Lawenda robi teraz u mnie karierę. Zawsze tak jest u progu wiosny, a potem jeszcze raz u progu jesieni, czyli zawsze wtedy, gdy zmieniamy garderobę z sezonu letniego na zimowy i odwrotnie. A wszystko to z powodu pewnej powszechnie obowiązującej opinii, że lawendowy aromat poskromi ochotę złośliwych moli na perforowanie naszych futer. Nie mam za bardzo możliwości zweryfikowania tego w praktyce, bo futer sympatią nie darzyłam nigdy. Nigdy też żadnego nie nabyłam. Mogę jednak powiedzieć śmiało, że lawenda pięknie pachnie, zlikwiduje zapach „starej szafy”, nie perfumując przy tym odzieży.
Ze względu na powyższe mam w swojej ofercie lawendowych wyrobów całkiem sporą gamę. Ostatnio pakowałam ją w różowe saszetki. Oliśka kręciła trochę nosem, że wybrałam właśnie taką tkaninę, bo odkąd przestała się kochać w księżniczkach Disneya, a przesiadła się na upiorne lalki w trumnach, wykształciła w sobie trudną do zrozumienia niechęć wobec tego koloru. I niechęć tę wyraźnie artykułuje, czego niestety nie mogę tutaj dowieść, bo słowa te uważane byłyby za powszechnie obelżywe. A podejrzewam, że organy ścigania na fakt znajomości takich zwrotów przez osobę nieletnią zaraz znalazłyby odpowiednie paragrafy. No i cały ten wątpliwy splendor spłynąłby z razu na mnie, bo niby skąd ona takie słowa zna, skoro mieszkamy tylko we dwie…
Ale wracając do tematu: Oliśka twierdzi, że róż przeważnie jest dla frajerów. Że jest depresyjny i odrealniony. Uwielbiają go tylko elfy i wróżki, czyli wszelkie istoty o fizjonomii mniej więcej zbliżonej do fizjonomii Olgierda Łukaszewicza, który – jak wiadomo – w większości filmów nałogowo oddawał się umieraniu. Wobec tego róż nie nastraja jej pozytywnie.
Mam nadzieję, że Oliśka się jednak myli i że kolorem tym wstrzelę się w jakiś procent kobiecych preferencji, bo wyśniła mi się pewna grafika, która wprawdzie z lawendą wiele wspólnego nie ma, za to ładna jest. I romantyczna. I pasuje do tej różowej tkaniny, na którą nie mam niestety żadnego innego pomysłu. A tu całość skomponowała mi się całkiem zmyślnie. Takiego jestem zdania i będę go bronić jak niepodległości. Ktoś w końcu musi w tym domu nosić spodnie!
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl