Doskonale zna Nanga Parbat. Wspinał się na te górę dwukrotnie, latem i zimą. – Wiem, co to znaczy wejście nocą. To, co zrobili, było bardzo odważne – z uznaniem o Denisie Urubko i Adamie Bieleckim mówi świdnicki himalaista Piotr Snopczyński, uczestnik obecnej Narodowej Wyprawy Zimowej na K2. Cała ekipa czeka na powrót kolegów i poprawę pogody.
Piotr Snopczyński pełni funkcję kierownika bazy. W ostatnich dniach cała ekipa żyła wydarzeniami na Nanga Parbat. Na ratunek Elisabeth Revol i Tomkowi Mackiewiczowi chcieli iść wszyscy uczestnicy wyprawy, ostatecznie w akcji z 27 na 28 stycznia uczestniczyli Jarosław Botor (kierownik), Adam Bielecki, Denis Urubko i Piotr Tomala. – U nas był Armagedon, mieliśmy w tym czasie tysiące telefonów – mówi świdniczanin w rozmowie ze Swidnica24.pl. – W tej chwili chłopcy są jeszcze w Skardu. Mamy bardzo złą pogodę, wieje dniami i nocami z prędkością 20-60 km/h, pada śnieg. Nie można nigdzie wyjść, nie ma na razie szans na przelot helikopterów.
Ekipa skupia się w tej chwili na drobnych naprawach i przede wszystkim oczekiwaniu lepszej pogody. – Miało być lepiej od dzisiaj, ale prognozy są bardzo zmienne. Jeżeli jutro nie będzie wiatru, robimy wyjście do jedynki i dwójki. Na razie warunki nie sprzyjają, żeby się wspinać – mówi Piotr Snopczyński i zapewnia, że po powrocie czwórka himalaistów dołączy do ekipy i wszyscy będą się wspinali na K2. – Trzy dni są już na dole, ich regeneracja jest szybka. To nie jest wysokość np. 5 tysięcy, kiedy trwałoby to znacznie dłużej. Myślę, ze nie będzie żadnych problemów – podkreśla świdniczanin.
Dla całego zespołu ostatni weekend był niezwykle intensywnym czasem. Swoje działania, związane z celem wyprawy, wszyscy odłożyli na bok i skoncentrowali się na akcji ratunkowej na Nanga Parbat. – Akcja to jest zespół – wszyscy w bazie i czwórka, która poleciała – mówi himalaista, a pytany o dokonanie kolegów, którzy zachwycili swoim wyczynem cały świat, odpowiada: Wspinałem się na Nanga Parbat zimą i latem, znam kuluar Kinshofera. Nasze wejście podczas wyprawy na przełomie 1997 i 1998 roku trwało 20 godzin. Po nocach się wspinaliśmy, więc wiem, co to oznacza. Mogę więc powiedzieć, że wejście w kuluar nocą było bardzo odważną decyzją.
Piotr Snopczyński dodaje, że na co dzień ma ogrom obowiązków, choć przy niepogodzie jest chwila na odpoczynek. – Ale czekamy, czekamy bardzo na poprawę. Dla nas najważniejsza jest teraz góra. To jest nasz cel!
/asz/