Data jest nieprzypadkowa. Właśnie dzisiaj, 13 grudnia, w 36. rocznicę wprowadzenia przez komunistyczny reżim stanu wojennego, promocję będzie miała niezwykle cenna książka. Opracowanie „Internowani na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie” przygotował związany zawodowo z Aresztem Śledczym w Świdnicy doktor Bartłomiej Perlak. Książka zawiera unikatowe i bezcenne aneksy z blisko 2 tysiącami nazwisk osób internowanych w latach 1981-82.
Dr Bartłomiej Perlak na tle Aresztu Śledczego w Świdnicy. Zdjęcie Dariusz Nowaczyński
Dla większości opozycjonistów zatrzymania w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku były szokiem, ale o zaskoczeniu służb nie ma mowy. Akcja była przygotowywana od dawna. W jaki sposób? Gdzie umieszczano zatrzymanych? Jakie warunki panowały w ośrodkach odosobnienia? Co internowani jedli, czy mieli opiekę medyczną, czy byli poddawani represjom? Czy buntowali się? Na te pytania niezwykle szczegółowo odpowiada autor publikacji, wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej we Wrocławiu. Dzisiaj książka będzie miała swoją promocję w symbolicznym miejscu – W Zakładzie Karnym nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu. Gospodarzami spotkania będą prof. Krzysztof Kawalec, dyrektor IPN we Wrocławiu oraz płk. Tomasz Raczyk, Dyrektor Okręgowy Służby Więziennej we Wrocławiu.
Z autorem opracowania doktorem Bartłomiejem Perlakiem rozmawia Agnieszka Szymkiewicz.
– Przed nami historyczne opracowanie czy raczej kronikarki spis zdarzeń sprzed 36 lat?
Bartłomiej Perlak – Książka poświęcona internowanym na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie ma spełniać dwie główne funkcje. Po pierwsze ma opisywać w sposób pełny kwestię internowania, internowanych, ich relacje, ich zasady funkcjonowania w ośrodkach odosobnienia, a z drugiej strony ma pokazywać, jak funkcjonowały w stanie wojennym te twory, czyli ośrodki odosobnienia. Podkreślam słowo „twory”, bo trudno mówić, że były to ośrodki odosobnienia. Na blisko 70 miejsc, gdzie umieszczono internowanych, 57 stanowiły po prostu więzienia. Zakłady karne, areszty śledcze. Mało tego, początkowo internowani trafiali do więzień o zaostrzonym rygorze.
– Internowanie to eufemizm…
– Dokładnie. Tak jak i ośrodek odosobnienia to czysty eufemizm! Oczywiście było kilka ośrodków odosobnienia, o których mówił Jerzy Urban około 27-28 grudnia 1981 roku, wypowiadając się w prasie i telewizji, że internowani przebywają we wspaniałych warunkach, w ośrodkach wczasowych, gdzie mają pokoje do dyspozycji, mają swobodę. Ci, o których mówił, to był internowany Lecha Wałęsa, który miał apartament do swojej dyspozycji i przebywał w ośrodku wczasowym w Arłamowie, a także dawni prominenci, byłe władze, np. Jaroszewicz, Gierek, którzy przebywali w ośrodkach rządowych w Juracie, w Promniku, w Głębokiem, w Gołdapi. To były tak zwane złote klatki.
– A na Dolnym Śląsku?
– Tutaj ośrodki mieściły się w więzieniach typu Zakład Karny nr 1 we Wrocławiu na ul. Kleczkowskiej, Areszt Śledczy w Świdnicy, Zakład Karny w Kamiennej Górze o jeszcze bardziej interesującej historii. Proszę sobie wyobrazić, że internowani zostali tam umieszczeni w barakach byłego obozu pracy, który w latach 40-tych podlegał obozowi koncentracyjnemu Gross Rosen. (w tym miejscu internowani zostali m.in. opozycjoniści ze Świdnicy, przyp. red.)
– Ile miejsc pan opisuje, do historii ilu ludzi pan sięga?
– Korzystałem tutaj m.in. z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej, do którego została przekazana pełna dokumentacja więziennictwa w tym okresie, a mianowicie teczki internowanych, którzy byli zwalniani z ośrodków odosobnienia podległych Okręgowemu Zarządowi Zakładów Karnych w Wrocławiu. Tenże zarząd w 1980 roku został połączony z jednostką opolską, która po likwidacji została podzielona między Wrocław a Katowice. Wobec czego terytorialnie zarząd obejmował także Opolszczyznę, w związku z tym w moim opracowaniu znajdują się relacje z Grodkowa, Nysy, Opola, Strzelec Opolskich i ośrodków dolnośląskich, m.in. Kamiennej Góry, Świdnicy, Strzelina, Głogowa.
– Na czym pan się skupia?
– To jest cały przekrój, wszystkie możliwe aspekty internowania począwszy od schematów władzy i dążenia do internowania opozycji, które rozpoczęły się, i co ciekawe, udało mi się to chyba jako pierwszemu zaznaczyć – nie w roku 1980, ale w połowie lat 60. XX wieku. Już wtedy mówiło się wprost o internowaniu przeciwników władzy. W kolejnych latach konstruowano odpowiednie akty prawne, które teoretycznie obejmowały sabotażystów, dywersantów, wrogów państwa, ale faktycznie dotyczyły opozycji. Opozycja to nie tylko lata 80-te. Impulsem był już rok 1956. Potem rok 1968, 1970… Władze szykowały się do rozwiązań siłowych. Opisuję wszystkie działania, począwszy od przygotowań poprzez akcję „Jodła”, podczas której internowano opozycjonistów, poprzez umieszczanie w ośrodkach odosobnienia, ich funkcjonowanie, czyli organizowanie życia opozycyjnego nawet wewnątrz zakładów karnych, powstawanie zespołów, uniwersytetów internowanych. Pojawia się szereg aspektów, w tym także pomoc, jaką otrzymywali internowani. Z czasem warunki poprawiały się. Często bywało, że dostawali tak dużo paczek od Kościoła i instytucji charytatywnych, że pomagali rodzinom na zewnątrz. Bardzo cenne jest dla mnie to, że jednym z moich rozmówców był kardynał Henryk Gulbinowicz, niezwykły człowiek, niesamowita postać w historii nie tylko Kościoła, ale także Polski. Był niezwykle ważny w tym ruchu niesienia pomocy internowanym.
