Strona główna Magazyn Turystyka Małki w podróży: Wyprawa do… seminarium

Małki w podróży: Wyprawa do… seminarium

0
Pomysł odwiedzenia Gościkowa i mieszczącego się w nim pocysterskiego opactwa Paradyż zrodził się w naszych głowach dość spontanicznie w trakcie przeglądania przewodnika po Pojezierzu Lubuskim i jak to bywa w takich wypadkach okazał się strzałem w dziesiątkę. Zmierzając do tej niewielkiej wsi położonej przy starej DK nr 3 pomiędzy Świebodzinem i Międzyrzeczem nie przypuszczaliśmy, że będzie to jedna z najciekawszych i najmilej przez nas wspominanych podróży podczas całego wrześniowego wyjazdu. Byliśmy totalnie zaskoczeni i zauroczeni niezwykłą urodą całego kompleksu, a także brakiem tłumów turystów, które zazwyczaj towarzyszą takim miejscom. Tworząc ten wpis chcielibyśmy Was gorąco zachęcić do tego, byście dali szansę Paradyżowi i wpadli tu chociaż na godzinkę lub dwie, bo z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że naprawdę warto.

Paradyż

Jadąc do Gościkowa byliśmy ogromnie ciekawi tego, co zastaniemy na miejscu. Owszem przewodniki i informacje znalezione dzień wcześniej w Internecie jednoznacznie wskazywały, że to jedna z najważniejszych i zarazem najpiękniejszych atrakcji turystycznych województwa ale jakoś zawsze pozostawała ta niepewność. Przede wszystkim nie wiedzieliśmy czy w ogóle uda nam się zwiedzić dawny kompleks klasztorny. W końcu od dłuższego czasu mieści się w nim seminarium duchowne, a z doświadczenia wiemy, że takie instytucje nie zawsze chcą, z wiadomych i zrozumiałych względów, otwierać się na gości z zewnątrz. Osoby przygotowujące się do posługi kapłańskiej powinny mieć przecież odpowiednie warunki do tego by w ciszy i spokoju oddawać się modlitwie i nauce, a tłumy turystów na pewno im tego nie zapewnią, a wręcz przeciwnie.

Paradyż – widok z parkingu
Pierwszą rzeczą, która rzuciła nam się w oczy po przybyciu do Gościkowa był ogromny rozmiar dawnego opactwa cysterskiego. Odczucie to dodatkowo potęgowała niska, wiejska zabudowa samej miejscowości. Czegoś aż tak dużego się nie spodziewaliśmy i to nawet mimo faktu, że wcześniej udało nam się w sieci przejrzeć dość sporo zdjęć zamieszczonych przez innych odwiedzających Paradyż. Gdy już oswoiliśmy się ze skalą kompleksu i zaczęliśmy rozglądać dookoła dopiero dotarło do nas, że jesteśmy tu praktycznie sami. Ani jednego mieszkańca na horyzoncie, a na parkingu, oprócz naszego Stilusia, tylko jeszcze jeden samochód. Od razu w głowach pojawił się czarny scenariusz i myśl, że dzisiaj zamknięte i nici ze zwiedzania. Przecież inne tej klasy zabytki, kolokwialnie rzecz ujmując, pękają w szwach od turystów, a tu „tylko”…cisza i spokój. Nadzieję dawał jedynie autokar stojący nieopodal, który sprawiał wrażenie oczekującego na jakąś wycieczkę.

Paradyż – Przed wejściem do klasztoru.

Gdy obeszliśmy i obfotografowaliśmy całe seminarium z zewnątrz postanowiliśmy odnaleźć jakąś kasę biletową lub miejsce gdzie ktoś chociaż udzieli nam konkretnych informacji. Tuż obok głównej bramy prowadzącej do kompleksu wypatrzyliśmy kawiarnię oraz niewielki sklep z pamiątkami i dewocjonaliami. To tam skierowaliśmy nasze kroki. Na szczęście był otwarty, a od sprzedającego w nim kleryka dowiedzieliśmy się, że jak najbardziej dzisiaj możemy zwiedzić Paradyż tylko musimy poczekać 20 minut „aż ksiądz Michał, który będzie naszym przewodnikiem, wróci z wcześniejszą grupą”. Jednak przeczucia co do autokaru nas nie myliły 🙂 Kolejne zaskoczenie przyszło po chwili, gdy okazało się, że oprowadzanie jest całkowicie bezpłatne. Owszem przy sklepiku znajdowała się skarbona, do której można było wrzucić ofiarę, przeznaczaną później na działalność seminarium ale po pierwsze nikt przy niej nie stał i nie pilnował czy oby na pewno to uczyniliśmy, a po drugie nawet gdybyśmy tego nie zrobili to też nikt by nie robił nam wyrzutów. Jesteśmy o tym przekonani w stu procentach, choć akurat, nieskromnie mówiąc, należymy do osób, które zdają sobie doskonale sprawę jak ważne są nawet drobne datki aby utrzymać tak ogromny i cenny zabytek dlatego zawsze ofiarujemy mniej więcej tyle ile z doświadczenia wydalibyśmy na wejściówkę w podobnym, płatnym „z urzędu” miejscu.

Na barana tym razem u mamy 🙂

Oczekiwanie na przewodnika, o których mówił nam wcześniej kleryk ze sklepu, nieco się wydłużyło ale i tak czas zleciał bardzo szybko pomiędzy wypisywaniem kartek pocztowych (tradycyjnie wysyłamy je do znajomych i rodziny), a gonieniem za Madzią, która nabrała ochoty na zabawę i popisy taneczne. W międzyczasie do naszej trójki dołączyła jeszcze jedna para i w tym kameralnym gronie mogliśmy wreszcie wyruszyć na zwiedzanie dawnego opactwa. Przyzwyczajeni do tłumu turystów tym razem czuliśmy się trochę jak VIP-y, dla których zorganizowano na koszt firmy wycieczkę. Największym plusem całej tej sytuacji była jednak możliwość swobodnego zadawania pytań – oj wielu pytań 🙂

Paradyż – Wielki Wirydarz (ob. dziedziniec seminarium duchownego).

Przejście zaplanowanej trasy z przewodnikiem zajęło nam około godziny, a jej głównym punktem było zwiedzanie kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Zanim jednak dotarliśmy do świątyni mogliśmy zapoznać się z burzliwą, pełną wzlotów i upadków, prawie 800-letnią historią Paradyża. Dowiedzieliśmy się także co nieco o fundatorze, czyli wojewodzie wielkopolskim Mikołaju Broniszu oraz o genezie samej nazwy klasztoru, pochodzącej od spolszczonego Paradisus Matris Dei czyli Raj Matki Boskiej. W tym wszystkim nie zapomniano także o bieżącej roli jaką od 1952 roku spełnia to miejsce. To właśnie w tym roku przeniesiono doń z Gorzowa Wielkopolskiego siedzibę Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej. Dane nam było więc posłuchać o zwyczajach i typowym dniu alumnów przygotowujących się tu do posługi kapłańskiej oraz ich wkładzie w odbudowę zabytku, mocno zrujnowanego w trakcie II Wojny Światowej. Osoby zainteresowane zgłębieniem tej wiedzy odsyłamy do oficjalnej strony Paradyża, którą znajdziecie TUTAJ.

Paradyż – Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny

Jak już wspominaliśmy wcześniej zdecydowanie najwięcej czasu podczas oprowadzania po Paradyżu poświęca się zwiedzaniu kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, który powstał w tym miejscu już w XIII wieku, wkrótce po tym jak do Gościkowa przybyli pierwsi mnisi. Z zachowanych ksiąg wynika jednoznacznie, że za pewną datę ukończenia budowy należy uznawać rok 1288. Niestety przez kolejne stulecia obiekt wielokrotnie trawiły pożary, więc dziś z pierwotnej konstrukcji zostało już bardzo niewiele. Obecny kształt świątynia zawdzięcza gruntownej przebudowie jaka miała miejsce w XVIII wieku z okazji obchodów 500-lecia klasztoru. Wtedy to nadano jej typowy dla epoki barokowy wystrój, który w praktycznie niezmienionej formie przetrwał do czasów współczesnych.

Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Empora organowa XVIII w.
Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Ambona z XVIII w.
Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Stalle przy ołtarzu głównym

Czy wnętrze kościoła zrobiło na nas wielkie wrażenie? Raczej nie. Zwłaszcza po czerwcowym wyjeździe na Maltę, gdzie zachwycaliśmy się kipiącymi od bogactwa katedrami i kaplicami pozostawionymi przez Joannitów. Tu ściany pozbawione były tak lubianych przez nas fresków czy też przyciągających wzrok detali. Za to zwróciliśmy uwagę na coś innego. W odróżnieniu od wielu innych świątyń, w jakich mieliśmy okazję bywać w trakcie wojaży, w tej z Paradyża jest niezwykle jasno, co wynika z braku witraży w oknach. Bez problemu mogliśmy cykać zdjęcia dobrej jakości nie używając nawet flesza. To, że nie było efektu wow nie oznacza oczywiście, że sam kościół nam się nie podobał. Wręcz przeciwnie. Miał, jak to nazywamy, swoje smaczki w postaci pięknie odrestaurowanych kaplic bocznych (z Kaplicą św. Krzyża na czele), organów, ambony czy też stalli przy Ołtarzu Głównym. Niestety ten ostatni jest aktualnie w remoncie, więc musieliśmy się zadowolić jedynie widokiem fragmentów prześwitujących pomiędzy drewnianymi szalunkami, a szkoda bo na zdjęciach znalezionych w Internecie prezentuje się on zjawiskowo.

Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Odtworzone fragmenty polichromii pochodzące z kolejnych stylów architektonicznych.
Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Zachowane średniowieczne polichromie.
Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – Ściana ambitu prezentująca kolejne zmiany jakie zachodziły w świątyni.

Zazwyczaj następnym etapem oprowadzania zaraz po zwiedzeniu Kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny jest wizyta w niedużym muzeum. Zgromadzono w nim pamiątki będące pozostałością po bytności cystersów w tym miejscu m.in. stare księgi, monstrancje czy szaty liturgiczne, a także kolekcję obrazów. Niestety ze względu na awarię oświetlenia, która pechowo miała miejsce akurat w dniu naszego przyjazdu do Gościkowa, tym razem musieliśmy się obejść smakiem. Chociaż z drugiej strony mamy kolejny (po ołtarzu głównym) powód by zawitać do Paradyża kolejny raz, co zresztą chętnie uczynimy, jak tylko nadarzy się ku temu okazja.

Paradyż – Ogrody przyklasztorne
Paradyż – Ogrody przyklasztorne

Naszą wędrówkę po dawnym, cysterskim opactwie zakończyliśmy krótkim spacerem po ogrodach przyklasztornych. Obecnie znajduje się w nich chociażby niewielki sad, staw z urokliwym mostkiem oraz boisko piłkarskie wykorzystywane przez kleryków Wyższego Seminarium Duchownego. Z tej części zwiedzania najbardziej ucieszyła się Madzia, która widząc jabłka rosnące na drzewach posadzonych wzdłuż starannie utrzymanych, brukowanych alejek wprost nie mogła się im oprzeć. Oczywiście dopięła swego i już chwilę później zajadała się cierpkim (nic nie poradzimy, że nasze dziecko lubi kwaśne rzeczy) owocem. A propos owoców to szkoda, że mimo podjętej kilka lat temu próby nie udało się przywrócić w Paradyżu tradycji uprawy winorośli i produkcji wina. Niestety zwyciężyły względy ekonomiczne.

Paradyż

Mamy nadzieję, że tym postem udało się Was przekonać do złożenia wizyty w Gościkowie. Na prawdę warto tu zaglądnąć chociażby urządzając sobie przerwę podczas drogi powrotnej z nad Morza Bałtyckiego (Opactwo jest doskonale widoczne z trasy ekspresowej S3), czy też w połączeniu ze zwiedzaniem Rezerwatu Nietoperek i Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, który znajduje się ledwie kilka kilometrów dalej. Na nas Paradyż zrobił ogromne wrażenie, zwłaszcza swoją wielkością oraz wyjątkową estetyką i dbałością o każdy detal w otoczeniu. Zdecydowanie zasługuje on na miano jednej z największych atrakcji województwa lubuskiego i z dumą może stawać w szranki z takimi tuzami jak Mużaków i Łagów. Kończąc wszystkich chętnych zapraszamy jeszcze na wirtualny spacer po tym miejscu, który znajdziecie TUTAJ.

Poprzedni artykułCzary Penelopy: Lazania verde
Następny artykułUhonorowani za dar życia [FOTO]