Na Rynku replika Fokkera, dwaj przystojni mężczyźni podobni do Richthofena, w sklepach z pamiątkami pilotki, samolociki i pościel w śmigła, w parku olbrzymi plac zabaw z atrybutami lotniczymi. – Czas przestać pytać „czy”, ale zacząć – „jak” wykorzystać legendę niemieckiego lotnika Manfreda von Richthofena – apelowała zdecydowana większość uczestników kilkugodzinnej debaty poświęconej Czerwonemu Baronowi w roli produktu marketingowego Świdnicy. Na „nie” był tylko radny powiatowy Robert Garstecki. Co zrobią władze Świdnicy?
Zdjęcie pochodzi z prezentacji Sylwii Osojcy-Kozłowskiej.
Na zaproszenie Sylwii Osojcy-Kozłowskiej i prowadzonej przez nią Fundacji Symbioza odpowiedziało kilkadziesiąt osób – historyków, społeczników, przedsiębiorców. Obecna była prezydent Beata Moskal-Słaniewska z zastępcą Szymonem Chojnowskim oraz czwórka radnych miejskich. Mieszkańców można było policzyć na palcach jednej ręki, choć wcześniej portale społecznościowe temat Richthofena rozgrzewał do czerwoności. A działo się tak za sprawą radnego Dariusza Sieńko, który nazwał asa niemieckiego lotnictwa sadystą i zbrodniarzem. – Spotykamy się po to, by rozmawiać o Czerwonym Baronie w kontekście produktu marketingowego. Nikt nie chce mu stawiać pomników -zastrzegła Sylwia Osojca-Kozłowska. W prezentacji podała dziesiątki przykładów wykorzystania legendy asa przestworzy, który zasłynął przede wszystkim charakterystycznym czerwonym samolotem. Jak stwierdził Maciej Czajka, specjalista ds. marketingu, Richthofen był pierwszym marketingowcem w historii wojskowości, który stworzył rozpoznawalny na całym świecie produkt, a przy tym wcale nie był wśród lotników najlepszy.
Ten produkt – czerwony Fokker – cieszy się niesłabnącą sławą na całym świecie, a szczególnie upodobali go sobie Amerykanie, Australijczycy i Anglicy. W USA stał się ikona pop kultury – powstały klocki dla dzieci, film ze słynnym Snoopim, łóżeczka dla maluchów, samochody, wesołe miasteczka. W Australii niezwykle popularne są loty replikami Fokkera, połączone z akrobacjami w powietrzu. Cały świat na tej legendzie robi biznes. – Oprócz Świdnicy – z żalem przyznawali uczestnicy piątkowej debaty. W Świdnicy trwa nieustanna dyskusja o kontekście historycznym. Manfred von Richthofen był Niemcem i zabijał „naszych” – taki obraz pokutuje w wyobraźni tych, którzy w ogóle wiedzą o jego istnieniu (wielu świdniczan nie ma o nim pojęcia). – To bzdury – oponował historyk Sobiesław Nowotny. – Zbrodnią były rzezie na milionach żołnierzy w wojnie pozycyjnej pod Verdun czy nad Marną. Richthofen walczył honorowo, jako pilot i strzelec miał identyczne szanse jak jego przeciwnicy. Tłumaczyłem jego autobiografię i wiem, ze niepochlebnie wyrażał się o tychże przeciwnikach. Był arogancki, to na pewno! Ale równie aroganccy dla wrogów byli Francuzi czy Niemcy. Natomiast nie był zbrodniarzem. Po prostu był żołnierzem.
– Na pewno jednak nie jest dobrym wzorcem do patriotycznego wychowania młodzieży – oponował ostro radny Robert Garstecki, jedyny przeciwnik pomysłu wykorzystania w celach marketingowych legendy Niemca. – W takich chwilach wyłazi z nas polska małość – denerwowała się Róża Stolarczyk ze Świebodzic, zaangażowana w promowanie wybitnych mieszkańców swojego miasta – poligloty Krebsa i zegarmistrza Beckera. – Nie umiemy zaakceptować, że żyjemy w miastach, które mają przede wszystkim niemiecką historię. Dlaczego wciąż nie umiemy z wielokulturowej tradycji czerpać pełnymi garściami?