– Czy internowani doznawali przemocy?
– W zakładach karnych, gdzie umieszczano internowanych, siłą rzeczy główne funkcje sprawowali funkcjonariusze służby więziennej, ale to nie oni byli najgorzej postrzegani, a funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, którzy urzędowali w każdym ośrodku. To oni generalnie wywoływali te najgorsze uczucia i doznania internowanych, posługiwali się różnymi chwytami i sposobami, by zwerbować, złamać, „zachęcać” do wyjazdu za granicę, a tak naprawdę robić wszystko, by pozbyć się wroga-opozycjonisty.
– Na końcu książki rzecz bardzo ciekawa – obszerny aneks. Co zawiera?
– To są nawet dwa aneksy. Pierwszy zawiera spis ośrodków odosobnienia funkcjonujących w całej Polsce w stanie wojennym. To pierwszy taki spis w historii wydawnictw historycznych poświęconych temu okresowi. Nawet prof. Marek Żukowski, który opisywał ośrodki internowania, wiele ośrodków pominął. Tutaj na podstawie sprawozdań, które były wysyłane każdego dnia do Warszawy, zebrałem wszystkie, jakie funkcjonowały. To 57 jednostek penitencjarnych podległych Centralnemu Zarządowi Zakładów Karnych, a także ośrodki spoza więziennictwa, tzw. złote klatki. Natomiast drugi aneks zawiera spis internowanych, zwalnianych z ośrodków odosobnienia podległych Okręgowemu Zarządowi Zakładów Karnych we Wrocławiu. Spis został sporządzony wg chronologii zwolnień w poszczególnych ośrodkach. Lista zawiera 1918 nazwisk, ale to oczywiście nie wszyscy internowani. Część osób trafiała do ośrodków w innych częściach Polski i stamtąd była zwalniania.
– Gdzie i jak długo pozyskiwał pan tak szczegółowe informacje?
– Książka jest pokłosiem mojej pracy doktorskiej. Zbieranie materiałów i pisanie trwało ponad 4 lata, skończyło się obroną w czerwcu 2013 roku. Później dokonywałem uzupełnień o kolejne materiały według wskazań recenzentów. Podstawą była praca archiwalna, przede wszystkim w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Natomiast akta internowanych, dokumenty komend wojewódzkich MO znajdowały się już w oddziale wrocławskim IPN. Oczywiście odwiedzałem także archiwa państwowe w Legnicy, we Wrocławiu. Nieocenione okazały się zasoby Zakładu im. Ossolińskich, m.in. pamiętniki Lothara Herbsta z okresu internowania. Korzystałem również z akt Komitetu Prymasowskiego Pomocy Osobom Represjonowanym i Internowanym. Zgodę na to musiało wydać aż czterech dostojników kościelnych, w tym dwóch biskupów.
– Tytaniczna praca. Skąd pomysł na tak wymagający temat?
– Odpowiedź jest prosta – z zamiłowania do historii. Zajmuję się badaniami nad historią najnowszą, a ze względu na miejsce pracy w Areszcie Śledczym w Świdnicy interesuje mnie historia więziennictwa. Padły dwa tematy, nad którymi się zastanawiałem w kontekście pracy doktorskiej. Jednym z nich była historia więziennictwa na Dolnym Śląsku, ale on wymagał znacznie więcej pracy ze względu na dokumenty w języku niemieckim. Mimo wszystko temat dotyczący internowanych był prostszy, a dostęp do materiałów dobry.
– I jeszcze jedno. Czy w pana książce pojawiają się świdniccy opozycjoniści?
– Tak, oczywiście! Internowanym ze Świdnicy poświęciłem artykuł napisany do Rocznika Świdnickiego. W książce wykorzystałem informacje od kilku rozmówców, m.in. pana Janusza Bilińskiego, który ma sporo dokumentów. Jego zdjęcie z ośrodka w Grodkowie znalazło się w książce.
– Czy jest to już dzieło pełne, skończone? Czy rodzi się w panu potrzeba, by opracować dodatkowe wątki?
-Myślę, że temat wyczerpałem, a i sam czuję się wyczerpany. Szukam nowych wątków, nowych historii. Uważam, że jest to dzieło możliwie pełne i wyczerpujące.
– Dziękuję za rozmowę.
***
Opracowanie historyczne „Internowani na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie” będzie można kupić w siedzibie IPN Wrocław, a także poprzez stronę internetową instytutu.
***
Doktor Bartłomiej Perlak w 2016 roku dołączył do grona osób, które wsparły wystawę „Świdnica 13.12.81”, przygotowaną przez portal Swidnica24.pl, we współpracy ze Świdnickim Ośrodkiem Kultury (więcej czytaj TU). Na prezentowaną w 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego ekspozycję złożył się reportaż, nakręcony w świdnickim Areszcie Śledczym z udziałem świdnickich opozycjonistów.
Nagranie zrealizował Mariusz Ordyniec: