Wszystko w naszym życiu dzieje się z jakiegoś powodu. Wierzę w to głęboko. To dodaje mi sił każdego dnia, od kiedy znalazłam się na nowym – znanym a jednak obcym i odległym lądzie. Działam, pracuję i mimo licznych tęsknot tłumaczę sobie, że widać tak miało być. Bolesne doświadczenia, rozczarowania, niesłuszne i krzywdzące pomówienia, brak zrozumienia- hartują i wzmacniają. Mają swój sens. W myśl zasady- „co nas nie zabije to nas wzmocni”.
Do poprawy nastroju potrzeba mi bardzo nie wiele. Rozmowa z przyjaciółką, która zawsze szczerze i obiektywnie wyrazi swoją opinię. Jeśli jestem w błędzie, powie mi to i nie oszczędzi mi uwag. Rozśmieszy mnie do łez komentując jakieś wydarzenie, nadając mu zupełnie inne znaczenie.
Dodatkowym bodźcem do poprawy nastroju jest słońce, budząca się wiosna i sprawdzone ulubione dania. Tym razem sprawdził się, tort nazywany u nas tortem szwajcarskim. Taką nazwę podała znajoma mojej mamy, od której otrzymaliśmy przepis. Ta prawdziwa kumulacja „dobrego” autentycznie wprowadza w błogi nastrój. Snickersowa beza, rumowo – czekoladowa, maślana masa i chrupiące orzechy oddaliły cały ból. A kalorie w torcie? Nie ma czegoś takiego przecież. Ja ich w każdym razie nie widziałam. Tak pokrzepiona ruszam do wiosennych porządków!
Potrzeba:
ciasto:
8 białek
2 szklanki cukru
30dkg siekanych orzechów włoskich
2 łyżki płynnego miodu
masa:
8 żółtek
15 dkg cukru pudru
1/2 szklanki mleka
laska wanilii
1 kostka masła
1 kieliszek spirytusu
1/2 kieliszka rumu
połówki orzechów do dekoracji
Uwaga! wszystkie produkty muszą być w tej samej pokojowej temperaturze.
Na garnku z gotującą wodą ustawiamy miskę. Będziemy ubijali pianę z białek na parze. Białka wrzucamy do przygotowanej miski i ubijamy. Gdy masa zacznie gęstnieć, powoli, cały czas ubijając dodajemy cukier. Gdy masa wyraźnie zgęstnieje, będzie błyszcząca i sztywna dodajemy posiekane orzechy i miód. Dokładnie mieszamy, ściągamy misę z pary. Dwie tej samej wielkości tortownice wykładamy papierem do pieczenia. Przygotowaną masę dzielimy na pół i wylewamy do przygotowanych tortownic. Blaty można piec jednocześnie lub jeden po drugim.
Blaty pieczemy w nagrzanym do 170-180 stopni piekarniku na złoty kolor. Tutaj oczywiście trzeba zachować czujność bo każdy piekarnik piecze ciut inaczej.
Gdy blaty się pieką, na garnku znowu ląduje misa. Tym razem na parze ucierane będą żółtka z cukrem pudrem. W osobnym garnuszku zagotowujemy mleko z laską wanilii. Do puszystej, zbielałej masy żółtkowej wlewamy zagotowane mleko. Cały czas miksujemy. Po kosteczce dorzucamy czekoladę. Miksujemy. Gdy cała czekolada zostanie wchłonięta w masę, jej wygląd nas zadowala, można masę zdjąć z pary i wystudzić. W makutrze rozcieramy masło i do niego po łyżce dodajemy czekoladowe dobro. Na końcu wlewamy spirytus i rum. Proporcje wg uznania. Mieszamy.
Wystudzone blaty orzechowe przekładamy masą, pozostawiając mniejszą połowę masy do otulenia tortu z wierzchu. Boki i góra tortu koniecznie muszą być „zaszpachlowane”. Dekorujemy połówkami orzechów. Trzymamy w lodówce.
Polecam. Rozkosze podniebienia gwarantowane.
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch