostały wprowadzone procedury na wypadek kataklizmu. Jesteśmy po specjalnym szkoleniu, które przeszliśmy dzięki świdnickim strażakom. Oczywiście nasza baza była i będzie pewnie w czasie wakacji wielokrotnie kontrolowana – zapewnia hm. Pamuła.

hm. Misia Pamuła

Ahoj, przygodo!

Niesulice to nie tylko letni matecznik harcerzy ze Świdnicy, ale także miejsce, do którego przyjeżdżają skauci z całej Polski i z zagranicy. Zawsze jest tutaj miejsce dla „cywilów”. Do wyboru są obozy i kolonie rekreacyjne, żeglarskie, konne. – Mimo wielu udogodnień to wciąż miejsce, gdzie śpi się na kanadyjkach pod namiotem bez oświetlenia, gdzie trzeba wykazać się dużą samodzielnością – podkreślają druhny. Każdy rodzic jest szczegółowo informowany, co czeka tutaj jego dziecko. Harcerskie warunki sprawiają, że wakacje  mają smak przygody. – Strefa przygody, to nasze hasło od lat – mówi z dumą Viola Sobczak.

hm. Viola Sobczak

To wspólne ogniska, biwaki, wędrówki, wyprawy kajakowe, rowerowe, pływanie żaglówkami, zumba w wodzie, jazda konna, gry zespołowe, to wreszcie poczucie wspólnoty. – Pewnie, że zdarzają się sytuacje, gdy ktoś rezygnuje, gdy rodzice zabierają dziecko, ale to kilka przypadków w wakacje. Nasza kadra zawsze to bardzo przeżywa – dodaje Viola Sobczak. Większość chce jednak wracać. – Mamy uczestników, którzy przyjeżdżają 8-9 lat z rzędu, a gdy kończą 18 lat, wracają jako kadra – mówi druhna Pamuła. Dla tysięcy harcerzy Niesulice zawsze będą kojarzyć się z wakacjami i przyjaźniami.

W tym roku jest szczególna okazja do spotkań. – W 50. rocznicę spotkaliśmy się już z naszym Kręgiem „Wiarusy”, przewodnicząca hm. Basia Kędzierska wyszperała mnóstwo archiwalnych zdjęć, były opowieści, anegdoty, wspomnienia. To taki nasz bardzo „prywatny” sposób świętowania, ale oczywiście planujemy też inne wydarzenia – dodają harcerki. W Niesulicach będzie można obejrzeć wystawę, a uroczystości jubileuszowe zaplanowano na 1-2 sierpnia.  – Niesulice są takim wyjątkowym miejscem dzięki ludziom – harcerzom, pracownikom, wolontariuszom. Jest mnóstwo osób, które nie wyobrażają sobie wakacji bez przyjazdu nad Niesłysz. Tak jak my! – dodają Misia Pamuła i Viola Sobczak.

Agnieszka Szymkiewicz
Informacje pochodzą m.in. z opracowania „Historia harcerstwa świdnickiego w latach 1945-2005” pod redakcją hm. Barbary Kędzierskiej, hm. Teresy Słupianek i hm. Violetty Sobczak
Zdjęcia archiwum Hufca ZHP w Świdnicy

Poprzedni artykułSpecjalistyczny sprzęt trafił do strażaków
Następny artykułWakacyjny „Festiwal wrażeń” w Świdnicy