Na palcach można było policzyć mieszkańców osiedla Zarzecze, którzy przyszli dzisiaj protestować przeciwko nielegalnemu wysypisku śmieci przy ul. Kopernika. Na inicjatywę radnego Dariusza Sieńki licznie odpowiedziały natomiast władze miasta i powiatu, a całość zabezpieczało 10 policjantów i strażników miejskich.
– Mieszkańcy ciągle narzekają, ale jak przychodzi co do czego, to pani widzi – rozłożył ręce radny Sieńko i zadecydował, ze żadnego blokowania przejścia przez 45 minut nie będzie. Siedmioro mieszkańców w towarzystwie prezydent Świdnicy Beaty Moskal-Słaniewskiej, jej dwóch zastępców i starosty Piotra Fedorowicza raz przeszło przez jezdnię. – Kto nie zdążył zrobić zdjęcia, to trudno – skomentował inicjator protestu.
– Mimo naszych najlepszych chęci bez władz centralnych nic nie zrobimy. Monitujemy, spotykaliśmy się z wojewodą i wiceministrem ochrony środowiska. Robimy, co tylko można, ale samorządy w tym przypadku same nic nie zrobią ze względów prawnych – tłumaczyła garstce zebranych prezydent Świdnicy. – Padliśmy ofiarą oszustów i hochsztaplerów, a także fatalnych przepisów – dodał starosta. W tej chwili kończą się procedury administracyjne, związane z nakładaniem kolejnej kary w wysokości 50 tysięcy złotych na firmę Algodon, która łamiąc wszelkie pozwolenia zwiozła na wydzierżawioną przy Kopernika działkę tony odpadów. Ta firma przyjmuje pisma, ale oczywiście żadnych kar nie płaci ani nie odpowiada na wezwania do usunięcia odpadów. Jedynym realnym wyjściem jest wydanie postanowienia zastępczego. I to starosta jako reprezentant skarbu państwa byłby zobowiązany do wywiezienia odpadów. Tu musi być jednak decyzja o przyznaniu środków na ten cel z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, a najnowsze wyliczenia szacują koszt tej operacji na 4 miliony złotych. Nikt takich pieniędzy nie da, jeśli firma nadal będzie dzierżawiła ten teren. – Konieczne jest wywłaszczenie właściciela tego terenu. Zresztą sama działka jest obciążona ogromnymi zobowiązaniami finansowymi – dodaje Piotr Fedorowicz. – Ale to ogromne wyzwanie. Prawdę mówiąc, żadnej gwarancji na pozytywny finał całej tej sprawy nie ma. Najwięcej do powiedzenia mają tu władze państwa.
Jak dodała prezydent Świdnicy, miasto zrobiło, co mogło, by zapobiec niekontrolowanemu rozrostowi wysypiska. – Zamontowaliśmy monitoring, dzięki któremu udało się zatrzymać kilka osób, próbujących wyrzucać tu odpady. Teren jest pod obserwacją Straży Miejskiej – wylicza Beata Moskal-Słaniewska. Na wniosek radnych została także przeprowadzona deratyzacja w budynkach położonych w pobliżu wysypiska.
Szybkiego rozwiązania problemu wysypiska nie można się spodziewać.
/asz/
Przypomnijmy:
Sprawa nielegalnego składowiska ma już swoją historię. Miasto wspólnie z powiatem usiłowały nie dopuścić do jego utworzenia, jednak po pierwszej odmowie wydania zgody przez starostwo, firma zwróciła się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który nakazał wydanie decyzji. Firma Algodon, która jest właścicielem terenu, miała zgodnie z decyzją WSA w tym miejscu prowadzić selektywną zbiórkę nieszkodliwych odpadów, miało być wykonane zadaszenie i zabezpieczenie gruntu. Żadnych takich działań nie podjęto, co wykazała przeprowadzona kontrola WIOŚ. W efekcie starosta w październiku 2013 roku wydał zakaz dalszego składowania odpadów i nakazał ich wywóz. Do tego ostatniego polecenia właściciel nie zastosował się i sprawa trafiła do prokuratury a następnie do sądu. Niestety, sąd nie miał podstaw, by nakazać usunięcie odpadów, a jedynie nałożył na współwłaściciela grzywnę. Jednak – jak się okazało – Bogdan A. jest bezdomny, nie ma żadnych źródeł dochodu ani majątku. Co najwyżej może więc trafić na krótko do więzienia. To jednak w żaden sposób sprawy wysypiska nie rozwiąże, bo trudno się spodziewać, że taka osoba zrobi cokolwiek, by odpady wywieźć.
Sposobu szuka starostwo. To powiat mógłby ostatecznie zlikwidować wysypisko, ale pod wieloma warunkami. Pierwszym jest wyczerpanie procedur dotyczących wymuszenia działań przez właściciela. Starostwo nałożyło już dwie kary po 50 tysięcy złotych za niewykonanie decyzji starosty, ale musi nałożyć jeszcze jedną, by zamknąć proces administracyjny. Dopiero wówczas powiat może się zwrócić do wojewody o wydanie postanowienia zastępczego o przekazaniu obowiązku likwidacji wysypiska powiatowi. Warunek kolejny – muszą być na ten cel pieniądze z Narodowego lub Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Ile? Tego nie da się w tej chwili oszacować, bo nie wiadomo, ile śmieci zalega przy ul. Kopernika. Do rozpatrzenia będą dwa wyjścia – albo wywóz wszystkich odpadów, albo ich części i rekultywacja terenu. Do takich działań jednak bardzo daleka droga. W marcu podczas sesji Rady Miejskiej pomoc deklarował wojewoda Tomasz Smolarz, ale efektów nie widać żadnych.