– Doskonale znam te dylematy, przerabialiśmy je przez kilka ostatnich lat – dodała Sylwia Toporkiewicz, właścicielka hotelu Red Baron, jedynego miejsca w Świdnicy, które stara się wykorzystać legendę lotnika. – Decyzje o nazwie konsultowaliśmy z wieloma specjalistami, bojąc się negatywnych opinii i porażki. Okazało się, że nasi goście – a są nimi w 80% obcokrajowcy – są zachwyceni. Wciąż mam w pamięci widok Rudolfa Giulianiego, słynnego burmistrza Nowego Jorku, który ze swoim ochroniarzem urządził w sali restauracyjnej mini pokaz lotów malutkimi Fokkerami, które dostali od nas w prezencie. Bawili się jak dzieci!
Czy Czerwony Baron może stać się dla Świdnicy żyłą złota? Wątpliwości miał historyk Stanisław Kotełko. – Nie mamy praktycznie nic do zaoferowania. Dom rodziny Richthofenów (przy ulicy Sikorskiego 19, przyp. red.) zamieszkują prywatne osoby. Muzeum Richthofena, które istniało tam od lat 20-tych XX wieku, zostało po II wojnie doszczętnie zniszczone. Mauzoleum w parku przy ul Sikorskiego praktycznie nie istnieje. Co zaoferujemy turystom?
Maciej Czajka przekonywał, że stworzenie produktów to nie jest największy problem. – Wyobraźmy sobie replikę Fokkera na Rynku, do tego samochód z epoki i dwóch młodzieńców wystylizowanych na Richthofena. Każdy będzie chciał zrobić sobie zdjęcie! – wyliczał dodając, że to tylko przykłady. – Replika Fokkera, którą stworzyliśmy w naszym muzeum z inicjatywy Jurka Gaszyńskiego (orędownika przywrócenia pamięci o Richtchofenie, autora tablicy pamiątkowej w ogrodzie przy dawnym domu lotnika, przyp. red.), cieszy się ogromną popularnością. W tej chwili jest w objeździe jednostek lotniczych. Stoi w Krzesinach koło F16 i piloci tłumnie robią sobie przy naszym samolocie zdjęcia. We wrześniu wraca do Witoszowa i już zostanie tu na stałe, bo turyści stale o niego pytają – mówi Stanisław Gabryś, właściciel Muzeum Broni i Militariów. Stanisław Sawicki, reprezentujący dwa świdnickie stowarzyszenia modelarskie dodał, że nagroda w konkursie, organizowanym co dwa lata w Świdnicy, jest magnesem dla uczestników z całego świata. Powód jest prosty – to statuetka Czerwonego Barona.
Maciej Czajka zastrzegł, że Świdnica nie ma co liczyć na to, że Czerwonym Baronem przebije Kościół Pokoju wpisany na listę UNESCO, Złoty Pociąg czy wreszcie Zamek Książ. – Międzynarodowego turysty nie przyciągniemy, ale lokalnego, jak najbardziej – przekonywał Wg przytoczonych badań, milion mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny to tzw. turyści weekendowi, szukający atrakcji niedaleko miejsca zamieszkania. – A tworząc nowy produkt, trzeba pamiętać o rodzinach z dziećmi – dodał Piotr Tomaszewski, mieszkaniec Świdnicy.
Debata trwała trzy godziny. Zakończyła ją deklaracja radnego Wiesława Żurka, który przyszedł pełen wątpliwości, a zapowiedział, że jeśli propozycja podjęcia działań na rzecz wykorzystania w promocji miasta postaci Czerwonego Barona, on będzie za. Prezydent Świdnicy zadeklarowała z kolei, że wnioski z debaty wprowadzi w życie. A te są na razie luźne – wiadomo, że gremium, które spotkało się w sali narad USC jest za wykorzystaniem legendy lotnika do celów promocyjnych (poza nieprzekonanym Robertem Garsteckim), ale, jak zauważył jeden z mieszkańców, to nie świdniczanie mają decydujący wpływ na strategię turystyczną, a radni i władze miasta. Ruch po stronie rządzących.
/asz/
Manfred von Richthofen, as niemieckiego lotnictwa z czasów I wojny światowej, był związany ze Świdnicą, gdzie mieszkała jego rodzina. Nazywany „Czerwonym Baronem” od koloru swojego trójpłatowca Fokker lotnik zasłynął ze skuteczności. Przez rok odniósł 80 zwycięstw w walkach powietrznych. Pilot zginął 21 kwietnia 1918 roku nad przełęczą Morlantcourt. Zaraz po śmierci wówczas 25-letniego Richthofena w jego rodzinnej willi przy obecnej ulicy Sikorskiego w Świdnicy powstało muzeum, a w parku naprzeciwko – pomnik, którego pozostałości wciąż można zobaczyć.