Nikt, kto sam nie doświadczył wojny, nie ma prawa oceniać uchodźców. Każdy ma wpływ na to, czy na świecie będzie dominowało zło czy dobro. – Zbawiajmy ten świat po kawałku, teraz, bo jutro już będzie za późno – brawa, ale i ostra dyskusja towarzyszyły spotkaniu świdniczan z Szymonem Hołownią. Publicysta, pisarz, prezenter telewizyjny i społecznik przyjechał na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Szerokiej publiczności znany jest przede wszystkim jako partner bardzo wysokiego Marcina Prokopa z TVN-owskiego programu „Mam talent”. – O, jaki pan wysoki, a ja myślałem, że jest pan bardzo niski – śmiał się, przywołując komentarze widzów ze spotkań autorskich. Mimo swoich 188 cm wzrostu po występach z liczącym 205 cm Prokopem dla wielu pozostał „kurduplem”, co nie jest dla niego żadnym problemem. Tak jak problemem nie są ludzie, którzy krytykują jego poglądy czy stanowiska. – To ich problem, nie mój – podkreślał, mówiąc o „trudnych bliźnich”, którzy za wszelką cenę chcą narzucać innym swój światopogląd.
Ewangelia to nie bar sałatkowy
-Dla mnie fundamentem jest Ewangelia i nie znoszę manipulacji, jakich dokonuje wiele osób. A to nie jest bar sałatkowy, z którego można sobie dowolnie wybierać, tak jak choćby w kwestii uchodźców. „Jestem chrześcijaninem, ale…” Bądźcie uczciwi – weźmy ten kęs uchodźców! Teraz rozmawiamy o 50-100 osobach, starcach, kobietach i dzieciach z korytarza humanitarnego. O tych ludzi apeluje papież! Uchodźcy to są ludzie, do jasnej cholery, tu nie ma miejsca na dyskusję. Jezus mówił „Byłem przybyszem, a wy mnie przyjęliście” – mówił z mocą. Ostrą wymianę zdań wywołała jedna z uczestniczek spotkania, która przyznała wprawdzie, że osoby uciekające przed wojną trzeba przyjąć, ale problemem jest kwestia młodych mężczyzn, którzy masowo docierają do Europy. – Czy oni nie powinni wrócić i walczyć w swoim kraju? – dopytywała. – Ten, kto nie doświadczył bomb spadających na swój dom, komu nie umierały na rękach dzieci, komu nie groził głód, śmierć i tortury, nie ma prawa oceniać uchodźców. Ja nie mam takiego prawa. Miłosierdzie nie stawia warunków – mówił Hołownia. Dodawał, że wszyscy ci, którzy manipulują ludźmi, strasząc ich uchodźcami, powinni pojechać do Lampedusy. – Powinni wyciągać z morza zwłoki kobiet w trakcie akcji porodowej, całych rodzin, dzieci. Na Lampedusie to codzienność.
Płacz dziecka nie ma koloru skóry
Na hejterów ma dwa sposoby, albo blokuje, albo stara się rozmawiać. – Jestem przekonany, że ludzie w realu są znacznie lepsi niż w sieci, zwłaszcza, że w internecie coraz mniej jest prawdziwych osób. Dominują fałszywe konta, zakładane przez partie polityczne i wszelkie ugrupowania. Są tworzone tylko po to, by powtarzać nieprawdziwe informacje i manipulować ludźmi – mówił Hołownia. O hejt został zapytany przy okazji dobroczynności, w jaką zaangażował się w kilku krajach Afryki. – Oskarżeń o to, że pomagam afrykańskim dzieciom zamiast polskim jest jednak naprawdę bardzo mało, ale zapewniam, że ta pomoc, kierowana do Afryki niczego polskim dzieciom nie odbiera. W Polsce jest niedożywienie, ale tam panuje głód. I to nie jest to, co widzimy często w telewizji – dzieci szkielety. Najgorszy głód jest wtedy, gdy pojawia się kwasiorka. Dzieci puchną, a gdy dotknie się ich skóry, ta się zapada. Towarzyszy temu niewyobrażalny ból. Zapewniam was, że dzieci wszędzie płaczą tak samo. Płacz i cierpienie nie mają koloru skóry.
Od 4 lat Szymon Hołownia prowadzi dwie fundacje, Kasisi i Dobrą Fabrykę. Ta pierwsza wspiera dom dziecka w Zambii, druga prowadzi kilka projektów – szpital w Kongo, wioskę trędowatych w Togo, a także hospicjum, ośrodek dożywiania, żłobek, szkołę zawodową dla dziewcząt. W Kasisi, gdzie polskie misjonarki od wielu lat opiekują się dziećmi porzuconymi i ciężko chorymi, jest w tej chwili 250 podopiecznych. Szymon Hołownia dobroczynnym akcjom nadał zupełnie nową jakość. Pomaganiu towarzyszy radość, nie trzeba też ani wielkiego wysiłku, ani wielkich pieniędzy. Można brać udział w akcji „Piątki na piątki”, deklarując cotygodniowy przelew w wysokości 5 zł. Można robić zakupy w „Rozpieszczalniku” lub w spiżarni, kupować on-line konkretny lek lub wspierać konkretną osobę. – Kiedy trafiłem do Afryki, do Rwandy, pierwszą potrzebą było opisanie tego wszystkiego, co zobaczyłem. Ludzi, którzy w kolejnym już pokoleniu nie mogą pozbierać się po rzeziach, głód, wyzysk, starców umierających na klepiskach, gnijących za życia. Mogłem napisać, ale stwierdziłem, że trzeba coś zrobić. Nie zbawimy całego świata, ale możemy pomóc choćby jednej osobie. Zbawiajmy ten świat po kawałku! Pan Bóg tego nie spieprzył, my to zrobiliśmy, więc tylko my możemy to naprawić – zachęcał.
Po spotkaniu do gościa ustawiła się długa kolejka po autografy. Uczestnicy chętnie kupowali książki Szymona Hołowni, które nie są tylko ciekawą lekturą. Każda ma wartość cegiełki, a dochód trafia do Dobrej Fabryki.
Gospodarze spotkania zapowiedzieli, że w Miejskiej Bibliotece Publicznej można się spodziewać kolejnych gości, a będą wśród nich m.in. autorka kryminałów Katarzyna Puzyńska i literaturoznawca profesor Stefan Chwin.
/asz/
Zdjęcia Artur Ciachowski
Zajrzyj! Może dołączysz?