W ostatnim tygodniu przed świętami przychodzi pewne rozluźnienie w zawodowych obowiązkach i to zdecydowanie mi nie sprzyja. Bo gdy pojawiają się rezerwy czasowe, zwykle zagospodarowuję je na pewne podsumowania i przemyślenia, i mam z tego tytułu same kłopoty. W mojej głowie zaczynają się piętrzyć plany na przyszły rok, nowe pomysły, na które zabrakło czasu i sił, a to z kolei sugeruje, że zmarnotrawiłam kolejny dobry rok. Pojawiają się też silne postanowienia. Właśnie… A gdybym je tak dla odmiany spełniła, to by się dopiero postanowienia zdziwiły!
Brak determinacji w realizacji zamierzeń weszło mi w krew jakiś czas temu i nic nie wskazuje na to, aby praktyka miała się zmienić. Jednak brak sukcesów w tym zakresie wcale mnie nie zniechęca. Wręcz przeciwnie. Co roku tworzę dłuższą kolejkę rzeczy do spełnienia, a myśli w stylu: „jak to ja im wszystkim w tym roku pokażę” rozrastają się bujnie, jak pelargonie na balkonie mojej mamy.
W nadchodzącym roku postanawiam więc mniej pracować, ale uzyskiwać z tego tytułu większy zysk i satysfakcję. Tak to sobie wymyśliłam… Trzeba więc będzie trochę zmienić sklepowy repertuar. Mniej będę chałturzyć, a więcej zrobię rzeczy, w które włożę kawał serca. Na bieżąco będę odpowiadać na zapytania i zainteresowanie klientów, bo w tym roku uciekło mi sporo tematów przez zmęczenie, brak systematyczności i inne zaniedbania. Nie będę się ciskać, gdy poczuję, że ktoś mnie tylko prowokuje. Nie będę nikogo do niczego przekonywać. Pozwolę, żeby sam nabrał przekonania, że ma być po mojej myśli. Perswazje zamienię na sugestie, a zażyłe dyskusje na łagodne rozmowy. Taki mam plan. Zastanawiam się, czy z tego planu można wyłączyć Oliśkę, bo z nią postępowanie po dobroci mi wychodzi raczej marnie.
Przyjemności ze snucia planów nie popsuje mi nawet wieloletnie doświadczenie mówiące o tym, że zawsze, ale to zawsze moje zamierzenia płoną na panewce. Że zanim minie pierwsza dekada stycznia, już rzeczywistość pokazuje mi, gdzie mam sobie te plany ułożyć. Że doby jednak nie da się wydłużyć, a kosztów obniżać w nieskończoność.
Póki więc nie odkorkujemy noworocznego szampana, mogę sobie pofolgować – jak to było na wyjściu tego wpisu – o wyrobach, którym dam kawałek swojego mięśnia sercowego i które staną się moim firmowym znakiem. Wyrobach, które będą o mnie mówić w samych superlatywach. Więc póki co, niech się dzieje…
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl