Kilka dni temu opisaliśmy tragiczną historię porzuconego w Świdnicy psa, który zginął pod kołami samochodu przy ulicy Wrocławskiej. O pomoc dla zwierzęcia prosili miejskiego urzędnika mieszkańcy. Najpierw miał odmówić, a potem nakazał trzydniową obserwację. O wyjaśnienie zasad odławiania bezdomnych zwierząt poprosiliśmy prezydenta miasta, Wojciecha Murdzka. Odpowiedział jego zastępca, Ireneusz Pałac.
Ten pies został porzucony. Nie doczekał pomocy. Zginął pod kołami samochodu.
Historię kundelka z Wrocławskiej opisaliśmy w artykule „Skazali psa na śmierć?”. Po tym, jak wyrzucony przez właściciela z domu pies nie doczekał się pomocy ze strony miasta, poprosiliśmy prezydenta Wojciecha Murdzka o odpowiedź na pytania:
– na podstawie jakich przesłanek urzędnik UM w Świdnicy jest zobowiązany do podjęcia decyzji o odłowieniu psa?
– na podstawie jakich przepisów prawnych urzędnik zleca Straży Miejskiej 3-dniową obserwację psa, zanim podejmie decyzję o odłowieniu zwierzęcia i przewiezieniu do schroniska (takich zapisów o jakiejkolwiek obserwacji nie ma ani w ustawie o ochronie zwierząt, ani w miejskim programie opieki nad bezdomnymi zwierzętami); podczas tej „obserwacji” dochodzi do realnego zagrożenia ludzi i w ruchu drogowym (przykład z 24 września – porzucony pies zginął przy ulicy Wrocławskiej – urzędnik odmówił odłowienia, mimo że właściciel od tygodnia nie był widziany w domu, co potwierdziła Straż Miejska)?
– dlaczego miasto nie zabezpiecza od lat w budżecie wystarczających środków na opiekę nad bezdomnymi zwierzętami, mimo że na podstawie rocznych interwencji można przewidzieć, ile będzie potrzeba w kolejnych latach, by umieścić w schronisku wszystkie potrzebujące zwierzęta bez kuriozalnego trzydniowego obserwowania?
Odpowiedział zastępca prezydenta Ireneusz Pałac:
Analizując procedury dotyczące postępowania służb miejskich zajmujących się ochroną zwierząt należy pamiętać, że miasto posiada uprawnienia do reagowania jedynie w odniesieniu do psów bezpańskich. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy zwierzę odniosło obrażenia w wyniku wypadku komunikacyjnego lub stwarza zagrożenie dla otoczenia np. zachowuje się agresywnie. Natomiast, nie mamy żadnej podstawy prawnej do wyręczania właścicieli psów w wypełnianiu ich elementarnych obowiązków opieki nad posiadanymi zwierzętami. Zwierzę można czasowo odebrać właścicielowi na podstawie decyzji administracyjnej wydanej po przeprowadzeniu odpowiedniego postępowania tylko w przypadku, gdy jest ono utrzymywane niezgodnie z ustawą o ochronie zwierząt tj. bite, głodzone itp.
Warto podać przykład z ostatnich dni ilustrujący złożoność problemu. Komornik odmówił wykonania wyroku eksmisyjnego wobec mieszkańca kamienicy, chociaż wszyscy jego sąsiedzi czekają niecierpliwie na ten moment. Człowiek ten nie płacił czynszu, przez lata zakłócał spokój, awanturował się. W związku z tym sąd nie przyznał mu prawa do lokalu socjalnego i eksmisja ma być wykonana do schroniska dla bezdomnych. Jednak człowiek ten ma psa, którego oczywiście w schronisku nie chcą, a miasto nie może ot, tak go zabrać. W związku z powyższym powstał niełatwy do rozwiązania problem prawny.
Innym przykładem mogą być sytuacje, opisywane kiedyś przez prasę, gdy osoba przygarniała kilka lub nawet kilkanaście psów, posiadając zupełnie nieodpowiednie do tego mieszkanie. Było to super uciążliwe dla otoczenia, ale psy miały się tam nie najgorzej. W tych przypadkach także konieczne były skomplikowane zabiegi proceduralne, aby miasto mogło przejąć przynajmniej część zwierząt.
Z powyższych względów niemożliwe jest automatyczne odwożenie do schroniska dla psów wszystkich czworonogów spacerujących luzem po mieście. W żadnym znanym nam mieście tak się nie postępuje. Jest to dopuszczalne jedynie po ustaleniu faktycznej bezdomności. Oczywiście, dobrze świadczy o wrażliwości świdniczan, że zgłaszają Straży Miejskiej przypadki wałęsających się psów. Mieszkańcy muszą jednak rozumieć, że niemożliwe jest umieszczenie w schronisku każdego psa, który pojawił się bez opieki w otoczeniu ich miejsca zamieszkania. A przemawia za tym nie tylko prawo, lecz także względy praktyczne. Z wieloletniego doświadczenia wiemy, że bardzo często swobodnie chodzące psy mają stałe miejsce „zakwaterowania” i opiekunów, którzy beztrosko puszczają wolno swych podopiecznych. Dlatego właśnie uzasadnione jest prowadzenie 2-3 dniowej obserwacji psów. Ten czas pozwala rozstrzygnąć przypadki budzące wątpliwość. Chcemy uniknąć sytuacji nieuzasadnionego odławiania psów i umieszczania ich w schronisku dla zwierząt. Dla tych, którzy czują empatię wobec czworonogów jasne jest, że to dla nich traumatyczne przeżycie, podobnie jak dla osób, którym pies nagle „zniknął”. Natomiast, obywatele akcentujący aspekt ekonomiczny przyznają, że nie powinno wydawać się pochopnie kwoty 3.150 zł na każdego psa (tyle kosztuje operacja odłowienia i przekazania do schroniska), bez upewnienia się, że interwencja jest konieczna.
Miasto przeznacza w swym budżecie kwotę ponad 200 tys. zł. Pozwala ona pokryć koszty podejmowanych działań, chociaż podobnie jak w innych dziedzinach, staramy się zachowywać dyscyplinę w wydawaniu pieniędzy. Nie jest rozwiązaniem problemu bezpańskich psów znaczące zwiększenie tej kwoty, w szczególności przeznaczonej na odławianie większej ich ilości. Wynika to ze względów przedstawionych powyżej, ale również z faktu, że ilość dostępnych miejsc w schroniskach jest ograniczona.
Umowa, jaką nasze miasto zawarło ze schroniskiem w Uciechowie (jedynym dla nas dostępnym) przewidują kwartalne limity przyjmowanych psów. Zawsze jednak, gdy jest taka konieczność, udaje się wynegocjować zwiększenie liczby zwierząt, które mogą zostać przyjęte. Wbrew ocenie niektórych krytyków system świdnicki jest dosyć sprawny, a osoby postulujące znaczne zwiększenie liczby psów kierowanych do schroniska powinny mieć świadomość pewnych konsekwencji. Może się na przykład okazać, że lawinowo przybędzie w Świdnicy rzeczywiście bezpańskich psów, gdyż będą nam podrzucane. Takie przypadki już teraz się zdarzają. Nie sposób tego ustalić, bo nie istnieje jakakolwiek centralna ewidencja, ale są powody do podejrzeń, że trafiają do nas zwierzęta za opiekę, nad którymi ktoś już wcześniej, poza naszym regionem zainkasował pieniądze. Naprawdę bardzo realny jest mechanizm w ramach, którego im więcej zwierząt umieścimy w schronisku, tym więcej będzie „kandydatów” do zaopiekowania się nim w ten sposób. Dla wielu ludzi pies to przyjaciel i „mniejszy brat” wymagający wsparcia. Dla innych pies jest wyłącznie instrumentem do zarabiania, wcale nie małych, pieniędzy.
Sądzę, że podane informacje pozwolą obiektywniej ocenić wypadek z ostatnich dni. Choć oczywiście żal, że tak się stało. Warto podkreślić, że jest to pierwszy tego typu zarejestrowany przypadek. Dobrze wiedzieć, że według statystyk rocznie pod kołami samochodów ginie na terenie miasta około 200 zwierząt. W tym roku w grupie tej znalazło się do tej pory 19 psów. Nie przypominam sobie, aby którekolwiek z tych zdarzeń wywołało większe społeczne zainteresowanie. Media nie zadawały pytań o sposób sprawowania opieki przez właścicieli (także tych, którzy nie „wyparli się” swoich podopiecznych), nie analizowały przebiegu wypadków i nie sugerowały, że ktoś jest temu winny. Traktowano je, jako zbiegi okoliczności lub nieszczęśliwe przypadki, których nie sposób przewidzieć, ani uniknąć. Dlatego zaskoczeniem jest obecna sytuacja. Potrafię zrozumieć emocje osób, którym szkoda jest psa potrąconego przez samochód. Jednocześnie dziwi mnie łatwość przypisywania odpowiedzialności za to zdarzenie urzędnikom miejskim. Fakty są takie, że pies ten miał właściciela, a „na ulicę” został skierowany przez osobę bliską właścicielowi, która posiadała dostęp do mieszkania, w którym pies na co dzień żył. Straż Miejska dokonała stosownego zawiadomienia o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa, gdyż tak należy kwalifikować porzucenie psa przez opiekuna.
Okoliczności są badane także w Urzędzie Miejskim, bo poważnie traktujemy tę sprawę. Pierwsze podjęte czynności wskazują, że przebieg zdarzeń mógł być nie do końca taki, jak go dotychczas przedstawiano. Rzetelnie ustalimy fakty, jednak daleki jestem od pochopnego formułowania opinii o błędach pracownika urzędu. Tym bardziej, że to doświadczony i oddany swej pracy urzędnik, który nigdy nie traktował jej w kategoriach „przy biurku od 7 do 15”. Przeciwnie, wielokrotnie załatwiał bardzo trudne sprawy dotyczące zwierząt w dniach wolnych od pracy, a w nagłych przypadkach także „w środku nocy”. Dopiero po zakończeniu naszego wewnętrznego postępowania sformułujemy ostateczne oceny i wnioski odnoszące się do obowiązujących zasad postępowania.
Ireneusz Pałac, zastępca prezydenta Świdnicy