Strona główna 0_Slider Zwiedzamy hydroelektrownię w Lubachowie

Zwiedzamy hydroelektrownię w Lubachowie [FOTO]

3

Prawie stuletnia hydroelektrownia w Lubachowie jest jedną z atrakcji pierwszego dnia III Festiwalu Zabytków Techniki. Imprezę zorganizowało Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku. Rankiem, przed wejściem zgromadziło się kilkanaście osób, bo zwiedzanie odbywa się w niewielkich grupach, wpuszczanych co godzinę.

HYDROELEKTROWNIA W LUBACHOWIE - 12.08.2016 - (13)

Przekrój wiekowy zróżnicowany.  W gustownej czapeczce, bo sierpniowy poranek bardzo chłodny, stoi 6-letni Kacper, który przyjechał ze Świdnicy z mamą i z dziadkami. Nieopodal pan Tomasz – lekarz z Jaworzyny, którego interesują zdobycze techniczne sprzed lat, ale również kolejnictwo, jak na mieszkańca Jaworzyny przystało, oraz lotnictwo. Widział wiele muzeów w kraju i za granicą,  teraz przyszła pora na obiekt w Lubachowie.

W drzwiach wita nas pracownik hydroelektrowni – Marek Adamczyk, który zaczyna opowiadać o historii obiektu. Pomysł budowy elektrowni powstał pod koniec XIX wieku, gdy ten rejon był regularnie zalewany przez wodę. Prace ruszyły w 1912 roku i trwały przez pięć lat.

Potem zaprasza nas do środka i pokazuje tablice, na której oprawione w ramki wiszą przedwojenne zdjęcia, wszystko wygląda tak, jakby czas stanął w miejscu. Po krętych schodkach idziemy na górę. Hala maszyn robi imponujące wrażenie – na podłodze stoją ustawione rzędem duże stalowe obiekty przypominające kształtem ślimacze domki. I ta cisza – rzecz niespotykana w hydroelektrowni, bo jak wyjaśnił Marek Adamczyk, w czasie pracy turbin hałas osiąga 120 decybeli, czyli jest porównywalny do huku startującego samolotu.

Piętro wyżej w dyżurce znieruchomiałe wskaźniki, amperomierze i rząd kolorowych nie zapalanych od dziesiątków lat lampek kontrolnych. A wszystko wyłożone eleganckim szarym marmurem. Ten kokpit wyglądem przypomina bardziej ekskluzywną kuchnię XXI wieku niż stuletni pulpit sterowniczy. Marmurowe blaty i ściany nie były jednak kaprysem ekscentrycznego architekta, lecz jak wyjaśnił pracownik elektrowni – wymogiem bezpieczeństwa, bo marmur, którego pod dostatkiem jest w strzegomskich kamieniołomach, nie przewodzi prądu.

Hydroelektrownia nadal działa, choć jej moc jest niezbyt wielka, bo osiąga zaledwie 1,2 megawata, a dla porównania taka elektrownia Turoszów produkuje 500 megawatów. Nie jest to jednak ciągła praca, gdyż wszystko zależy od poziomu wody w największym na Dolnym Śląsku sztucznym zbiorniku wodnym. Latem, kiedy tak jak w tym roku, panuje susza – maszyny stoją. Ruszają dopiero jesienią i wiosną, gdy nadchodzi czas intensywnych opadów lub roztopów.

Po wyjściu z budynku zupełnie innym wzrokiem patrzy się na zadbany, ale nierobiący szczególnego wrażenia gmach, który wygląda jak dawny dom mieszkalny. A przejeżdżający obok w poszukiwaniu wrażeń turyści nie spodziewają się, że w jego wnętrzu turbiny czekają na deszcz.

Szczegółowy program III Festiwalu Zabytków Techniki można znaleźć tutaj.

/red.; foto A. Pawłowska/

Poprzedni artykułRozśpiewany i kolorowy Strzegom
Następny artykułZ mamą i tatą odkrywam Świdnicę