Dzięki nim Świdnica miała piwo, uważane za jedno z najlepszych w Europie. Kamienne studnie, sięgające czwartorzędowych warstw wodonośnych, stały się źródłem sukcesu średniowiecznych piwowarów. Jedną z nich – w absolutnie idealnym stanie, z wodą – odkryli pracownicy budowlani podczas prac przy ulicy Kotlarskiej w Świdnicy. Kamienna budowla ma 18 metrów do lustra wody, a do dna są aż 24 metry. Studnia wygląda tak, jakby jeszcze wczoraj czerpano z niej wodę.
Studnia do dna mierzy 24 metry, do lustra wody jest 18 metrów. Poziom wody w średniowieczu był w niej identyczny jak obecnie.
Świdniccy budowniczy byli na zdecydowanie wyższym poziomie niż wrocławscy. Gdy w stolicy Dolnego Ślaska kopano 4-metrowe drewniane studnie, w Świdnicy powstawały niezwykle głębokie, 18 metrów i więcej, i na dodatek kamienne. Prawdopodobnie było ich kilkadziesiąt, archeolodzy potrafią wskazać 15. Woda czerpana z tak dużych głębokości była bardzo smaczna i przesądzała o powodzeniu świdnickiego piwa.
– Ta studnia jest w idealnym stanie – uznania dla dawnych budowniczych nie kryje Daniel Sip, szef firmy wykonującej remont w dawnym klasztorze urszulanek przy ulicy Kotlarskiej. – Jest na pewno niezwykle cennym zabytkiem.
Na pewno ta studnia jest na terenie miasta jedynym takim obiektem z zachowanym poziomem wody identycznie jak w średniowieczu. Podobne głębokości luster wody stwierdzono w trakcie badań architektoniczno-archeologicznych prowadzonych w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX w. w bloku śródrynkowym i w kamienicy Rynek 4.
– Wyjątkowość studni z ul. Kotlarskiej polega na tym, że jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, iż znamy ze źródeł średniowiecznych mieszczanina, na której posesji ona stała i współudziałowców kosztów jej budowy oraz remontów – mówi dr Dobiesław Karst, świdnicki archeolog, który pod koniec września przeprowadził badania studni. – Właścicielem kamienicy i należącej do niej działki przy obecnej ul. Kotlarskiej 19, w drugiej połowie XIV w., był Kuncze Friburg. Świdnicka księga ławnicza z lat 1377-1382 wymienia go jako współwłaściciela studni przy ul. Kotlarskiej. Poza nim w kosztach jej budowy i remontów partycypowało jeszcze czterech innych mieszczan. Z informacji zawartych w księgach ławniczych wiemy, że studnie świdnickie budowane często przy udziale sąsiadów otoczone były specjalną opieką prawną. Współudziałowcy studni mieli do nich zwykle wolny dostęp „dniem lub nocą”, czasami w księgach ławniczych pojawiał się zapis o tym, że w czasie warzenia piwa brama wiodąca na podwórko sąsiada ma być otwarta „dniem i nocą”, aby można było nosić wodę poprzez „dwór”, czyli parcelę mieszczańską. Udziałowiec studni musiał ponosić również koszty jej remontu oraz zakupu sznurów i wiader w takiej wysokości, jaki był jego udział w tym urządzeniu wodociągowym.
Kwestie utrzymania studzien regulowało nawet odrębne rozporządzenie Rady Miasta z 1346 roku, na mocy którego jeżeli współudziałowiec studni odmówił partycypowania w kosztach jej remontu, wówczas studnia mogła stać się wyłączną własnością tego mieszczanina, na którego gruncie ona stała i który ponosił koszty jej utrzymania.
Odkryta przy Kotlarskiej studnia została w czasie badań wstępnie zabezpieczona i w uzgodnieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków we Wrocławiu, Delegatura w Wałbrzychu, przygotowywany jest projekt jej ekspozycji. – Studnia zostanie podświetlona i oszklona – deklaruje Daniel Sip. Ten unikatowy zabytek będą mogli oglądać mieszkańcy Świdnicy i turyści.
/asz/
zdjęcia Dobiesław Karst