Zaczyna się jak to zwykle w takich sytuacjach… zupełnie niewinnie. Powoli z półek sklepowych zaczynają znikać tkaniny w renifery i śnieżynki, a ponieważ świat nie lubi próżni, natychmiast w pustych miejscach moszczą się rozświetlone zielenie i migoczące pastele. Jeśli się tak dzieje również w Waszym otoczeniu, to znak, że coś się dzieje. Że już za chwileczkę, już za momencik w ślad za tą tkaninową tendencją zmieni się również aura, w nosie poczujemy zapach miękkiej ziemi i z radością powitamy wiadomość, że stada czarnych gawronów właśnie wzięły na azymut daleką Skandynawię.
Wiosna u progu. Czas, gdy będzie można znów wyjść na spacer bez szalika i spróbować przyłapać życie na gorącym uczynku. Kilka dni słońca wystarczy, aby zakwitły drzewa i kwiaty z taką intensywnością, jakby chciały oszaleć ze szczęścia. Takie przynajmniej są rokowania.
W oczekiwaniu na to rychłe wypełnienie się słodkich obietnic, przygotowuję się solidnie – mentalnie i surowcowo. Plan na wiosenny patchwork dojrzewał niemal od świątecznej przerwy. Wykonanie go trwało chyba krócej, niż układanie go w myślach. I dobrze. Końcowy efekt zupełnie mnie zadowolił. Mam nadzieję, że narzuta spodoba się również dziewczynce, z myślą o której powstała przy czynnym współudziale moich kotów. Obydwa mówią, że uwielbiają tę robotę.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl